Informacje

avatar

chesteroni
z miasta Toruń
16647.94 km wszystkie kilometry
314.60 km (1.89%) w terenie
43d 11h 14m czas na rowerze
15.92 km/h avg

Kategorie

.Giant.0   .mieszczuch.127   .mieszczuch 2013.138   .Surly.55   .Surly 2013.49   >100.55   >200.19   >300.5   forumowo.27   gminobranie.58   nightrower.42   przyczepkowo.4   sakwowo.51   użytkowo.273   wycieczka.59   wycieczka 2013.53  

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Moje rowery

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy chesteroni.bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

.Surly 2013

Dystans całkowity:5920.51 km (w terenie 143.50 km; 2.42%)
Czas w ruchu:362:05
Średnia prędkość:16.35 km/h
Maksymalna prędkość:52.35 km/h
Maks. tętno maksymalne:219 (116 %)
Maks. tętno średnie:134 (71 %)
Suma kalorii:158265 kcal
Liczba aktywności:49
Średnio na aktywność:120.83 km i 7h 23m
Więcej statystyk

Gminobranie Łódzko-Łęczyckie

Piątek, 27 grudnia 2013 | dodano:29.12.2013 | linkuj | komentarze(1)
Kategoria .Surly 2013, >100, gminobranie, wycieczka 2013
  d a n e  w y j a z d u
121.70 km
5.00 km teren
08:18 h
14.66 km/h
35.60 vmax
4.0 *C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal

Po świętach postanowiłem ruszyć cztery litery i pojechać gdzieś dalej. Pierwotnie chciałem pojechać do Olsztyna, ale okazało się, że ostatni pociąg powrotny miałbym ok. 15:30. Wyjazd pociągiem "tam" też był bez sensu z uwagi na krótki dzień - większość trasy odbywałbym po ciemku. Zapowiadał się też wiatr z południa, a nie miałem ochoty na walkę z żywiołem po obżarstwie. Kochana żona podpowiedziała mi wariant Łódzki. Pojechałem więc pociągiem do Łodzi i na miejscu byłem ok. 9 rano z uwagi na spóźnienie się pociągu. Łódź przywitała mnie pięknym graffiti:

Miasto robiło jednak dość przygnębiające wrażenie a o poranku towarzystwo w okolicach centrum nie było za ciekawe. Całe miasto ozdobione jest też graffiti sławiącym/potępiającym lokalne drużyny futbolowe i ich kibiców (RTS/ŁKS). Zamiast pojechać na północ, pojechałem przez centrum w stronę Pabianic, zaliczając też znaną, nie wiedzieć czemu, ulicę Piotrkowską:


Miasto mi się nie spodobało - w wielu miejscach widać krajobraz jak po bombardowaniu:

Dość szybko przedostałem się do Pabianic, gdzie skręciłem już na północ by zaliczając gminy dojechać do mety.
Wzdłuż drogi z Konstantynowa Łódzkiego do Lutomierska napotkałem tramwaj aglomeracji Łódzkiej jadący po jednym, rozklekotanym torze. Mimo przygnębiającego wrażenia (ostre niedofinansowanie infrastruktury), tramwaj moim zdaniem pełni ważną rolę

Do Zgierza dojeżdżam z częściowym udziałem odcinka "terenowego", czyli polną drogą, ale dobrze ubitą. Całą trasę zaprojektowałem sobie tak, by zminimalizować udział krajówek (i przy okazji zaliczyć parę gmin). W Zgierzu w sumie to samo, co w Łodzi: bieda, zniszczone budynki, tłok na ulicach. Jedynym ciekawszym elementem był cmentarz Żydowski


Cmentarz bez macew i do tego zamknięty. Ze Zgierza udałem się już w zasadzie prostą drogą na północ do Łęczycy, jednak początkowy odcinek to znowu szuter/gruntówka wzdłuż torów (ale trasa przejezdna). Niestety dni są coraz krótsze, a do tego coś się źle czułem w czasie jazdy więc zakończyłem podróż w Łęczycy, sfotografowawszy jedynie z daleka zamek, do którego na pewno jeszcze wrócę:

Dzięki spóźnieniu się pociągu TLK, udaje mi się nawet złapać połączenie z Kutna do Torunia i nie dopłacać za kupno u konduktora. W Toruniu, z racji skrócenia głównej wycieczki, postanowiłem zajrzeć na punkt widokowy na południowym/zachodnim brzegu Wisły:

By tradycji zadośćuczynić: więcej zdjęć znajdziesz w
- klik tutaj - >G A L E R I I < - klik tutaj -

Zaliczone gminy: 14
Łódzkie: Łódź, Ksawerów, Pabianice - obszar wiejski, Pabianice - miasto, Konstantynów Łódzki, Lutomiersk, Aleksandrów Łódzki, Zgierz - miasto, Zgierz - obszar wiejski, Parzęczew, Ozorków - miasto, Ozorków - teren wiejski, Łęczyca - teren wiejski, Łęczyca - miasto

Dla zainteresowanych - mapka:


Setka w grudniu po południu :-)

Niedziela, 1 grudnia 2013 | dodano:29.12.2013 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly 2013, >100, wycieczka 2013
  d a n e  w y j a z d u
107.75 km
0.50 km teren
07:23 h
14.59 km/h
39.26 vmax
3.0 *C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal

Na początek grudnia wybrałem się na małą wycieczkę objazdową - tak na 100 dla przyzwoitości. Żadnych rewelacji, nowych gmin - czysty objazd :)

Na pierwsze danie: pierwszy raz od oficjalnego otwarcia przejechałem całą trasę rowerową do Raciniewa:

Deszczyk padał, wiatr wiał - ale jakoś trzeba jechać dalej - odbiłem do Unisławia i nieznaną mi wcześniej trasą pojechałem na Żygląd. Nieznaną, bo zawsze jakoś innymi trasami się tam turlałem... Do DK91 dojechałem bez problemów, potem zaś odbiłem do Papowa Biskupiego, gdzie zatrzymuję się na mały popas pod zamkiem:

Miałem jechać do Chełmży i do domu, ale okazało się, że mam więcej czasu i żona na dłużej się mnie pozbyła z domu... ;-)
Gdzie by tu dalej... Postanowiłem pokręcić się w okolicach Lisewa i wpaść do Grzegorza ;-) Dalej już nie chciałem jechać na wschód bo wiem, że z asfaltem bywa różnie - odbiłem więc na południe by przez Mirakowo objechać Jezioro Chełmżyńskie. Ciąg dalszy to już mozolna walka z wiatrem aż do Turzna, gdzie się nieco pogoda uspokaja, choć ja już jestem cały mokry... Wpadam na wiadukt nad autostradą, gdzie mógłbym już w zasadzie odbić do domu.


Jadę jednak dalej do Młyńca i stamtąd zagrzewam się na podjeździe do Jedwabnego. Dalej okazuje się, że zjazd do Lubicza został wyremontowany i już nie ma tej "wspaniałej" muldy na dole. Jeszcze mi skasują tę na Ślimaku Getyńskim i nie będzie gdzie skakać ;-)

Pełna "galeria" w sumie jest dość skromna, ale dla potomnych/dociekliwych zamieszczam linka:
G A L E R I A

Dla zainteresowanych mapka:


Powrót z delegacji

Wtorek, 15 października 2013 | dodano:27.10.2013 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly 2013, nightrower, użytkowo
  d a n e  w y j a z d u
13.90 km
0.00 km teren
00:59 h
14.14 km/h
28.69 vmax
14.0 *C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal
Po delegacji trzeba było wrócić do Torunia. Niestety nie na rowerze - wszystkie ciuchy miałem przemoczone, a do tego rano musiałem być "do użytku" w robocie.

Delegacyjne gminobranie Parysko-Ryczywolskie

Niedziela, 13 października 2013 | dodano:30.12.2013 | linkuj | komentarze(1)
Kategoria .Surly 2013, >100, gminobranie, nightrower, sakwowo, wycieczka 2013
  d a n e  w y j a z d u
197.47 km
12.00 km teren
13:14 h
14.92 km/h
35.30 vmax
9.5 *C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal

W pracy czekała mnie dwudniowa, poniedziałkowo-wtorkowa delegacja do Poznania. Co istotne, miałem zapewniony nocleg z niedzieli na poniedziałek oraz wiedziałem, że hotel jest roweroprzyjazny. Połączenie tych faktów z białymi plamami na gminnej mapie województwa wielkopolskiego mogło dać tylko jeden rezultat: pojechałem w delegację na rowerze :-)

Żeby nie tracić sił i czasu, zacząłem od przejazdu PKP do Nakła nad Notecią (mam nadzieję, że dane mi będzie być w tym drugim Nakle i zrozumiem sens dodawania tego "nad Notecią" :P). Nakło jest brzydkie a do tego pogoda też nie rozpieszczała. Dworzec dodatkowo przywitał mnie brakiem możliwości wyjechania rowerem - musiałem przepchnąć go na płasko pod szlabanem (alternatywą były jakieś schody, ale z osakwionym rowerem nie miałem na to najmniejszej ochoty).

Z Nakła wyruszyłem w stronę Kcyni. Jesienią drogi są szczególnie kolorowe i gdyby nie wiatr i deszcz, to jechałoby się całkiem przyjemnie:

W Kcyni zatrzymałem się na popas pod kościołem a następnie wyruszyłem do Wapna. Wzdłuż drogi faktycznie było sporo wapna - zagadka etymologiczna okazała się bardzo prosta. W samym Wapnie minąłem lokal rozrywkowy o estetyce przypominającej świątynie Majów, klimat zupełnie jak w filmie Tarantino "From Dusk Till Dawn".

Dobra delegacja to taka, podczas której można sobie pozwiedzać. Mam bardzo dobrego pracodawcę więc podczas delegacji do Poznania udało mi się zwiedzić też Paryż:

Niestety, nie miałem czasu na pstrykanie fotek więc Wieżę Eiffla, Łuk Triumfalny i inne Luwry pokażę Wam następnym razem ;-)
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło - znalazłem chwilę na podziwianie Bifurkacji Wągrowieckiej, skrzyżowania rzek Wełny i Nielby, które tym się różni od np. akweduktu w Fojutowie, że jest na tym samym poziomie, rzeki same się mieszają jak trzeba:

Wągrowiec i Rogoźno miałem już zaliczone wcześniej, ale bardzo chciałem zaliczyć też gminę Ryczywół. Oprócz fajnej nazwy, ma też bardzo ładny herb, którym wita przyjezdnych:

Bez większych przygód zaliczam też gminę Połajewo by udać się do Obornik(ów) Wielkopolskich. Tamże odwiedzam cmentarz i po zapaleniu znicza na grobie rodziny, udaję się nocą do Poznania. Przejeżdżam jeszcze przez Suchy Las, gdzie jest obwodnica Poznania na której ktoś zapomniał o choćby minimalnym poboczu. Jazda rowerem jest cholernie niebezpieczna z uwagi na duże prędkości i brak odstępu od samochodów, a oczywiście jako przyjezdny, nie znam alternatywnych dróg dla tranzytu rowerem. W Suchym Lesie zjeżdżam z drogi głównej bo chciałem zrobić zdjęcie knajpki "Suchy Las Vegas". Niestety, okazuje się, że od jakiegoś czasu jest już nieczynna. Niepocieszony udaję się do Poznania, a tamże do hotelu.

Jak zawsze dla tych, co wiedzą, że jeden obraz wart jest 1024 słów:
- klik - > G A L E R I A < - klik -

Zaliczone gminy w woj. Wielkopolskim (7):
Wapno, Damasławek, Mieścisko, Rogoźno, Budzyń, Ryczywół, Połajewo

Dla zainteresowanych mapka:


Gminobranie nadwiślańskie

Niedziela, 25 sierpnia 2013 | dodano:27.08.2013 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly 2013, >100, >200, gminobranie, nightrower, sakwowo, wycieczka 2013
  d a n e  w y j a z d u
200.22 km
3.00 km teren
13:12 h
15.17 km/h
35.60 vmax
14.0 *C
HR max(%)
111 HR avg( 59%)
m 6023 kcal
Miałem w Warszawie do załatwienia pewne sprawy, które miały zakończyć się w sobotę ok. 12:00. Plan to uwzględniał i zakładał bujanie się po drogach lokalnych po południu oraz wieczorem, wizytę w Płocku najpóźniej ok. północy i dalszy ciąg do Torunia już krajówkami. Niestety, wszystko mi się przesunęło o 5 godzin, co miało istotny wpływ na przebieg trasy, ale o tym niżej.

Z Warszawy wyruszyłem ok. 17. Jechałem przez okolice parku Łazienkowskiego, a potem przez stare miasto. Po drodze minąłem Pałac Namiestnikowski, siedzibę Prezydenta RP:

Na Placu Zamkowym z 10 lat temu podziwiałem break-dancerów. Ku mojemu zdziwieniu, stali się chyba elementem krajobrazu gdyż i tym razem trafiłem na mały pokaz:

Nie mogłem jednak za długo podziwiać wygibasów z racji opóźnienia. Na początek miałem kurs na północ Warszawy. Jadąc do pierwszej gminy poza Warszawą trafiłem na niewiastę w stroju Opoczyńskim (z wyraźnym podkreśleniem, że to nie jest strój, za przeproszeniem, łowicki):

Celem były Łomianki. Nie znalazłem niestety asfaltowej trasy - droga techniczna wzdłuż DK7 urywa się, a nie znam tego parku nad Wisłą i nie wiem, jak tam się jeździ. Znalezione zdjęcia nie zachęcały do jazdy tamtędy więc dotarłem tam dość okrężną trasą przez jakąś Wólkę Węglową. W Łomiankach zrobiłem sobie małą pętelkę po osiedlowych uliczkach. Osiedle było dość nietypowe - same rezydencje, na oko każda warta około 2.5 mln zł. Nie było mi po drodze przez Łomianki więc wyjechałem tą samą drogą i pojechałem w stronę Kampinosu. Niestety, trafił mi się odcinek terenowo-brukowy do Palmir. Od północy do tego historycznego miejsca jest dojazd asfaltowy, ale od południa jedzie się przez Kampinoski Park Narodowy tworem drogoniepodobnym. Szkoda, że nie ma tam takich fajnych szutrów, jakie są przez Białowieski PN. W Palmirach jestem tuż przed nocą, ale udaje mi się jeszcze zrobić zdjęcie, na którym coś widać:


Brakowało mi kawy i odczuwałem spadek formy. Aż do Wyszogrodu jechało mi się jednak umiarkowanie dobrze. W Wyszogrodzie bardzo liczyłem na stację benzynową, ale... nie było! Po fakcie już wiem, że nic tam nie ma. Ostatnio jeśli jadę krajówką w nocy, to zwykle były to te ważniejsze drogi i okazuje się, że stacja co kilkadziesiąt km to nie jest nic niezwykłego. Wniosek na przyszłość: trzeba zwiększyć samowystarczalność przy jeździe opłotkami, warto też będzie sprawdzić picie kawy rozpuszczalnej zalewanej zimną wodą. Ohyda, ale lepsze to, niż turlać się pół nocy 12 km/h w kryzysie.

Za Wyszogrodem, gdy okazało się, że z kawy nici, kryzys rozwinął się w całym swoim majestacie. Dojazd do Płocka wydłużył się niemiłosiernie. Ostatecznie jednak dojechałem, podziwiając rafinerię nocą:

W Płocku oczywiście kawa i odpoczynek. Zaczęło świtać więc zajrzałem na starówkę by obejrzeć pominięte ostatnio okolice katedry. Sama świątynia prezentuje się okazale:

Po drugiej stronie ulicy jest Zamek Książąt Mazowieckich:

W okolicy zaś są ładne skwerki z pomnikami:

oraz barierka z możliwością podziwiania nadwiślańskiej panoramy:


Wyjeźdżam z Płocka dość sprawnie i skręcam w stronę Włocławka po ostatnią gminę - Nowy Duninów. Jak tylko oddaliłem się od kawy 24h i stacji PKP, kryzys powrócił ze zdwojoną mocą. 45km do Włocławka jechałem łącznie ok. 4h co było czasem imponująco żałosnym. Ok. 20 minut pochłonęła drzemka na przystanku gdyż zacząłem zasypiać za kierownicą i zaczęło być to niebezpieczne. Po jedynych 20 km trafiłem na stację o nazwie "Bliska", gdzie wypiłem kawę:

Już wiedziałem, że do Torunia nie dojadę na czas (wstępnie planowałem 6 rano, ale i 9 rano byłaby OK). Ból kolan, kryzys, konieczność pójścia na imprezę urodzinową... jedyna opcja to już PKP.
Turlałem się dalej gdy zadzwoniła Beata i dowiedziałem się, że pociąg mam za godzinę, a następny dopiero za trzy. To mnie nieco otrzeźwiło i ostatnie 21km pokonałem z normalnymi prędkościami, czyli 22-24 km/h. W samym Włocławku GPS wytyczył mi trasę takimi drogami, że urządziłem sobie małego alleycata i boję się myśleć o tym, ile mandatów mi się należało (choć oczywiście nie łamałem przepisów w sposób stwarzający jakiekolwiek zagrożenie dla kogokolwiek).
Na szczęście ulice były puste a świateł bardzo mało. Nawet zdążyłem kupić bilet w kasie, choć wszystko w biegu się odbywało. W biegu z biletem i rowerem na peron, w biegu wsiadanie na pociąg, który właśnie podjechał... Ale się udało jakimś cudem. Przy okazji trochę kryzys minął więc pewnie do Torunia bym dojechał, tyle że z uwagi na urodziny, na które byłem zaproszony, nie mogłem sobie pozwolić już na wydłużenie eskapady. Poza tym 60km jazdy krajówką to średnia przyjemność.

Dystans mimo wszystko minimum jakieś spełnia, gmin parę wpadło, a ja się nauczyłem, że trzeba na zadupiach być bardziej samodzielnym w kwestii zaopatrzenia.

Zaliczone gminy (10):
Mazowieckie: Łomianki, Izabelin, Czosnów, Leoncin, Wyszogród, Mała Wieś, Bodzanów. Słupno, Radzanowo, Nowy Duninów.

Kompletny zestaw zdjęć z wycieczki możesz obejrzeć zaglądając do - klik - > G A L E R I I < - klik -

Mapa wycieczki:

sprawy

Piątek, 23 sierpnia 2013 | dodano:24.08.2013 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly 2013, sakwowo, użytkowo
  d a n e  w y j a z d u
18.93 km
0.00 km teren
01:03 h
18.03 km/h
30.44 vmax
20.0 *C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal

Po obcisłe ciuszki

Poniedziałek, 19 sierpnia 2013 | dodano:20.08.2013 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly 2013, >100, >200, gminobranie, użytkowo, wycieczka 2013
  d a n e  w y j a z d u
228.22 km
0.00 km teren
12:22 h
18.45 km/h
41.59 vmax
18.0 *C
HR max(%)
118 HR avg( 62%)
m 7386 kcal
Po ostatnich wyjazdach i praniach, kiedy skarpetki mi popsuły przedostatnią koszulkę kolarską w sensownym stanie technicznym postanowiliśmy, że trzeba kupić nowe ciuszki kolarskie. Do tej pory kupowałem je w BCM Nowatex w Puszczykowie pod Poznaniem. Ciuszki są wg mnie dość dobre, a osobista wizyta w sklepie firmowym zawsze kończyła się sporymi upustami. Postanowiliśmy, że i tym razem tam pojedziemy.

Ponadto Beata już kilka razy w tym roku podchodziła do dystansu 200km i choć daleko tej odległości do jej rekordu życiowego, to jakoś ciągle brakowało czasu, możliwości, okazji, zdrowia, ... No coś nie szło ;-)

Oboje zaliczamy gminy i udało nam się zaplanować wyjazd taki, że dla każdego z nas wpadło po 8 gminek do zbioru. Sklep zamykają o 17:00, pociąg powrotny (no niestety - koniec urlopu i trzeba mieć siły na następny dzień w pracy) najfajniejszy o 17:36, a dzięki gminom do Puszczykowa wychodziło 200km. Wszystko powyższe oznaczało, że trzeba wyruszyć w środku nocy. Poprzedniego dnia byliśmy na weselu więc w planach było wyspanie się i start o 2am. Ostatecznie kompletnie niewyspani (4h poprzedniej nocy, 2h w ciągu dnia i 1h nocą) i zrąbani wyruszyliśmy spod domu o 3:45.

Do Inowrocławia cisnęliśmy DK15 - dopiero przed samym Inowrocławiem ruch stał się nieprzyjemnie intensywny, ale dało się to przeżyć widząc już zabudowania miasta w oddali. Normalnie nigdy byśmy tak nie pojechali bo ta droga jest potwornie wąska i ruchliwa, najgorszy możliwy wybór na rower za dnia. Ale nocą sprawy mają się zgoła inaczej :)

W samym Inowrocławiu o mało nie skosił nas jadący na czołówkę kierowca osobówki - wyprzedzał na trzeciego i wyraźnie nic go nie obchodziło to, że nie jest sam na drodze :/ Do Janikowa jechaliśmy przez Kościelec - znałem tę drogę z mojego wypadu dookoła jeziora Pakość. Przed Janikowem minęliśmy gigantyczną hałdę zakładów Janikosoda a opodal niej - budynki zakładu:

Na szczęście nad samym jeziorem można było podziwiać piękne okoliczności przyrody:

Nazwy niektórych mijanych miejscowości robiły swoją oryginalnością spore wrażenie:

Do Gniezna dotarliśmy troszkę zmęczeni, ale jeszcze było w miarę lekko, gdyż jechaliśmy głównie na zachód. W Gnieźnie się odrobinę pokręciliśmy po starówce:

Stare miasto na mnie nie zrobiło jednak jakiegoś oszałamiającego wrażenia. Po objeździe udaliśmy się do katedry na małe zwiedzanko. W galerii jest parę zdjęć z wnętrza, ale na mnie wrażenie zrobiły przede wszystkim nastrój - czuć było powagę miejsca dzięki odpowiedniej grze świateł i zapachu oraz dyskretne wymieszanie średniowiecza z nowoczesnością - zakrystia mieści całkiem nowoczesny sprzęt:

Gniezno opuszczamy w pośpiechu - na pożegnanie, jeszcze tylko rzut oka na katedrę.

Spróbujemy zdążyć na pociąg o 17:36 i nie będzie to proste - trzeba jechać zmianami i zrezygnować z wycieczkowego tempa.
Beatka zalicza gminę Łubowo i skręcamy na południe. Wiedziałem z prognozy, że będzie wiatr w twarz, ale niestety był on znacznie mocniejszy, niż zapowiadano. Zmianami ciągniemy na południe, ale idzie to jak krew z nosa. Opadamy z sił, a do tego nasza trasa z konieczności aż trzy razy przekracza autostradę A2. Narąbali tam wiaduktów niemal co kilometr, zamiast wstawić je rzadziej i wylać równoległy asfalcik dla potrzeb ruchu lokalnego :/
W Nekli robimy postój i już wiemy, że nici ze zdążenia na pociąg. Siły się właściwie skończyły, ale trzeba jakoś dotrzeć do Kórnika, skąd jest już tylko kawałek do Puszczykowa - główny cel wyprawy to wszak zakupy!

Jedziemy i jedziemy, targają nami kryzysy, ale we dwójkę i raźniej i łatwiej. W Kórniku objeżdżamy park, ale niestety nie ma do niego swobodnego wjazdu. Za to można sobie obejrzeć przepiękny zamek:

Postój jest tu jednak bardzo krótki, a szkoda. Do Puszczykowa zostało jeszcze ok. 20km. Coraz mniej pod wiatr, ale za to droga jest już bardzo ruchliwa, a sił właściwie brak. Do tego zaczyna być problemem zdążenie przed zamknięciem sklepu. Ale się porobiło!
Wizja niewyrobienia się do sklepu motywuje nas jednak do spięcia pośladków i ostatecznie (mimo jazdy skrótem, który oszczędził 1km ale zabrał z 10 minut) docieramy na czas

Hurra!

Wybieramy sobie ciuszki (głównie ja - Beatka tylko kamizelkę wzięła) i płacimy kwotę niestety nieco większą, niż się spodziewaliśmy (choć rabat był). Cóż - następnym razem się zastanowimy, czy warto jechać taki kawał, wiele też będzie zależało od gmin na trasie ;-)

Z Puszczykowa wyjeżdżamy po małym odpoczynku zakupowo-kanapkowym więc mimo mżawki, docieramy do Poznania z ponad godziną zapasu. Objeżdżamy centrum i zajadamy się spaghetti w Piccolo. Z 10 lat temu mieli tylko jeden lokal, obecnie jest ich 10 i nie jest to przypadek. Zatankowani "pod korek" makaronem i colą jedziemy na dworzec by bez problemu dojechać do domu. Jechaliśmy w wagonie piętrowym, ale mieliśmy jak w kuszetce, gdyż przy kiblu są dwie ławki na których można się wygodnie położyć ;-)

Ja mam ciuszki, Beatka pyknęła w końcu 200-tkę, oboje mamy po +8 gmin a dzięki rabatowi cała wycieczka kosztowała nas ze 30zł.
Jedynie nogi coś bolą następnego dnia, ale tak to jest jak się ciśnie pod wiatr.

P.S. Licznik Sigma trzy razy przestał zliczać dystans i pomogło zdejmowanie, przyciskanie losowych guzików itp. czary - nie wiem, czemu coś mu przestało pasować, ale ok. 700m więcej mam przejechane niż zliczone. Ciekawe, czy to był jednorazowy wybryk?

Zaliczone gminy (8):
Wielkopolskie: Gniezno - obszar wiejski, Gniezno - miasto, Czerniejewo, Nekla, Dominowo, Środa Wielkopolska, Kleszczewo, Kórnik

Więcej zdjęć jak zwykle w - klik - > G A L E R I I < - klik -

Mapka trasy:

powrót z wakacji

Sobota, 10 sierpnia 2013 | dodano:18.08.2013 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly 2013, sakwowo, wycieczka 2013
  d a n e  w y j a z d u
10.13 km
0.00 km teren
00:37 h
16.43 km/h
29.17 vmax
20.0 *C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal
Do pociągu i z pociągu do domku - koniec wakacji

Gminobranie zachodniopomorskie v3

Środa, 7 sierpnia 2013 | dodano:11.08.2013 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly 2013, >100, gminobranie, sakwowo, wycieczka 2013
  d a n e  w y j a z d u
167.98 km
0.00 km teren
10:08 h
16.58 km/h
52.35 vmax
24.0 *C
152 HR max( 80%)
107 HR avg( 56%)
m 4947 kcal
Wczorajszy dzień nie był zbyt owocny dystansowo. Miałem jakiś kryzys i gdyby nie to, że pierwszego dnia nadrobiłem ok. 20km względem planu, to dziś miałbym się z pyszna. Na domiar złego, dość szybko po starcie zaczął padać deszcz i przez trzy godziny mnie nękał. Po zjechaniu z drogi wojewódzkiej doceniłem zalety GPS-a. W deszczu nie musiałem manipulować mapą, a na pewno bym to robił - wjeżdżałem w zapadłych wiochach w zapadłe drogi z dziurawym asfaltem - 100 razy bym się kiedyś zastanowił przed takim skrętem. Wcześniej wytyczona trasa okazała się jednak bezbłędna i całkiem sprawnie bocznymi drogami zaliczyłem Malechowo - ostatnią gminę w woj. zachodniopomorskim, której nie zaliczyłem dotąd na rowerze.
Potem jadąc trochę krajówkami pojechałem w kierunku Ustki by odbić na południowy wschód do Słupska. Pokręciłem się tam trochę, m.in. podziwiając kwiatowy datownik:

Miasto jest dość stare więc można by tam się trochę pokręcić.

Mnie zniechęciły wszechobecne ścieżki rowerowe - niestety dość często o funkcji rekreacyjnej, a nie komunikacyjnej, puszczane środkami alejek itp - przejechać się nimi da, ale jest to strasznie upierdliwe. Pełno zakazów - np. zakaz jazdy rowerem na tęgim zjeździe którym mnie Słupsk przywitał. Jakaś paranoja! Rozumiem, że pod górę jest zakaz i DDR, ale w dół rowerem osiąga się prędkości bliskie maksymalnym dozwolonym więc po co ten zakaz? Wzdłuż DK6 na chodniku wytyczono DDR znakiem C13/C16 i trzeba się wlec po płytach z pieszymi, z małymi dziećmi i z psami. Kompletny nonsens z uwagi na to, że Słupsk akurat ma obwodnicę i wpuszczenie rowerów na jezdnię nie byłoby niczym niezwykłym.
Obejrzawszy Słupsk pojechałem w stronę Łeby, po drodze odwiedzając jeszcze znajomych.
Udało mi się jeszcze zahaczyć o dwie gminy w województwie pomorskim, a potem odbiłem na północ do Wicka. Przed samym Wickiem trafił mi się bardzo przyjemny zjazd, na którym pobiłem tegoroczny rekord prędkości. Od Wicka jechałem już właściwie po ciemku więc z drogi pamiętam jedynie światła samochodów jadących z naprzeciwka oraz ruch, który o dziwo odbywał się głównie w stronę Lęborka. W Łebie na deptaku było niezwykle tłoczno, a ja głównie dzięki GPS-owi trafiłem bardzo sprawnie na kemping gdzie czekała moja rodzina.

Ponieważ kończyłem już o zmroku i jechałem przez mało ciekawe tereny, to tym razem jedynie kilka więcej zdjęć można znaleźć w G A L E R I I

Zaliczone gminy (3):
Zachodniopomorskie: Malechowo
Pomorskie: Damnica, Potęgowo

Tym sposobem zaliczyłem wszystkie gminy w województwie zachodniopomorskim :-)
Zostało jeszcze czternaście województw.

Mapiszon:

Gminobranie zachodniopomorskie v2

Wtorek, 6 sierpnia 2013 | dodano:11.08.2013 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly 2013, >100, gminobranie, sakwowo, wycieczka 2013
  d a n e  w y j a z d u
138.56 km
0.00 km teren
08:09 h
17.00 km/h
44.55 vmax
38.0 *C
150 HR max( 79%)
108 HR avg( 57%)
m 4357 kcal
Dzisiejsza trasa to zasadniczo wycieczka "dookoła Białogardu". Sam Białogard co prawda ominąłem, ale już kiedyś w nim byłem. Swego czasu był znany z tego, że na dworcu na toalecie dla pań było napisane "ciągnąć", a dla panów: "pchać". Obecnie, niestety, znany jest z tego, że są tam złodzieje rowerów i paserzy. To jednak nie miało większego znaczenia - ja miałem kilka nadmorskich gmin do zaliczenia.

Obudziłem się po 8h snu, ale postanowiłem pospać jeszcze trochę i wyszło w sumie 10h - to efekt spania 2,5h poprzedniej nocy i sporego dystansu po niej.
Nocleg miałem wyjątkowo spokojny - żadnych komarów, zwierzaków, deszczu itp.

Droga wiodła asfaltami rozpiętymi dość gęsto między wioskami północnej Polski. Na takich drogach ruchu właściwie nie ma, ale trafiają się przydrożne okazje:

Narwałem tych jeżyn naprawdę dużo i były przepyszne. A było ich tyle, że z żalem zostawiłem ich na krzaczkach jeszcze sporo. Wszystkiego zjeść jednak nie dałbym rady.
Temperatura już przed południem była spora, ale w okolicy godziny 12 stała się już uporczywa:

Jechałem w kierunku Gościna i po jakimś czasie ze zdumieniem spostrzegłem, że po lewej stronie drogi pojawiła się droga dla rowerów! Ciekawe, skąd biegła i czemu nie było żadnych znaków przy drodze wojewódzkiej. Pewnie lokalny samorząd myśli, że to taka atrakcja, że pół Polski wie o tej drodze :/

Nawierzchnia była całkiem spoko, mam tylko spore zastrzeżenia do oznakowania: każdy wjazd na pole przerywał bieg drogi (teoretycznie trzeba było zrobić STOP), a powinno być odwrotnie, choćby z uwagi na intensywność ruchu. Do tego droga skończyła się nagle bez żadnego zjazdu i można było albo się cofnąć do drogi kilkaset metrów, albo jechać dalej wydeptaną ścieżką. Współczuję sakwiarzom jadącym tu np. po zmierzchu.
W samym Gościnie zrobiłem sobie postój przy głazie Katarzyny, z którym związane są różne wersje legendy. Wszystkie bez większego sensu i oparcia w innych źródłach, w każdej przewija się zabójstwo albo seks z bratem/szwagrem i zdobywanie szmalu tego chłopa na kościół (nie na własne potrzeby!) oraz noszenie przez kobitę koła w ramach pokuty. Obok głazu odpoczywał pan w wieku ok. 60 lat, który jakieś 35 lat temu pojechał na rowerze na Mazury z kolegami, pozwiedzał i do tej pory przeżywa to jako wyprawę życia. W sumie nic w tym złego, tyle że pan obecnie marzy o zwiedzeniu Europy, ale zamiast coś z tym fantem zrobić, popija wódę w ilościach znacznie powyżej normy, za to bardzo regularnie. Przy tym, o dziwo, jeździ ok. 50-80km rowerem dość często!
To takie sakwiarskie memento mori - nałogi mogą zniszczyć nawet najprostsze w realizacji marzenia. Najprostsze, bo w sumie jak ktoś już raz jechał, to cóż prostszego ruszyć dupę i pojechać znowu? Kasa i sprzęt to umilają, ale można popakować się w cokolwiek zawiniętego w worki foliowe, spiąć to ekspanderami i za ok. 15-20zł dziennie jechać w trasę po wschodniej Europie. Żal mi tego pana, ale dzięki niemu może ja i parę czytających to osób uniknie jego problemów.
Gościno opuszczam syty i jadę w stronę Kołobrzegu, ale kilka kilometrów od Bałtyku odbijam na wschód, a potem na południe. Kolejne gminy czekają!
W okolicach Koszalina jest istne zatrzęsienie elektrowni wiatrowych, dlatego też nie dziwi ilość linii wysokiego napięcia oraz obecność stacji energetycznych. Natomiast zastanawia mnie przeznaczenie tych białych cylindrycznych obiektów:

Czyżby jakieś kondensatory wysokiej pojemności? Z uwagi na skokowe różnice generowanej mocy z wiatru miałoby to jakiś sens. Ciekawe.
W międzyczasie spadł deszcz. Temperatura spadła o jakieś 18 stopni, ale to nie znaczy, że było zimno - spadło do 22 stopni, a bardzo szybko skoczyło do 25 :-) Uroki lata.
Planując trasę sprawdzałem większość dróg pod kątem nawierzchni. Dlatego nie zaskoczyła mnie ta betonówka:

Zaskoczyło mnie natomiast to, że jej dalszy ciąg to droga leśno-gruntowa. Jakoś przebrnąłem i zacząłem się rozglądać za noclegiem, który w końcu znalazłem przy drodze wojewódzkiej na małej skarpie.

Zaliczone gminy (6):
Rąbino, Sławoborze, Dygowo, Będzino, Świeszyno, Manowo

Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę,
w - > G A L E R I I < - natomiast więcej zdjęć zobaczę :)

Mapa trasy: