Informacje

avatar

chesteroni
z miasta Toruń
16647.94 km wszystkie kilometry
314.60 km (1.89%) w terenie
43d 11h 14m czas na rowerze
15.92 km/h avg

Kategorie

.Giant.0   .mieszczuch.127   .mieszczuch 2013.138   .Surly.55   .Surly 2013.49   >100.55   >200.19   >300.5   forumowo.27   gminobranie.58   nightrower.42   przyczepkowo.4   sakwowo.51   użytkowo.273   wycieczka.59   wycieczka 2013.53  

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Moje rowery

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy chesteroni.bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

>300

Dystans całkowity:1771.23 km (w terenie 11.90 km; 0.67%)
Czas w ruchu:110:17
Średnia prędkość:16.06 km/h
Maksymalna prędkość:47.58 km/h
Suma podjazdów:3851 m
Maks. tętno maksymalne:217 (115 %)
Maks. tętno średnie:114 (60 %)
Suma kalorii:46190 kcal
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:354.25 km i 22h 03m
Więcej statystyk

Gminobranie czerwińskie 300km

Niedziela, 28 września 2014 | dodano:05.10.2014 | linkuj | komentarze(2)
Kategoria .Surly, >100, >200, >300, gminobranie, nightrower, sakwowo, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
304.02 km
1.40 km teren
20:02 h
15.18 km/h
45.38 vmax
12.0 *C
HR max(%)
HR avg(%)
1283 m kcal
Po załatwieniu swoich prywatnych spraw w Warszawie okazało się, że mam masę czasu - już w sobotę wieczorem byłem wolny więc grubo przed świtem, bo o 4:45 byłem już w drodze. Pierwotnie chciałem przejechać przez Park Łazienkowski, ale okazało się, że jest zamknięty :(
W zamian przejechałem obok jednostki wojskowej i siedziby BOR gdzie biedni wartownicy wpatrywali się przed siebie nieobecnym spojrzeniem. Przejazd przez Warszawę nie był przyjemny. Mimo GPSa trzeba było co chwilę kombinować bo a to zakaz, a to remont, a to metro budują i jest objazd. Po przebiciu się na wschodnią stronę Wisły było już nieco lepiej i nawet dało się podziwiać "city":
W końcu dojechałem do granic miasta, przy okazji poznając fajny wyjazd z niego przez Jabłonną. Co ciekawe, w Warszawie wyjazd wiedzie dłuuugą ul. Modlińską by w Jabłonnej wjechać w... ul. Modlińską. W kolejnych miejscowościach to samo i tak przez ok. 20km jeśli tylko byłem w jakiejś wsi, to jechałem Modlińską.

Modlin
W końcu dojechałem do Nowego Dworu Mazowieckiego, na terenie którego znajduje się Twierdza Modlin i lotnisko Warszawa-Modlin. Zimno dawało się we znaki, temperatura oscylowała w okolicy 5 stopni. Dobrze, że miałem ze sobą zimowe ciuszki rowerowe. Koło Twierdzy Modlin jedynie przejeżdżam. Jest nad Wisłą na dole skarpy i nie bardzo mi się uśmiecha włóczenie się po bunkrach. Zwłaszcza, że tych jest niemało:

Na górze pełno dookoła 100-letnich budynków wojskowych i powojskowych, do tego jest jednostka wojskowa z mostem pontonowym:

Mijam jeszcze pomnik obrońców Twierdzy Modlin

i wyjeżdżam, żałując nieco, że nie miałem czasu na powłóczenie się po okolicy. Za Zakroczymiem odbijam na północ po gminy, co osiąga apogeum w gminie Joniec, gdzie 9.5 km nadrabiam by przejechać przez siedzibę gminy :) Ale udaje się wodę uzupełnić 2 minuty przed zamknięciem sklepu - potem długo nie będzie nic otwartego!

Czerwińsk

Z Jońca odbijam na południe w stronę Czerwińska nad Wisłą. Trasa bez tych gmin mogłaby być krótsza pewnie o dobre 100km, ale za to byłaby nudnym turlaniem się z punktu do punktu. Jazda na południowy zachód nie jest najprzyjemniejsza - pod słońce i pod wiatr. Kilometry połykam jednostajnym, ale niewielkim tempem. Pewnie prócz wiatru ma na to wpływ waga bagaży - ok. 20kg, jak się potem w Toruniu okaże!
Czerwińsk to maleńkie miasteczko z małym ryneczkiem, ale jak się podjedzie pod górę to widać piękny kościół z 1155r.

Warto było zboczyć z trasy i tu zajrzeć!
Z Czerwińska jadę na północ do Płońska. Mógłbym pewnie jakimiś bocznymi dróżkami Płońsk ominąć, ale ostatnim razem tylko śmignąłem przez miasto i niewiele zobaczyłem - chciałbym to nadrobić.

Płońsk

Generalnie nie było warto. Jedyny ciekawy akcent to aniołek wkurzony na parkujący samochód:

Z Płońska odbijam na zachód, znowu pod wiatr, ale za to krajówką, z której uciekam... na południe. Kolejne gminy ;-)
Jednocześnie zmierzcha już i ledwo udaje się pożegnać ze słońcem:


Nightrower
Niemal ocieram się o Płock i rafinerię - w okolicach Bielska widać dymiące (i płonące!) kominy Orlenu. Z Sierpca wyjeżdżam o północy, senność mnie już męczy, ale zatankowałem kawę, ubrałem się ciepło i ruszyłem ostatnią "prostą" do domu, czyli nocna jazda DK10.
Senność - to słowo poznaję we wszystkich odmianach. Ledwo docieram do Skępego, gdzie ładuję w siebie niemal litr kawy. Na Orlenie z okazji jakiegoś dnia kawy jest promocja i każda kawa jest podwójna :-)
Przy okazji widzę wycieczkę autokarową młodzieży, która jedzie "melanżować się do Mielna". Eh, każdy ma swoje dziwactwa :P
W Skępem zmiana - ze stacji Bliska zrobił się prawdziwy Orlen!
Mijam znane mi miejscowości i w końcu docieram do Lipna, ale nie było to najfajniejsze. Pagórki i zwężenia drogi wraz z mgiełką odbierały poczucie bezpieczeństwa na poboczu. W Lipnie rozważam poczekanie na pociąg, ale 2.5 h marznąć? Bez sensu. Dobrze, że kolejną kawę wypiłem, bo w Kikole na jedynej stacji kawy nie ma - popsuł się ekspres. Od okolic Czernikowa jazda jest mocno nieprzyjemna z uwagi na liczne zwężenia i narastający poranny poniedziałkowy ruch. Nie pozostaje nic innego, jak cisnąć.
W Obrowie pociąg mnie mija - szybciej bym był pociągiem, ale co tam, będzie 300. Pierwszy w tym roku dystans między 300 a 400 km!
To mnie motywuje i już bez problemów docieram do Domu. W Toruniu poranna mgła, a ja spadam spać.

Tradycyjnie, więcej zdjęć można obejrzeć po wejściu do - klik tutaj -> G A L E R I I <- klik tutaj -

Zaliczone gminy: 9
Mazowieckie:
Nowy Dwór Mazowiecki, Zakroczym, Joniec, Załuski, Naruszewo, Czerwińsk n/Wisłą, Dzierzążnia, Bulkowo, Staroźreby


430km - gminobranie pruszczowe

Sobota, 19 lipca 2014 | dodano:22.07.2014 | linkuj | komentarze(1)
Kategoria .Surly, >100, >200, >300, gminobranie, nightrower, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
429.70 km
0.00 km teren
25:13 h
17.04 km/h
47.58 vmax
24.0 *C
160 HR max( 85%)
114 HR avg( 60%)
2568 m 16467 kcal
Jak co roku chciałem wykorzystać krótkie noce do zrobienia jakiegoś sensownego dystansu. Letnie temperatury i spora dziura na gminnej mapie Polski w okolicy 180km... to brzmi jak plan! ;-)
Postanowiłem pojechać do Pruszcza Gdańskiego i znacznie zredukować terra incognita w pomorskiem. Jak zawsze plan był niezły: trochę pośpię i wyjadę parę godzin przed świtem. Jak zwykle niewiele z niego wyszło - znowu spałem 2h przed długą trasą... O 2:30 byłem już w drodze i dość sprawnie dojechałem do Chełmży. Trochę się obawiałem tego odcinka bo to noc z piątku na sobotę. Trochę słusznie - z dwóch samochodów jakieś krzyki + parę "sikostopów" wesołego towarzystwa, ale obyło się bez przygód. Z Chełmży jadę w stronę Lisewa. Słoneczko już wyszło więc jechało się raźniej:

Dalej na Grudziądz, mijając MOP w Malankowie:

Są po obu stronach stacje, sklepy i nawet po jednym McDrive, ale... nie dla proli. Nawet nie da się wejść od strony drogi technicznej - trzeba mieć klucz do furtki. Dobrze, że nie miałem potrzeb kawowych :) Trochę nie rozumiem tego zamknięcia - boją się autostopowiczów czy czego? Bo przecież jak ktoś zechce to i tak na autostradę się dostanie - kwestia chęci.
Do Grudziądza bez kłopotu dojeżdżam DK55 - o tej porze nie ma jeszcze ruchu. Gorzej na pewno jest w normalnych godzinach, a droga dla rowerów zaczyna się co prawda na przedmieściach miasta, ale dojechać do niej trzeba szosą bez pobocza, która jest dojazdem do autostrady. Grudziądz tym razem mijam bokiem, ale z mostu prezentuje się bardzo ładnie:

Po moście akurat przejeżdża pociąg - bardzo fajne, ekonomiczne rozwiązanie: trzeci pas ruchu zamiast dla aut - dla kolei. Podobnie jest w bydgoskim Fordonie i dzięki temu mniejsze miejscowości nie są odcięte od pociągów (pociąg był relacji Wierzchucin-Brodnica). Za mostem wpadam na Orlen na kawę i cofnąwszy się nieco odbijam wzdłuż Wisły na północ w stronę miejscowości Nowe. W sporej części pokrywa się moja trasa z Wiślaną Trasą Rowerową. Droga jest wygodna, asfalt, ale Wisły nie widać zza wałów. Może kiedyś w końcu będzie można jechać rowerem po wałach tak, jak np. po niemieckiej stronie Odry?
W Nowem mały, ale zauważalny podjaździk i dalej DK91 do Pelplina. W samym Pelplinie można zobaczyć krzyż po wizycie papieża oraz bazylikę katedralną, która jest zamknięta:

Tzn. w niedziele są msze, a w pozostałe dni można co pół godziny zwiedzać (pewnie za opłatą), o ile zbierze się grupa. Kuriozalne - zwykle, aby mieć status bazyliki, kościół musi być ogólnie dostępny. Ja go nie zwiedziłem, a pewnie szkoda - witraże mogą być bardzo ładne. Z Pelplina jadę dalej do Tczewa. Sam Tczew jest taki sobie, ale to pewnie przez brukowane, przemysłowe przedmieścia, którymi wjechałem. Mijam po drodze całkiem fajny rynek, ale niestety sporo na nim aut:

Z rynku jadę w dół i mogę w końcu pooglądać sobie ten słynny most:

Most jest zamknięty niby dla wszystkich, ale przez dziurę wjeżdża/wchodzi wszystko, co się zmieści. Jest to dość kuriozalne - rozumiem, że zrujnowane kładki dla pieszych powinny być zamknięte, ale skoro asfalt na środku jest w tak dobrym stanie, to czemu nie dopuszczono ruchu pieszo-rowerowo-skuterowego? Obecnie i tak się odbywa i jakoś wypadków nie ma, a tylko uczucie niesmaku dla osób chcących przestrzegać prawa. W tym roku mają się wziąć chyba za remont więc może za jakiś czas będzie lepiej.
Z Tczewa jadę przez Pszczółki w stronę Pruszcza, ale trafia mi się Krzywe Koło:

W końcu docieram do niby-półmetka, czyli miasta Pruszcz Gdański. Ciężko tu było mi dotrzeć bo nigdy po drodze. Zawsze jakoś do tego Gdańska dojeżdżało się bocznymi drogami i sam Pruszcz się omija. I w sumie słusznie - miasteczko jest dość nijakie, ot typowe przedmieście z jedną czy dwoma w miarę ładnymi ulicami. Niemniej jednak, to jest półmetek i trzeba teraz wybrać wariant powrotny. Miałem przygotowane trzy, wybieram najdłuższy bo jedzie się dobrze :-) Zamiast być na półmetku, zostało mi jeszcze 245km do domu. Drobiazg ;-)
Jadę w stronę Kościerzyny i przypominam sobie, jak to jest na Kaszubach: z 6 m.n.p.m. wjeżdżam na prawie 300 w kilku ratach. Niby nic takiego, ale jednak da się odczuć, że nie jest płasko. Zaliczam po drodze kilka gmin, aż w Nowej Karczmie odbijam na południe. Po gminę, a jakżeby inaczej ;-) Zaliczywszy Liniewo wracam w stronę Trąbek Wielkich. Droga w ostatnich już promieniach zachodzącego słońca jest bardzo przyjemna, nieco w dół, czasami nawet nieco bardziej:

W Trąbkach zajeżdżam na Orlen na większy kawostop i zaczyna się pasmo kryzysów. Nocka po bardzo słabo przespanej poprzedniej jednak nie jest najprzyjemniejsza. Na początku jeszcze nie jest najgorzej i do Skarszew trafiam w miarę bez "zjazdu" formy. Tam kolejny postój pod monopolowym z niewykorzystywaną funkcją tankowania marki Bliska. Ze stacji jedzie się już źle. Mam problemy z opanowaniem senności, robię jakieś przystanki... Co gorsza, po drodze spadł całkiem spory deszcz - udało mi się schować na jakimś przystanku, ale znowu - strata czasu. Parę wsi dalej znowu przystanek i odpoczynek. Ech, starzeję się.
W końcu dobijam do Starogardu Gdańskiego - bardzo ładnego miasta. Gdyby nie imprezujące grupki młodzieży, pewnie fotek byłoby więcej:

Ze Starogardu droga jest już w miarę jasna i po jeszcze jednym przystanku trafiam do Skórcza. Malutkie miasteczko w którym nic mnie nie urzekło, ale za to wpadły dwie gminy (zupełnie jak Raciąż w mazowieckiem). Miasteczko może takie-sobie, ale za to jaki ładny wschód słońca!

Ze Skórcza jadę właściwie prosto w stronę Laskowic Pomorskich, zahaczając jedynie o Osiek - ostatnią gminę na trasie. Droga trochę dziurawa, a za to cały czas przez las. Przy mojej senności to jest demotywujące, ale na szczęście mam coś na czarną godzinę: kawę rozpuszczalną i kubek. Wszak i w zimnej wodzie się rozpuści. Podwójna czarna (a właściwie poczwórna, bo dwa razy muszę sobie zaaplikować dawkę) w miarę mnie stawia na nogi:

W końcu dojeżdżam do Laskowic gdzie muszę kolejny spory deszczyk przeczekać. Dalej już jest dobrze mi znana trasa przez Świecie, w którym warto zahaczyć jeszcze o zamek:

Pod zamkiem jest sklepik z pamiątkami. Chciałem coś kupić, ale figurka rycerza za 80zł mnie skutecznie zniechęciła. Ścigając się z sakwiarzami dojeżdżam do Chełmna z niezłą prędkością, potem oczywiście podjaździk i ścieżka rowerowa do Stolna. Ach, czemuż nie do Chełmży? Albo chociaż do Papowa Biskupiego?
Jadę krajówką, omijam Papowo Bisk. i Chełmżę - chcę już być w domu bo mam znaczne opóźnienie. Nic z tego - zaczyna padać tak, że pół godziny spędzam na przystanku. Nie tylko deszcz zniechęca - jazda krajówką przy bocznym wietrze powoduje, że każdy TIR owiewa wielką chmurą wody rowerzystę. Jest to nieprzyjemne, ale przede wszystkim - bardzo niebezpieczne przy większym ruchu - następny kierowca może nie zauważyć że np. omijam dziurę i we mnie wjechać. Dlatego chcąc-nie chcąc odczekuję swoje i ruszam dopiero jak deszcz ustaje. Do domu dojeżdżam ciut po 15, choć gdyby nie parę niefortunnych postojów pewnie na 12-13 bym się wyrobił. Nogi trochę bolą, plecy takoż, ale po 13h snu nie jest źle ;-)

Więcej zdjęć jak zawsze można znaleźć w - klik tutaj -> G A L E R I I <- klik tutaj -

Zaliczone gminy: 20
Pomorskie:
Morzeszczyn, Pelplin, Subkowy, Tczew - obszar wiejski, Tczew - miasto, Pszczółki, Suchy Dąb, Pruszcz Gdański - miasto, Kolbudy, Przywidz, Nowa Karczma, Liniewo, Trąbki Wielkie, Skarszewy, Starogard Gdański - obszar wiejski, Starogard Gdański - miasto, Bobowo, Skórcz - obszar wiejski, Skórcz - miasto, Osiek

Jako ciekawostka:
średnie (addytywne) po kolejnych 100km:
100 18,6 km/h
200 17,8 km/h
300 17,4 km/h
400 16,96 km/h
430 17,03 km/h


Gminobranie Licheńskie 407 km

Sobota, 20 lipca 2013 | dodano:21.07.2013 | linkuj | komentarze(2)
Kategoria .Surly 2013, >100, >200, >300, gminobranie, nightrower, wycieczka 2013
  d a n e  w y j a z d u
407.18 km
4.50 km teren
24:58 h
16.31 km/h
42.99 vmax
18.0 *C
217 HR max(115%)
110 HR avg( 58%)
m 12356 kcal
Ostatnio miałem trochę nauki na głowie i nieco mniej jeździłem, na szczęście w ten weekend udało się to nadrobić. Postanawiam sprawdzić, jak to jest, gdy się w długą trasę po całym dniu w pracy, ale bez snu pośrodku.

Wyjeżdżam ok. 18.

Decyduję się na wariant "przez Chorągiewkę" - co prawda ok. 5km muszę jechać DK15, której bardzo nie lubię, ale za to potem mam spokój. W wariancie "przez Włocławek" miałbym kilkadziesiąt km wieczorem/nocą po DK91, która co prawda ma pobocze, ale po co się cisnąć z autami? W Brześciu Kujawskim urządzam sobie pierwszy mały postój i jadę w stronę Kowala. W Kowalu piję kawę na stacji i akurat zaczyna padać - niech ICM się pali ze wstydu! Spotkała mnie za to zabawna historia:
Podpity koleś na składaku pyta się mnie, czy daleko jeszcze?
Odpowiadam, że tak.
- To ile jeszcze? 50 kilometrów?
- Nie, ze 300 będzie.
WTF na jego twarzy był przepiękny
Na szczęście deszczyk był przelotny. Bez problemu pojechałem dalej, w stronę Gostynina, w którym planowałem mini-zwiedzanie. Niestety (a może "stety", bo nie niszczeje), w zamku jest hotel więc tylko obejrzałem go z zewnątrz, ale za to w centrum zrobiłem sobie mały objazd.
Po wyjeździe z Gostynina zaczynają się problemy z sennością. Nie jestem w stanie ich przezwyciężyć i w końcu siadam na ławce na kilka minut odpoczynku.
Dalej jadę w stronę Lubienia Kujawskiego, gdzie ponownie dopada mnie zmęczenie, ale poleżałem chwilkę na ławce koło PKS-u i przeszło. Jadę jednak po kolejną kawę na koniec miasta i dopiero wracam. Po drodze mijam też o świcie jeziorko:


Nocka za mną.

Jadę z Lubienia tak, jak sobie wytyczyłem i okazuje się, że droga wiedzie przez kilka km drogami polnymi (choć w bardzo dobrym stanie). Dziwne to trochę, ale nie narzekam. Gorzej, jakbym w nocy tu wylądował - wiejskim zwyczajem psy sobie biegały luzem po okolicy :(
Przejeżdżam przez Łanięta i w miejscowości Misztal znowu robię mały odpoczynek. Odrywam się od kontemplacji gdy przejeżdża Jacek - kolarz i chwilkę rozmawiamy. Bierze mnie na koło i jedziemy tak kilka kilometrów, jednak w końcu odpadam - tętno 160 przy 32 km/h i boję się, że się "ugotuję". On dla odmiany chyba miał dość wleczenia się 27km/h :)
Miał chyba wrażenie, że coś pokręciłem, jak mówił, że ja powinienem jechać DK 1, a ja mu odpowiadałem, że dalej jadę "2-ką" :)
Objeżdżam Koło od południa bo nadrabiam może odrobinkę, ale za to nie stoję na światłach i nie muszę tłuc się śmieszkami rowerowymi.
W Kłodawie zjeżdżam aby odwiedzić kopalnię soli.

Niestety, w święta i niedziele (gdy ludzie mają wolne) zwiedzania nie ma. Ale za to jest czadowa hałda:

Odwiedzam jeszcze dwa kościoły i faktycznie całkiem ładne je tam mają. Szczególnie spodobało mi się wnętrze drewnianego kościoła cmentarnego:

Ładnych parę kilometrów krajówką dalej skręcam w miejscowości Kościelec by zwiedzić eklektyczny pałac:

Pałac jest akurat remontowany, ale w parku hrabia Kreutzberg nawstawiał różnych cudów, np. ruiny:

czy meczet z minaretem:

Dojeżdżam w końcu do Warty i okazuje się, że nie ma tam mostów, ale jest za to prom:

Ciekawe, czy kursuje w nocy i jak bardzo bym klął, gdyby się okazało, że nie...

Na północ od Warty

Przekroczyłem ten mój Rubikon więc kieruję się w stronę Lichenia, po drodze zaliczając kilka gmin. W ogóle mam wrażenie, że jakbym jechał tylko Toruń-Gostynin-Licheń-Toruń, to trasa by była krótsza o jakieś 150km ;-)
Zaliczanie gmin to niezły pożeracz czasu i generator dużych przebiegów ;-)

Licheń

W Grąblinie okazuje się, że wstęp do lasu, w którym miało miejsce objawienie, jest tylko przez specjalną kładkę, ale na szczęście jest ona bez schodów i z rowerem się da wturlać. Pielgrzymów jest bardzo dużo. Ja z braku czasu odwiedzam tylko jedno miejsce objawienia i robi na mnie naprawdę duże wrażenie siła wiary ludzi, którzy tu przychodzą. Ze łzami, na kolanach wchodzą do kapliczki, dotykają kamienia, przykładają do niego dewocjonalia a następnie wychodzą na kolanach. To robi wrażenie!


Z lasu wracam przez kładkę i jadę do Lichenia. Już z daleka widać bazylikę:

Na miejscu atmosfera jest jednak mniej religijna. Leci sobie z głośników skoczna piosenka z refrenem "rum cium cium", stragany, pełno pielgrzymów

Okazuje się, że plan Lichenia to aż 67 atrakcji do zobaczenia! A ja tu mam ok. 10h do tyłu. Ech... Oglądam tylko Arkę

Wewnątrz był akurat ślub jakiegoś Przemysława z Katarzyną - przed kościołem stały auta warte od 150k wzwyż. Ciekawe, czy Gala lub coś podobnego o tym napisze? Po ślubie poszedłem szukać bazyliki, co wcale proste nie było mimo jej rozmiarów - całość jest wewnątrz wielkiego parku pełnego strzelistych drzew. Przed bazyliką jeszcze trafiam na Golgotę:

A w końcu docieram i do słynnego kościoła:

Wewnątrz jest również pełno złota:

Muszę jednak powiedzieć, że choć nagłośnienie mszy robi wielkie wrażenie (organy podkreślające słowa kapłana itp.), to samo wnętrze jest takie sobie jak na tę skalę świątyni. W takim Toledo czy Granadzie katedry są większe, kolumny potężniejsze a wnętrze nie potrzebuje pazłotka by być imponujące. Moim zdaniem można to było wykonać ładniej. Gust każdy ma swój, ja natomiast opuszczam Licheń kierując się bocznymi drogami w stronę Konina

Powrót do domu

Droga z Lichenia wiedze przez boczne drogi koło stawów rybnych i jest to super skrót omijający centrum Konina. Przejeżdżam koło dwóch elektrowni (Konin i Pątnów)

W okolicy Pątnowa łapię ciągnik z broną talerzową, za którym jadę kilka kilometrów do Kazimierza Biskupiego. Nic szczególnego, gdyby nie to, że brona miała 3,6m wysokości, a wiadukty miały zakaz wjazdu powyżej 3,8m, a ciągnikiem bujało. Do tego kable nad drogą też wisiały niebezpiecznie nisko i cały czas musiałem uważać żeby coś się nie stało.

W Kazimierzu zwiedzam jeszcze klasztor zamieniony na seminarium i jadę do Ślesina. Przy marinie miał być pomnik smoka, ale podobno rok temu go zabrano bo się miasto z właścicielem nie dogadało. Ehh. W każdym razie skoro jest łuk, to i ja sobie triumf zaliczam:

W końcu jadę na północ DK25 do Skulska gdzie czas na włączenie lampek itp. Wszystko to w blasku księżyca nad jeziorem:

Dojeżdżam tak do Kruszwicy, gdzie niestety już jest noc. Słynna wieża prezentuje się ładnie, pewnie za dnia jest jeszcze lepiej:

Na koniec jadę do Kolegiaty, ale o 22:59 dojeżdżam, a o 23:00 gaszą podświetlenie i zrobienie ładnej fotki się nie powiodło. I'll be back, jakby powiedział Terminator.
Zmęczony jestem okrutnie i z drogi do Inowrocławia nie pamiętam za wiele. Jakoś dojechałem i walnąłem dużą kawę, nie starczyła jednak do końca i z Rojewa do Torunia dojeżdżam "magicznie" - nie bardzo wiem jak, choć pamiętam wahadłowy ruch w Gniewkowie i przepuszczanie "pakietów" aut na drodze by potem jechać solo. A, pamiętam jeszcze zakaz jazdy rowerem na DK15 i brak widocznej alternatywy. Pewnie ten chodnik po lewej miał nią być. Dobre sobie :/
W Toruniu jeszcze ostatnie momenty świtu:

I dojeżdżam do domu wykończony. 2 nocki praktycznie bez snu, prawie 36h wycieczka. Wyjazd wieczorem nie był mądry, ale wyjazd rano też pewnie by nie był taki :) Trzeba to będzie powtórzyć ;-)


Na ten rok zdefiniowałem sobie kilka "rowerowych" celów. Trzy z nich udało mi się osiągnąć tą wycieczką:
- zaliczyć wszystkie gminy w województwie kujawsko-pomorskim
- odbyć jakąś długą wycieczkę (407km to mój trzeci życiowy dystans)
- pojechać do Lichenia obejrzeć bazylikę

Więcej zdjęć można zobaczyć już tradycyjnie
- klik tutaj - > G A L E R I I < - klik tutaj -

Lista nowych gmin w kolekcji:
Kujawsko-Pomorskie: Choceń, Kowal, Kowal - obszar wiejski, Baruchowo, Lubień Kujawski, Jeziora Wielkie, Kruszwica
Mazowieckie: Gostynin - obszar wiejski, Gostynin
Łódzkie: Łanięta, Nowe Ostrowy, Dąbrowice
Wielkopolskie: Chodów, Kłodawa, Kościelec, Krzymów, Kramsk, Ślesin, Konin, Kazimierz Biskupi, Kleczew, Skulsk.

Dla zainteresowanych mapa:

Gminobranie Krajeńskie 310km

Sobota, 15 czerwca 2013 | dodano:16.06.2013 | linkuj | komentarze(1)
Kategoria .Surly 2013, >100, >200, >300, gminobranie, nightrower, wycieczka 2013
  d a n e  w y j a z d u
310.26 km
2.00 km teren
18:29 h
16.79 km/h
47.58 vmax
18.0 *C
158 HR max( 84%)
103 HR avg( 54%)
m 7721 kcal
Na zachodzie województwa Kujawsko-pomorskiego miałem jeszcze cztery niezaliczone gminy, a zaraz obok w Wielkopolskim kolejne cztery wzdłuż granicy województw. Brzmi jak plan na niezłe gminobranie :-)
Trasę miałem zaplanowaną już zimą, pozostało tylko ruszyć pupę. Ponieważ w ciągu miesiąca mam zdać dość trudny egzamin, postanowiłem w weekend ruszyć w trasę ;-)
Pobudka o 2:30, a o 3:35 byłem już w trasie. O tej porze roku o tej godzinie jest już brzask, a już na granicy Torunia mogłem wyłączyć przednią lampkę - nie była potrzebna. Jechało się rano dobrze, choć było stosunkowo zimno - 8,5 stopnia. W Bydgoszczy załapałem się jeszcze na słońce od strony północnej aby zrobić fotkę Wisły w Fordonie

Do Koronowa docieram przetartą na poprzednim gminobraniu trasą. Jedyna zmiana, to to, że w Jarużynie drogę już skończyli (choć nadal jest zamknięta - wykańczają pobocza itp.) W Żołędowie odwiedzam miejsce pamięci które okazuje się mogiłą żołnierzy radzieckich zabitych przez Niemców w 1941r.

Pogoda była świetna, widać, że lato za pasem


Po drodze spotkałem nawet jednego handbike'a

Niestety trasa krajoznawczo była znacznie słabsza niż poprzednio. Najbardziej zabytkowy był chyba kościół w Cerkwicy Dużej, choć i on tak naprawdę wrażenia wielkiego chyba nie robił:

O 13:30 pojawiłem się w Kamieniu Krajeńskim. W mieście tym są kawiarnie i różne pizzerie, a ja chciałem napić się kawy. Sęk w tym, że kawiarnie zamykają o 13, a pizzerie otwierają o 14 (różne lokale). Udało mi się jednak wprosić do jeszcze zamkniętego lokalu i napić :)
Samo miasto jest dosyć małe choć widać w nim blask dawnych czasów

Za Wyrzyskiem przejeżdżam przez Dąbki, w których rozegrała się bitwa chłopstwa z Krzyżakami (wygrana przez Polaków).

Z Sadek do Nakła jadę już DK10 naiwnie licząc na pobocze. Pobocza jednak brak, choć na szczęście ruch wieczorem był niewielki. Nakło mnie dość rozczarowało, miasto jest moim zdaniem brzydkie jak noc. Najfajniejszy był wiadukt nad torami, który był tak zniszczony, że wyjazd na Bydgoszcz jest puszczony inną drogą. Na wiadukcie jest ruch wahadłowy.

Do Bydgoszczy dalej nie ma pobocza poza jednym podjazdem (i dobrze, że tam było). W Pawłówku witają mnie fajerwerki - Bydgoszcz w końcu mnie doceniła ;-)

W samej Bydgoszczy nie naoglądałem się zbyt wiele. Tym razem trafiłem na coś znanego - Operę

Poza Operą mogę tylko powiedzieć, że spadł deszcz, którego się delikatnie mówiąc nie spodziewałem i że przejeżdżałem obok hali w której walczył Artur Szpilka.
W nocy przez miasto przejeżdżało się płynnie i bezproblemowo dojechałem do mostu w Fordonie. W Złejwsi Wielkiej dopadła mnie senność - musiałem ratować się kawą na stacji benzynowej i 2 minutową drzemką. Pomogło na tyle, że dotrwałem do Przysieka gdzie już siłą woli zmusiłem się do jazdy dalej. Jednak samotna jazda nocą wraz z wiekiem staje się coraz trudniejsza. W Toruniu wita mnie brzask więc się ogarniam i do domu dojeżdżam już w miarę przytomny. Cała wycieczka zajęła mi równo dobę bo byłem w domu o 3:35 ;-)


Więcej zdjęć tradycyjnie można obejrzeć w - klik tutaj - > G A L E R I I < - klik tutaj -

Zaliczone gminy: 8
Kujawsko-Pomorskie (4): Sośno, Kamień Krajeński, Sadki, Nakło nad Notecią
Wielkopolskie (4): Lipka, Zakrzewo, Łobżenica, Wyrzysk


Dla zainteresowanych mapka:

Powrót ze zlotu - dzień 2 (320km)

Poniedziałek, 20 maja 2013 | dodano:28.05.2013 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly 2013, >100, >200, >300, forumowo, gminobranie, nightrower, sakwowo
  d a n e  w y j a z d u
320.07 km
4.00 km teren
21:35 h
14.83 km/h
47.58 vmax
16.0 *C
146 HR max( 77%)
105 HR avg( 55%)
m 9646 kcal
Dziś miał być ostatni dzień mojej eskapady na zlot forum podrozerowerowe.info. Poniedziałkowy poranek był słoneczny, a mi bez zbędnej zwłoki (choć nieco później, niż planowałem) udało się zebrać wszystkie graty do kupy. Plan był taki, żeby dojechać do Ostródy i wrócić do Torunia pociągiem. Dojechać zaplanowaną trasą zaliczającą wszystkie gminy w północnej części województwa warmińsko-mazurskiego. Szybko przebiłem się przez Bartoszyce i skręciłem w stronę Górowa Iławeckiego. Okoliczne przystanki autobusowe nie posiadały bogatej infrastruktury takiej, jak np. oparcia ławeczek, ale za to wyróżniały się estetyką

W samym Górowie Iławeckim bardzo spodobała mi się wieża zegarowa w ratuszu

Na liście miejsc do odwiedzenia miałem też kościół i zobaczyłem jakiś kościół na tyłach rynku. To nie był jednak "ten" (który to akurat był taki sobie). Trafiłem po raz pierwszy do cerkwi. W dodatku gotyckiej, bo grekokatolicy odkupili budynek świątyni od ewangelików (którzy przejęli go od katolików wieki temu).

Cerkiew była w trakcie jakichś prac remontowych więc udało mi się bez problemu wejść do środka i obejrzeć wnętrze - podobne, ale jednak zauważalnie inne od świątyń rzymskokatolickich

Więcej zdjęć wnętrza można znaleźć w galerii.
Na wyjeździe z Górowa Iławeckiego planowałem jeszcze obejrzeć muzeum gazownictwa, ale oczywiście było zamknięte, a w celu zwiedzania należy kontaktować się z informacją turystyczną. Cóż, rozumiem motywy, ale mimo wszystko szkoda, że w naszym kraju mało co da się obejrzeć od środka w sposób spontaniczny :( Pozostało mi przyjrzenie się konstrukcjom widocznym od zewnątrz

W następnej gminie zobaczyłem dość kuriozalny widok. Co byście powiedzieli na spory baner promujący pogańską mitologię wiszący na budynku parafii? W Lelkowie nie mają z tym problemu i zaraz obok proboszcza wisi sobie reklama zakładu pogrzebowego "Haron" (tak, przez "h"). Zresztą - co tu dużo pisać:

Mi tam rybka, ale dość zabawnie to wygląda ;-)
Jadę tak sobie aż do Pieniężna, a tam, tuż przed miastem, spotkała mnie miła niespodzianka. Przy drodze jest zupełnie otwarty skansen maszyn rolniczych.

Skansen jest nie tylko otwarty, ale też wyposażony w bardzo dużo eksponatów i - co dziwne - metalowych, atrakcyjnych więc dla złodziei. Tak czy owak, mi się tam bardzo podobało. Poniżej tylko kilka zdjęć, po więcej zapraszam do galerii.


Co mi się podobało jeszcze bardziej - w dość oryginalny sposób można wnieść nieobowiązkową opłatę za zwiedzanie:

W samym Pieniężnie kiedyś już byłem, ale nadal wrażenie na mnie robią XIV-wieczne ruiny ratusza

oraz zamku krzyżackiego

Zamek, choć masywny, sprawia dziwne wrażenie, bo nie wygląda jak konstrukcja stricte obronna. Jednak jego położenie i masywność murów dość szybko przypominają o tym, do czego zamki służyły. Obok zamku znajduje się okazały, pięcionawowy kościół

Z Pieniężna udaję się do Ornety gdzie również już kiedyś byłem - w trakcie połówki trasy rajdu PTTK "dookoła Polski". Tym razem najbardziej spodobała mi się kamienica przy rynku

Całe stare miasto w Ornecie warto zobaczyć - jest tam naprawdę przytulnie i warto spędzić tam chwilę na spacerze. Z Ornety robię niewielki skok w bok do gminy Lubomino i tuż przed miejscowością skręcam w stronę Wapnika, w którym się gubię - nie wiem czemu się tak stało, ale nie zauważam znaku skrętu i nadrabiam ok. 1,5km po piachobruku. Gdy dojeżdżam do Miłakowa, robię postój pod przepięknym gotyckim kościołem

Już wiem, że do Ostródy nie zdążę na pociąg. Jak to się stało? Zwiedzanie, gminy, zmęczenie... Na pewno to też powody, ale najważniejsze to jednak wiatr w twarz oraz podjazdy, których rowerem obciążonym sakwami nie pokonuję tak szybko, jak jest to potrzebne do sprawnej jazdy na czas (odjazdu pociągu). Dzwonię do żony i okazuje się, że do Morąga też nie ma się co spieszyć bo pociągów brak. I na ten moment odzwywają się porządne, prawdziwe dzwony w Miłakowie - aż powietrze wibruje. Cóż - to na pewno znak! Deklaruję małżonce, że pojadę do Ostródy i zobaczę, co dalej, ale ja już tak naprawdę wiem - jadę do domu rowerem, będzie pierwsza 300-tka od wielu lat. A że pod wiatr i być może w deszczu? Tym lepiej - większy hardkor to większa satysfakcja :D
Zresztą, jeśli chodzi o znaki, to (uwaga! będzie niechronologicznie!) wyjeżdżając z Ornety na zakręcie zobaczyłem kapliczkę i gdy robiłem jej zdjęcie, słońce dało dość ciekawy efekt:

Z Miłakowa kieruję się do Morąga, w którym można, na ul. Mickiewicza, znaleźć sklep z używaną odzieżą o jakże pełnej polotu i kreatywności nazwie "szmatrix":

Sklep sklepem, ale zaczęło padać i pada coraz mocniej. Z niemałym trudem odnajduję pizzerię w ostatniej niemal chwili - zaczyna już konkretnie lać. Pizza, cola, przebierka i można jechać - akurat skończyło się oberwanie chmury. Niestety - nie pierwsze. Z Morąga wyjeżdżam w stronę Łukty - to kolejna gmina do zdobycia. Ponieważ skręt na Ostródę znajduje się jeszcze na terenie gminy Morąg - ignoruję go i będąc praktycznie sam na drodze dojeżdżam do Łukty by potem przez las w strugach ulewnego deszczu dojechać do Ostródy

W Ostródzie wypijam dużą kawę w (całodobowym!) McDonaldsie i jadę dalej drogą krajową nr 16. Trochę się bałem ruchu na niej bo wiem, że nie ma tam pobocza, ale... ruch jest praktycznie żaden. Do Iławy docieram bez problemów, choć przed samym miastem muszę się przebrać na przystanku - mokre ciuchy skończą się potężnymi odparzeniami, a jest za zimno by jechać tylko w jednej warstwie, która by szybko wyschła. Iława to ładne miasto położone nad jeziorem, ale nocą, gdy tylko przez nie przejeżdżam, niewiele jest tu do podziwiania. Moją uwagę zwraca tylko ratusz:

Kawałek za Iławą dojeżdżam do granicy gminy Kisielice i w Jędrychowie skręcam na południe, do Biskupca (mylnie myślałem, że nie mam i tej gminy - a tymczasem już pierwszego dnia wyjazdu ją zaliczyłem!). I tu zaczyna się mój kryzys. Błędem było niewypicie jakiejś solidnej kawy w Iławie, powinienem poszukać całodobowej stacji, albo chociaż kupić colę przy okazji zakupów wody. Jedzie się źle i zaczynam przysypiać za kierownicą, jednak udaje mi się to zwalczyć. Jadę pustą, boczną, wiejską drogą więc tylko dla siebie stanowię zagrożenie, ale i tak czuję się z tym źle. W Biskupcu pod kościołem planuję dalszą trasę, a tymczasem na dachu kościoła siedzi z tysiąc (nie przesadzam!) kraczących ptaszorów:

Mijam po drodze do Świecia farmę wiatraków

W Świeciu nad Osą robię mały postój na parkingu i ok. półtoraminutowa drzemka mnie stawia na nogi. Na poboczu parę kilometrów dalej muszę jednak się zatrzymać i ugotować sobie kawę - sklepy jeszcze pozamykane, stacji 24h żadnej na trasie, a ja zaczynam znowu zasypiać.

Kawa, w połączeniu z drożdżówką i coca-colą w pobliskim, świeżo otwartym sklepie stawiają mnie na nogi (aż do Wąbrzeźna) i jadę do Radzynia Chełmińskiego tak, aby wjechać od północy, koło ruin okazałego zamku

Z Radzynia wyjeżdżam w kierunku Wąbrzeźna, ale jest już po 8 rano i ruch na drodze wojewódzkiej jest nieprzyjemnie duży. W dodatku kierowcy mają mnie tu za intruza i jadą, jak chcą. Podobno im szersza droga, tym więcej wypadków i dlatego nie buduje się szerokich poboczy. OK, ale wąskie, 25cm mogłyby jednak powstawać. Kierowcy i tak wyprzedzają mnie "na papier" więc te parę centymetrów zapasu by pomogło. W Wąbrzeźnie ponownie mam zjazd formy i ponownie 0,5l coca-cola stawia mnie na nogi. Zresztą, 3,50 za taką buteleczkę każdego by postawiło ;-)
Samo Wąbrzeźno jest znane z labiryntu uliczek i faktycznie - osobom nieznającym topografii miasta i niemającym GPS-a odradzam wizytę. Ja w zasadzie tylko przejeżdżam przez rynek:

Mylę oczywiście wyjazd na obwodnicę (tak, jest i obwodnica!) więc 1,5km dokłada się do dystansu. Cały czas pod coraz silniejszy wiatr jadę w stronę Chełmży by skręcić na południe i dobrze znanymi mi drogami wyjechać w Papowie Toruńskim. Tam jadę 700m ruchliwą drogą wojewódzką by pojechać żółtym szlakiem w stronę Betoru/Elany. Do domu dojeżdżam ok. 12:30 i nawet (już) nie odczuwam wielkiego zmęczenia. Mam jeszcze siłę na prysznic, jakiś posiłek i kładę się do łóżka by chwilę poleżeć. Po 16-tu godzinach chwila się kończy ;-)
Udało mi się przejechać 320km, z czego ok. 50km w dość ulewnym deszczu i całość praktycznie pod wiatr początkowo zachodni, a pod koniec południowo zachodni (akurat tak, jak moja trasa :D). Warto czasem nie zdążyć na pociąg :)

Serdecznie zapraszam do zapoznania się z resztą zdjęć w - klik tutaj - > G A L E R I I < - klik tutaj -

Zaliczone gminy (11):
Warmińsko-mazurskie: Górowo Iławeckie - obszar wiejski, Górowo Iławeckie - miasto, Lelkowo, Lubomino, Miłakowo, Morąg, Łukta, Ostróda - obszar wiejski, Ostróda - miasto, Iława - obszar wiejski, Iława - miasto, Kisielice

Dla zainteresowanych mapka: