Informacje

avatar

chesteroni
z miasta Toruń
16647.94 km wszystkie kilometry
314.60 km (1.89%) w terenie
43d 11h 14m czas na rowerze
15.92 km/h avg

Kategorie

.Giant.0   .mieszczuch.127   .mieszczuch 2013.138   .Surly.55   .Surly 2013.49   >100.55   >200.19   >300.5   forumowo.27   gminobranie.58   nightrower.42   przyczepkowo.4   sakwowo.51   użytkowo.273   wycieczka.59   wycieczka 2013.53  

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Moje rowery

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy chesteroni.bikestats.pl

Archiwum

powrót ze zlotu 7/7 - kończyć flaszkę i do domu

Sobota, 24 maja 2014 | dodano:04.06.2014 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly, forumowo, gminobranie, sakwowo, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
86.17 km
0.00 km teren
07:26 h
11.59 km/h
55.00 vmax
*C
145 HR max( 77%)
102 HR avg( 54%)
840 m 3137 kcal
Wstaję, ale nadal pada. Chwilę przestaje, robię przegląd rzeczy. Mokre, to za mało powiedziane. Znowu pada, czekam i pomału się zbieram w namiocie. Znów przestaje - czas się zwijać. Okazuje się, że pękł mi jeden z kawałków pałąka w namiocie. Na szczęście ten prosty więc jest szansa, że znajdę zamiennik. Wyjęcie pękniętego pałąka zajmuje mi jednak z 10 minut - nie chcę uszkodzić namiotu. Wszystko mokre dookoła. Strzepuję ślimaki z namiotu, ale jednego przeoczę i będzie strasznie śmierdziało potem, w domu. W domu, bo postanowiłem nie jechać w tym deszczu daleko - kończę urlop w Zgorzelcu, potem spokojnie dojadę do domu i spędzę trochę czasu z dawno niewidzianą rodziną. Namiot się nie mieści do pokrowca, ale mam to gdzieś - pakuję do reklamówki z biedronki, którą miałem na wypadek wożenia mokrych rzeczy. Reklamówkę upycham kolanem w sakwie - jakoś się udało.
Wyjeżdżam na drogę - znowu pada, ale lekko więc nie zakładam kurtki póki co, jedynie bluzę z długim rękawem. Zmoknie, ale co tam - to ostatni dzień. Dojeżdżam do Radomierzyc i skręcam w stronę Bogatyni. Ten "kikut" Polski połączony z resztą kraju wąskim przesmykiem. To prawdziwy Hel południa - raczej tu nie trafię ponownie, trzeba to objechać dogłębnie i zaliczyć - nijak nie jest to po drodze :)
Zaczynam od Radomierzyc - jest tam ładny pałac, choć oznaczony jako teren prywatny. Zasięgnąłem jednak wcześniej języka i "ludzie tam chodzą"

Sam pałac jest dość wypasiony, choć pusty. Trochę dziwne, ale cóż - mnie nie stać na kupno wyspy z pałacem - co ja tam wiem :)

Wracam do głównej drogi i kawałek dalej odbijam do zbiornika Witka. Jest asfaltowa ścieżka rowerowa! Europa!
Dupa nie Europa, za chwilę mija mnie gnający po ścieżce rowerowej motor crossowy. Tuż obok była asfaltowa jezdnia o niewielkim ruchu. Łelkam tu ze dżangle.
Zbiornik Witka to kolejna tama na mojej trasie. Parę lat temu wody spadło za dużo i tama pękła, zalewając m.in. Zgorzelec. Obecnie chyba jest odbudowana

Niestety - nie da się normalnie przejechać na drugą stronę więc wracam do drogi i jadę do Bogatyni. Jadę, ale właściwie się wlokę. Jest wilgotno a do tego jest ciągle w górę. Nie widać tego, jak się jedzie, są nawet pojedyncze małe zjazdy, ale wykres wysokości na mapce mówi sam za siebie. Po ostatnim podjeździe jest super-zjazd na którym muszę uważać bo na dole mam skręt o 90° w prawo.
Za skrętem mogę podziwiać z bliska kominy elektrowni Turów:

Za elektrownią robię popas w sklepie i zaczyna znowu padać. Nie chce przestać więc zakładam lekko podeschniętą kurtkę, ocieplacze na buty i jadę dalej. Droga jest prosta i dziurawa, ale coś po lewej mi nie pasuje. Kawałek dalej widzę wjazd ze szlabanem i jakąś małą polankę, która się gwałtownie urywa. Jadę zobaczyć, co tam widać, a tu... największa jak dotąd widziana przeze mnie dziura w ziemi:

Przez mgłę niestety nie widać dobrze ogromu dołka Kopalni Węgla Brunatnego Turów. Ale jest to potężny dół. Wielkie maszyny górnicze są wielkości mrówek.

Jadę jednak dalej by dotrzeć do trójstyku. Przy samej granicy mam uczucie niesmaku. Niemcy mają wszystko po niemiecku, Czesi jak się później okaże - po czesku. A u nas po niemiecku. Do tego pełno obskurnych bud ze wszystkim, jak w III świecie (sąsiednie kraje nie miały takich przybytków). Rekord pobiła stacja ARAL, która mimo normalnej stacyjnej estetyki była nastawiona tylko na Niemców - ceny w EUR i napisy niemieckie. Poczułem prawdziwy niesmak - jakoś sąsiedzi się europejskości nie wypierają jednocześnie wiedząc, kim są. A my? Ehh.
Do trójstyku docieram w kompletnej ulewie.

Ciężko tam trafić, bo nie ma żadnej tabliczki, szlaki rowerowe wiodą w inną stronę... Wyjeżdżam po czeskiej stronie - tam zamiast bruku jest asfalt i oczywiście oznaczenia. Smutne to trochę - Bogatynia to naprawdę zamożna gmina. Czemu sąsiedzi mogą, a my nie?
W Czechach oczywiście też nie jest różowo - na rondzie okazuje się, że ścieżka rowerowa nie przewiduje skrętu na wschód i aby wrócić na jezdnię musiałem się (i rower) nieźle ubłocić. W końcu wracam do Polski - nawet nie wiem kiedy bo nie było żadnego konkretnego oznaczenia granicy. W Bogatyni na przystanku zmieniam skarpety po raz drugi tego dnia - stopy cierpią od zawilgocenia w butach. Trochę mniej mokro się zrobiło, wracam już na północ - wstąpił we mnie optymizm. :)
Sama Bogatynia jest nawet ładna. Najbardziej znane są budynki z muru pruskiego - nad Miedzianką jest ich całkiem sporo:

Jest nawet zielony budynek tego typu!

Wyjeżdżając mam co prawda przed sobą jeden konkretny podjazd, ale za to potem już wiem, czemu tak ciężko się jechało - zjazd jest szybki i przyjemny.
Przed Zgorzelcem zauważam na zachodzie komórkę burzową:

Bliższe przyjrzenie się wiatrom wewnątrz sprawiło, że do Zgorzelca nie jechałem już wolniej niż 27 km/h. Tuż przed miastem dopadła mnie ulewa, ale po 100metrach zdołałem się schronić na stacji benzynowej. Bardzo silny, porywisty wiatr ciskał strugami ulewnego deszczu niczym rozwścieczony demon.

Po kilku minutach wiatr słabnie trochę, więc jadę dalej na dworzec kolejowy. Ulicami płyną małe potoki, woda przelewa się przez krawężniki. Na podjazdach czuję nurt wody - wodna apokalipsa. Na szczęście zdążam na pociąg do Wrocławia. W pociągu nawet grzeją więc troszkę podsycham (i zakładam ostatnie suche skarpetki, jakie miałem).
Jedzie też ze mną inny rowerzysta, który zawodowo mapuje szlaki rowerowe - podróż upływa nam na rozmowach o GPS, problemach nawigacyjnych i słabości współczesnych źródeł zasilania urządzeń przenośnych. Jadę do domu!
We Wrocławiu nie wychodzę poza dworzec bo deszcz i tu dotarł, a ja nie po to podsuszyłem buty aby teraz zamoknąć. Dworzec Wrocławski jest jednak tak fajny, że wcale nie jest mi przykro. Jak widać miałem już trochę przesyt i potrzebowałem odpoczynku.


Więcej zdjęć z Helu południa, czyli worka turoszowskiego można zobaczyć w - klik tutaj -> G A L E R I I <- klik tutaj -
 
Zaliczone gminy: 3
Dolnośląskie:
Zgorzelec - obszar wiejski, Zgorzelec - teren miejski, Bogatynia



komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa zycia
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]