Informacje

avatar

chesteroni
z miasta Toruń
16647.94 km wszystkie kilometry
314.60 km (1.89%) w terenie
43d 11h 14m czas na rowerze
15.92 km/h avg

Kategorie

.Giant.0   .mieszczuch.127   .mieszczuch 2013.138   .Surly.55   .Surly 2013.49   >100.55   >200.19   >300.5   forumowo.27   gminobranie.58   nightrower.42   przyczepkowo.4   sakwowo.51   użytkowo.273   wycieczka.59   wycieczka 2013.53  

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Moje rowery

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy chesteroni.bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

.Surly

Dystans całkowity:6287.07 km (w terenie 63.10 km; 1.00%)
Czas w ruchu:410:30
Średnia prędkość:15.29 km/h
Maksymalna prędkość:58.89 km/h
Suma podjazdów:27287 m
Maks. tętno maksymalne:175 (93 %)
Maks. tętno średnie:133 (70 %)
Suma kalorii:194980 kcal
Liczba aktywności:54
Średnio na aktywność:116.43 km i 7h 44m
Więcej statystyk

Nadwiślańskie esy-floresy

Sobota, 29 sierpnia 2015 | dodano:30.08.2015 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
71.71 km
0.20 km teren
04:37 h
15.53 km/h
42.62 vmax
28.0 *C
HR max(%)
HR avg(%)
261 m kcal
Postanowiliśmy z Beatą wybrać się na wycieczkę do Włocławka. Po namyśle jednak - droga jest w połowie strasznie nudna więc wybraliśmy się na wycieczkę z Włocławka. Najpierw na dworzec kolejowy - pokonaliśmy szatański dystans:

Do Włocławka jedzie się ok. godziny więc jeszcze rano mieliśmy okazję pojeździć po mieście. Wkrótce docieramy do naprawdę imponującej katedry. Malunki na suficie i ścianach bardzo przypominają te z Kościoła Mariackiego w Krakowie. Katedra jest przepiękna i na pewno warto ją odwiedzić.

Z Katedry udajemy się na most. Wybieramy ten najbliższy, choć tama kusi. Ale jest względnie daleko, a nie chce nam się przebijać tyle w obie strony. Most jest stary, wąski i wysoki więc ma dość ciekawą perspektywę:

Nie jest też przygotowany na takie temperatury - widać powyginane od gorąca barierki. Ich cień wygląda trochę jak EKG :) Wisła też zresztą na takie upały niegotowa - ubyło jednej wyspy:

Z Włocławka jedziemy w stronę Bobrowników w nadziei, że uda się tam coś ciekawego w Wiśle zobaczyć - jakiś czas temu woda odsłoniła zatopione statki. Po drodze widać już zapowiedzi dożynek, przygotowania do imprezy idą pełną parą, trzodka przybywa ;-)

W samych Bobrownikach musimy objechać wesołe miasteczko, żeby wjechać na zamek. Sam zamek to niestety ruiny, ale i tak miło połazić:


Jak się przyjrzeć bliżej naszemu śladowi GPS, to w Bobrownikach byliśmy w Wiśle - to nie przypadek:

Spory kawałek dna jest odsłonięty, rośliny nie marnują czasu. A ile tam muszli! Chodząc po nich czułem się jak Terminator chodzący po czaszkach :-)
Wycieczce nadałem tytuł "Nadwiślańskie esy-floresy" dlatego, że aż cztery razy przekraczamy Wisłę. Przy czym trzeci raz odbył się z pomocą promu, który pływa co godzinę (15 minut po pełnej godzinie) i kosztuje 1zł od osoby. Znak zapowiadał coś na kształt Unity Line:

Droga dziurawa, często szutrowa. Prom jest bardzo lokalny, bo też i po obu stronach nie ma za bardzo dokąd jechać więc ruch niewielki. Przeprawę przeniesiono kawałek na północ więc ledwo zdążamy. Na szczęście rachityczny ciągnik, przypominający nieco owada, daje nam chwilę:

W samej Nieszawie podobno jedyne, co fajne, to widok z promu ;-) Ale my jednak robimy malutki objazd i zaglądamy do kościoła. I warto było - piękne malowidła na ścianach z XVII wieku:

Z Nieszawy jedziemy pełni obaw Wiślaną Trasą Rowerową do Ciechocinka. Ten odcinek jest jednak całkiem spoko. Na początku olewamy chodnikościeżkę, ale wkrótce asfalt się psuje i przepraszamy się z polbrukiem. Gdy dojeżdżamy do jakiegoś wału, widać w nim przerwę na drogę dla samochodów. Ale dla rowerów zamiast poszerzyć lukę w wale, zbudowano ekstra objazd. Genialne :(

W Ciechocinku jemy niedobre lody i uciekamy w stronę Torunia. Ponownie WTR - sprawdzimy te relacje o złej nawierzchni naocznie. Na początku jest całkiem fajnie, ale za Otłoczynem zaczyna się szuter. Nie jest taki zły, jednak przy leśniczówce się kończy, a zaczyna się straszny piach - odpuszczamy i wbijamy się na DK91. W razie czego - jest to dokładnie na granicy powiatu aleksandrowskiego więc można sugerować się tabliczką, jakby ktoś chciał jechać WTR tam, gdzie to możliwe bez hardkorów i pchania przez piach.
Kawałek dalej sprawdzamy jeszcze dojazd do brodu naprzeciwko Silna - z tej strony jeszcze nie byliśmy nad Wisłą:

Wracając podziwiamy fantazję twórców WTR, która pozwoliła im na wytyczenie szlaku rowerowego drogą leśną, po której pieszo niemal nie sposób się poruszać:

To nawet nie marnotrawstwo kasy - to po prostu głupota. Trasy rowerowe powinny być przejezdne w całości dla każdego rodzaju roweru, w szczególności rower szosowy ciągnący przyczepkę z małym dzieckiem. Tak jest w Niemczech, ale u nas to się odmaluje gdzieś szlaczek i tyle. Żenada.
Kawałek dalej zaglądamy jeszcze do pomnika katastrofy w Otłoczynie - największa katastrofa kolejowa w Polsce. Przygniata na liście nazwisk ofiar widzieć rodziny z małymi dziećmi :(
Parę dni temu była 35-ta rocznica katastrofy.

Stamtąd jedziemy już DK91 prosto do domu, po drodze jeszcze raz przekraczając Wisłę.

Więcej zdjęć jak zawsze w klik tutaj -> G A L E R I I <- klik tutaj


Gminobranie elbląskie

Sobota, 22 sierpnia 2015 | dodano:04.09.2015 | linkuj | komentarze(1)
Kategoria .Surly, >100, gminobranie, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
175.65 km
4.00 km teren
11:11 h
15.71 km/h
50.01 vmax
27.0 *C
157 HR max( 83%)
121 HR avg( 64%)
1049 m 8784 kcal
Czas. To jest to, czego nigdy nie ma dość. Chciałbym być wszędzie, robić wszystko... Na przykład chciałbym być na rowerze w każdej polskiej gminie. By to osiągnąć - najoptymalniej jest kawałek po kawałku powiększać obszar już zaliczony, a nie zostawiać dziury, których łatanie jest potem problematyczne. Jak zaczynałem swoją przygodę z zaliczgmine.pl to tego jeszcze nie wiedziałem i zostało mi parę białych plam na mapie Polski. Na przykład taki Elbląg - na północ byłem jadąc 'dookoła Polski' z Beatą. Na południe byłem jadąc z Malborka do Ostródy, na wschodzie byłem podczas powrotu ze zlotu. Ale żeby tak okoliczne gminy zaliczyć, to już czasu nie starczyło. I taka plama na 8 gmin sterczała na mapie i wołała "zalicz mnie". Ale kiedy? Nijak nie da się tam być przypadkiem, nie przy moim grafiku. Pojechałem więc celowo, choć PKP niestety nie wspiera takich tras bo trzeba jechać TLK a potem jeszcze osobówką. W sumie ok. 70zł w jedną stronę z Torunia.
Do tego miejsc już nie było na parę dni przed wyjazdem i pojechałem po partyzancku - bez biletu. Tzn. z biletem bez miejscówki i bez biletu na rower. O 3 rano byłem już na dworcu i gdy przyjechał pociąg - popędziłem na koniec składu, bo nie było przedziału na rower. Okazało się, że w ostatnim przedsionku (czyli 'zasionku' :) ) są już cztery rowery, ale skoro wchodzą tylko trzy, to czwarty stał na nich. Dzięki temu było miejsce obok niego, gdzie się władowałem ze swoim, starannie uważając by pozostałych nie uszkodzić. Nie było obok nikogo z rowerzystów więc nie wiedziałem, czy po drodze ktoś nie wysiada. Na szczęście nie - jechali do Gdańska i dalej. W Tczewie przesiadka na SKM, gdzie nie było problemów i w końcu docieram do Elbląga ok. 8 rano. Na skwerku przed dworcem jest zegar słoneczny, ale coś chyba jeszcze nie działa ;-)

Po paru kilometrach wpadam w depresję. Umownie - największą w Polsce, choć badania pokazały, że w Gronowie Elbląskim można wpaść w jeszcze większą. Ale znaczek stoi tutaj więc niech tam będzie:

Mój poziom depresji to czysty dół ;-)
Z Raczków Elbląskich jadę na południe. Droga jest płaska, dziurawa i dość mocno boczna, ale to dobrze - po co mi zgiełk miasta i stres spowodowany autami? Po drodze mijam drogowskazy do sanktuarium, które jednak odpuszczam bo jest zdecydowanie za bardzo z boku.

Wtem docieram do drogi wojewódzkiej numer 527 i zaczynam marzyć. Marzenie przedstawia wszystkie polskie drogi wojewódzkie i krajowe z takim dodatkiem dla rowerzystów, jak tutaj:

Nie mogę się nadelektować, ale wkrótce koniec radości bo w Rychlikach odbijam na boczną trasę, która wkrótce staje się niezwykle zapiaszczonym szutrem lub kocimi łbami z wyjeżdżonym poboczem w trawopiachu. Męczy mnie to bardzo, ale jest raczej niezbędne na tej trasie by nie powtarzać drogi. W końcu wracam na DW527 by dojechać do pochylni na Kanale Elbląskim. Jest tam pięć pochylni, ja jestem przy pochylni Jelenie:

Oczywiście będąc obok takiego tworu nie omieszkałem zbadać go z bliska:


Chcąc-niechcąc muszę jechać dalej bo dobrze by było być wieczorem w domu. Drogą wojewódzką docieram do Pasłęka, gdzie znowu mam małe zwiedzanie. Spaceruję po starówce, gdzie akurat jest jakiś festyn. Ładne miasteczko, widać w nim kawał historii. Jednym z ciekawszych zabytków jest stary ratusz:

Skończyło się jednocześnie płaskie - w tym rejonie jest sporo pagórków. Trasa wiedzie mocno bocznymi drogami gdzie mam wrażenie - mało kto mieszka w tych wsiach. Mieszkańcy jacyś tacy nieufni, że nawet śmiecie trzymają na łańcuchu:

Po drodze pełno krajobrazowych ciekawostek - a to ruiny starego mostu, a to jakieś spore hopki, a to radar, a to krowy:

W Młynarach - relikt czasów minionych na ścianie budynku - plan miasta!

Za Młynarami jest dość skomplikowany wyjazd, ale GPS wyprowadza mnie na "moją" drogę. Tylko jak to? Tyle podjazdów, Elbląg na poziomie morza, a tu ciągle w górę? Za każdą górką zamiast zjazdu - kolejny podjazd. Albo jak zjazd, to w dół o 20 metrów i potem w górę 22. Niezłe fale :-)
Już zwątpiłem na przedmieściach Elbląga - nadal w górę - ki diabeł? No i się zaczęło :-)
Tuż przed tabliczką zjazd. ze 196 metrów n.p.m. do 0 przez miasto. Szeroka droga z pierwszeństwem - ciężko było jechać <50 km/h Przy okazji widziałem dwóch kozaków, co jechali tam pod górę. Już wiem, czemu w Elblągu mieszka czołówka polskich maratonów rowerowych - łatwo o trening na płaskim, a i o górski nietrudno! Jedzie się wybornie i ze sporym zapasem zdążam na dworzec. Ale biletów nie ma! Cóż, kupuję na regio do Tczewa i jakoś to będzie - w najgorszym razie w Tczewie rano mam regio z dwoma przesiadkami do domu. No i dworca w Tczewie na noc nie zamykają. Ale w kasie w Tczewie okazuje się, że jednak bilety są! WTF? Nie wnikam, co kasjerka w Elblągu źle zrobiła - mam bilet do domu i legalnie jadę do Torunia. Pociąg się spóźnia, ale o 1 w nocy jestem w domu.

tutaj ->G A L E R I A<- tutaj

Zaliczone gminy: 8
Warmińsko-Mazurskie:
Markusy, Rychliki, Pasłęk, Godkowo, Wilczęta, Płoskinia, Młynary, Milejewo
I tym sposobem zakończyłem zaliczanie gmin w województwie warmińsko-mazurskim - to już czwarte w całości zaliczone województwo :-)
972 gminy odwiedzone rowerem, jak na razie:


Gminobranie grunwaldzko-żuromińskie 2/2

Sobota, 15 sierpnia 2015 | dodano:18.08.2015 | linkuj | komentarze(1)
Kategoria .Surly, >100, >200, gminobranie, nightrower, sakwowo, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
229.98 km
6.00 km teren
14:52 h
15.47 km/h
40.78 vmax
30.0 *C
168 HR max( 89%)
112 HR avg( 59%)
993 m 11006 kcal
Pobudka wcześnie rano, żeby spróbować szczęścia i zdążyć na pociąg w Sierpcu. W związku z wczorajszym nędznym dystansem - marne szanse, ale nie wolno się poddawać. Lasek, w którym rozbijałem się już po ciemku faktycznie wygląda nieźle:

Namiot nieponaciągany bo mi się nie chciało w gorącą noc wszystkiego robić ;-)
Wejście do lasku wygląda na nieużywane, ale jednak zaraz obok namiotu widzę, że ktoś jakiś okrąg zagarnął nie wiedzieć czemu:

Zwijam się szybko i na przystanku kolejowym wciągam śniadanie, podziwiając przy okazji pociągi Kolei Mazowieckich oraz Pendolino. Zaraz za Szydłowem okazuje się, że nie sprawdziłem dobrze trasy i mam ok. 3 km piaszczystej drogi - tego się nie spodziewałem :(
Gdy w końcu wydostaję się z piachu, we wsi Pokrytki widać kolejną pamiątkę z II Wojny Światowej - pomnik starcia Armii Ludowej z Niemcami:

Autor tablicy na zwycięstwo w dyktandzie nie ma co liczyć ;-)
Kawałek dalej odkrywam, czemu tak mnie bolą stopy - otóż podniosłem siodełko o ponad cal i poprawiłem ustawienie bloków SPD w nowych butach. od razu poczułem różnicę na korzyść. Prędkość momentalnie wzrosła o ok. 2 km/h ! Jestem dość ciężki i pewnie pomału sztyca się wsuwała i tak jakoś wyszło... Trzeba będzie jeszcze nad tym popracować przy następnym wyjeździe :-)
Skwar zaczyna lać się z nieba, ale droga obfituje w różne atrakcje. Mimo suszy, jeżyny są całkiem spoko:

Jak się już nasyciłem, to zaliczyłem z rozpędu parę gmin, aż nagle poczułem się jak w Świebodzinie czy innym Rio de Janeiro. A to był Radzanów:

W kościele obok pomnika są dość ładne malowidła o ciekawej (i obcej mi) symbolice - zajrzyj do galerii
Upał coraz bardziej doskwiera i zazdroszczę kajakarzom pływającym po Wkrze:

W Szreńsku zaglądam do XIV-wiecznej fary, która jednak nie zachwyca i w końcu ruszam do Lipowca Kościelnego. Droga ładna, choć nieco pagórkowata. W Lipowcu nic ciekawego nie ma poza dziurą przy wjeździe na stację Lotosu, którą jadąc dość szybko ledwo omijam. Wracam tą samą trasą i cisnę na Żuromin. Miasteczko brzydkie i nijakie, ale uderza tłum w kościele:

W Żurominie długo nie zabawiam, choć już wiem, że z pociągu nici. Jadę tak by do Sierpca dojechać jeszcze za dnia. Połykam jeszcze kilka gmin. Choć na drodze wojewódzkiej nie jest zbyt przyjemnie,  wkrótce z niej uciekam na boczne drogi, które niedawno wyasfaltowano - jedzie się miodnie do Lutocina i dalej na południe też jest niewiele gorzej :-)
W Sierpcu jestem o zmierzchu i robię popas przed nocną jazdą. Na Orlenie trafia mi się kolejna ciekawa cola:

W końcu ruszam. Przezornie zabrałem cały sprzęt do nightrowerowania więc nie jest źle. W połowie drogi do Skępego dzwoni do mnie Beata z alarmującą wiadomością - w Toruniu Burza. Faktycznie, wiatr się zmienił i już nie jest w plecy. W Skępem chowam portfel i aparat do foliówki i przekładam ciuszki przeciwdeszczowe na wierzch. Dziwny jakiś jestem, bo takie upały i brak deszczu na stronie ICM-u a jednak je wziąłem. I dobrze, bo niemal zawsze jak coś biorę, to okazuje się niepotrzebne ;-)
Za Skępem w stronę Lipna trochę mi rura zmiękła, bo burza była naprawdę konkretna. Ale jak większość burz w tej okolicy, trzymała się południowej (zachodniej) części Wisły. Wynika to m.in. z ukształtowania terenu - od północy są skarpy, które wpływają również na wiatry i jakoś tak wychodzi, że burze zwykle idą "bokiem". W Lipnie sucho, a nad Włocławkiem piekiełko. W Lipnie któryś już raz z rzędu na Orlenie kawy nie mają - tym razem dlatego, że w środku nocy czyszczą sobie ekspres. Ech.
Do Czernikowa dojeżdżam bez większych problemów, ale widać, że tu trochę padało. Ale już schnie ;-)
Termometry przy przydrożnych hotelikach pokazują o 2am 21 stopni :-)
Z Czernikowa to już niemal spacerek po podwórku, ale bolą mnie nogi i jestem głodny więc "power" spada. Do domu dobijam ciut po 3am i idę spać.

Udało się zaliczyć wszystkie gminy w powiatach mławskim i żuromińskim więc jestem więcej niż usatysfakcjonowany, choć nie planowałem takiego nocnego finiszu (ani nie miałem ochoty na niego).
Rano okazuje się, że tylko dzięki tym 16-tu gminom w czasie tej wyprawki udało się utrzymać top20 na zaliczgmine.pl - w czasie wyjazdu pojawiły się dwa nowe konta z >1000 gminami i wypadłem na moment. Tak czy owak, zostały jeszcze okolice Elbląga, żeby wyczyścić Warmińsko-Mazurskie - stay tuned :-)

Obszerniejszą wizualnie fotorelację znajdziesz w klik tutaj -> G A L E R I I <- klik tutaj


Zaliczone gminy: 12
Mazowieckie:
Szydłowo, Strzegowo, Radzanów (pow. mławski), Siemiątkowo, Szreńsk, Lipowiec Kościelny, Kluczbork-Osada, Żuromin, Bieżuń, Lutocin, Rościszewo

Gminobranie grunwaldzko-żuromińskie 1/2

Piątek, 14 sierpnia 2015 | dodano:17.08.2015 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly, >100, gminobranie, sakwowo, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
117.94 km
2.00 km teren
08:25 h
14.01 km/h
46.23 vmax
30.0 *C
167 HR max( 88%)
122 HR avg( 64%)
734 m 6867 kcal
Koniec urlopu, ale jeszcze chwila została a tu taka plama na trzy gminy na południe od Olsztyna... Plama na honorze, chciałoby się rzec. Szybka decyzja - spakowałem się na dwudniową wyprawkę i w drogę rano do stolicy Warmińsko-Mazurskiego pociągiem. W pociągu czytam fascynującą książkę Michio Kaku, ale od okolic Jabłonowa do Iławy mam przerwę bo dosiada się jakiś sakwowicz wracający z urlopu i zachwyca się moim rowerem. A to siodło, a to lemondka - "wspaniały setup", jak twierdzi. Ja również nie narzekam, ale rower jak rower - mi pasuje taki i już. Jak w małżeństwie - po paru latach zachwytu dopasowaliśmy się i dobrze nam razem ;-)
W końcu wysiadam w Olsztynie Zachodnim i sprowadzam rower po schodach bo alternatywy nie widać.
Samego Olsztyna nie zwiedzam, bo całkiem niedawno już to robiłem więc jadę na południe w stronę Olsztynka. Wyjazd z miasta to krajówka, ale z poboczem więc przyjemna. Ruch też znośny. Do Olsztynka droga się nie dłużyła bo było całkiem ładnie - a to hopka, a to zakręt jakiś. W śladzie tej krajówki budują jednak ekspresówkę więc za parę lat może się okazać, że nie ma już jak sprawnie rowerem dojechać. Zobaczymy. Tymczasem przejechawszy pierwszą gminę odbijam z krajówki na boczne drogi i trafiam na piaszczystą drogę. Coś musiałem przegapić planując trasę ;-) Ostatecznie wyjeżdżam tam, gdzie chciałem i wpadam do Olsztynka, gdzie jedyną w miarę interesującą rzeczą jest mały zamek, będący siedzibą szkoły:

Z Olsztynka jadę drogą równoległą do ekspresówki S7. Wzdłuż drogi widać pomnik czasów kapitalizmu - liczne restauracje, hoteliki - wszystko zdechło gdy zostało odcięte od drogi. Budowa takich tras daleko od śladu pierwotnej drogi nie zabija całkiem biznesu, co widać na DK91 "zastąpionej" przez A1, ale nie całkiem martwej.

W końcu zjeżdżam na węźle "Grunwald" i po paru kilometrach dojeżdżam do miejsca bitwy:

Kawałek dalej wjeżdżam na wzgórze widokowe i podziwiam pomniki:

Czuć od nich rycerską moc - zakute w żelbeton łby :)
Chwilę zwiedzam okolicę przysłuchując się przewodnikowi oprowadzającemu jakąś rodzinę (tak, jestem pasożytem :P) i zjeżdżam na dół do baru. Tam trafiła mi się cola pasująca do zabranej w drogę książki ;-)

Z Grunwaldu jadę w stronę Mławy i po drodze do Działdowa widzę znany mi już z innego gminobrania pomniko-drogowskaz:

W tle widać, że żniwa mają się ku końcowi - pola po horyzont usłane belami słomy :-) Warto było wygrać tę bitwę, szkoda że potem z tego więcej nie wyniknęło.
W Działdowie kawa na Orlenie, a chwilę przedtem - zapowiedź remontu:

Niby nic, ale jak się później okazało - zapowiedź apokalipsy. Drogę aż do Iłowa-Osady remontują i to tak bez etapu przejściowego - od razu wszystko rozkopano. Co gorsza ruch wahadłowy ma bardzo długie odcinki i rowerem nie sposób się przebić gdy się nie startuje wraz ze zmianą świateł. A znaki zapowiadały "ręczną" sygnalizację. Niestety był full-automat.

W Iłowie piękny przejeżdżam nowy wiadukt nad torami i tnę na Mławę. Samo miasto już kiedyś przejechałem więc teraz tylko objeżdżam bokiem. Przy okazji mijam pomnik będący przypomnieniem, że nie zawsze jest tak kolorowo, jak obecnie:

Zaliczam jeszcze Wiśniewo - nowa gmina w kolekcji i jadę dalej szukając jakiegoś noclegu. Dopiero kawałek za niby-nieczynnym wiaduktem znajduję obiecujący lasek koło przystanku kolejowego Wyszyny. Całkiem niezła miejscówka, choć pociągi i ciągnik na polu nie dają zasnąć aż do niemal północy.

Tradycyjnie obszerniejszą galerię możesz obejrzeć klik tutaj -> G A L E R I I <- klik tutaj

Zaliczone gminy: 5
Warmińsko-Mazurskie (3):
Stawiguda, Olsztynek, Grunwald
Mazowieckie (2): Wiśniewo, Stupsk


Gminobranie naterskie

Sobota, 11 lipca 2015 | dodano:02.08.2015 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly, >100, >200, gminobranie, nightrower, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
229.08 km
4.00 km teren
15:33 h
14.73 km/h
42.25 vmax
*C
170 HR max( 90%)
125 HR avg( 66%)
m 13460 kcal
W tym roku zaliczyłem mało dłuższych tras, ledwie kilka setek (jeszcze nie ma na BS, stay tuned). A gdzie jakieś sensowne dystanse? A gdzie gminy w sąsiednich województwach?  Podobnie Beata - nawet 100-tki nie zrobiła w tym roku na rowerze. Trochę żenada.
Dlatego przy pierwszej okazji wybraliśmy się na małe gminobranie do Olsztyna.
A w zasadzie nie do Olsztyna, tylko do Naterek - przystanek przed Olsztynem, ale pozwala sensownie przejechać przez gminę Gietrzwałd z pominięciem krajówki.
W pociągu było dużo ludzi, a rowerzystów jeszcze więcej ;-) Cały przedział 'bagażowy' był zajęty:

W Naterkach chwila konsternacji, bo nie wiadomo, jak stamtąd wyjechać, ale po chwili wyszliśmy na leśną ścieżkę na północ od torów i dojechaliśmy do szosy. Przez pierwsze 20km wyszło ze 3km terenu, ale za to zaliczyliśmy bardzo ładne leśne okolice. By dostać się do Jonkowa trzeba zrobić małą pętelkę. Myślałby kto, że jak się ma trasę w GPS, to się nie da zgubić - otóż da się i nadrobiliśmy ok. 1km przez to :) Daje nam trochę w kość wiatr, który wieje z północnego zachodu, ale cóż począć - nie jesteśmy do końca wolnymi ludźmi i tylko w weekendy możemy się wyrwać na taką trasę, a pogoda nie rozpieszczała. Do Dobrego Miasta jedziemy krajówką. Niestety przez pierwsze 5km (z 15) nie ma pobocza, a za to są pagórki i zakręty - trochę nerwowo. Ale potem jest już eleganckie pobocze i do tego tunel z osłon przeciwhałasowych:

Do Dobrego Miasta wjeżdżamy dobrą drogą i jest... nieźle. Wiatr się wzmaga, ale po dojechaniu do bazyliki odpoczywamy tam i sobie zwiedzamy - piękny dziedziniec, a sam kościół wyglądał majestatycznie

Po wyjechaniu  (pod wiatr) w stronę Morąga mijamy pierwsze z kilku pól faceliowych:

Bardzo wydajna roślinka z której jest dobry miodek :)
Widoki mimo bardzo silnego wiatru były po prostu przepiękne:

W końcu nieco okrężną drogą dobijamy do Morąga, gdzie odpoczywamy, wymęczeni jazdą pod wiatr. W samym Morągu nie ma nic ciekawego, ale stwierdzamy to naocznie oglądając ratusz oraz resztki zamku krzyżackiego:

Z Morąga wyjeżdżamy na zachód by po paru kilometrach pojechać dawną DK7 na południe. Ponieważ ruch przejęła trasa S7, mamy mega komfort - piękny asfalcik, szeroko i ruch niemal nieistniejący. Bajka! W końcu wjeżdżamy do Miłomłyna, który nas zaskakuje ładnymi widokami:

Tutaj przebieramy się w dłuższe ciuszki bo zaraz zapadnie noc. Faktycznie, wkrótce jest całkiem ciemno. W Suszu robimy sobie mały odpoczynek, ale gdy trzeci raz mija nas auto z kolesiami przypatrującymi się naszym rowerom, zwijamy się w trybie ekspresowym. Do sąsiedniej gminy jest daleko, ale adrenalinka trzyma więc jedzie się dobrze. Potem zaczyna nas mocno mulić i kolejny odpoczynek robimy na przystanku gdzieś przy DK16. Po jakimś czasie zwijamy się i jedziemy do Łasina - jest już brzask. Tu pokonuje nas trochę logistyka - nie sprawdziliśmy pociągów powrotnych i zamiast wybrać w miarę łagodną trasę przez Radzyń Chełmiński do Wąbrzeźna, tniemy przez Świecie nad Osą do Jabłonowa. Tniemy. Ha ha. ha... Już zapomniałem, jakie tam są podjazdy, a że trochę się spasłem, to ciężko mi się je pokonuje. A góreczki tam są całkiem-całkiem :) Ale w końcu na ostatnich nogach dojeżdżamy do Jabłonowa by dowiedzieć się, że pociąg mamy za 1.5 godziny. C'est la vie :) Jesteśmy zmordowani, ale bardzo zadowoleni - wpadło sporo gmin, dystans wyszedł całkiem sensowny. Aczkolwiek chyba trzeba schudnąć bo żeby 230km zajęło tyle godzin, to obciach trochę :)

Więcej zdjęć tradycyjnie w klik tutaj -> G A L E R I I <- klik tutaj




Zaliczone gminy: 9
Warmińsko-mazurskie:
Gietrzwałd, Jonkowo, Dywity, Dobre Miasto, Świątki, Małdyty, Miłomłyn, Zalewo, Kisielice

Gminobranie pacanowskie 2/5

Czwartek, 28 maja 2015 | dodano:06.09.2015 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly, >100, gminobranie, sakwowo, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
102.35 km
0.00 km teren
08:09 h
12.56 km/h
42.62 vmax
*C
165 HR max( 87%)
118 HR avg( 62%)
664 m 6684 kcal
Rano budzę się na kempingu u Holendra - wszystko jest OK, roweru nikt nie wziął. Cisza, spokój - naprawdę fajna miejscówka. Ogarniam się ze wszystkim i płacę 10zł. Wyjazd za dnia jest znacznie łatwiejszy niż trasa na kemping. Dojeżdżając do krajówki widzę nędzny znaczek informujący o kempingu - trzeba się bardzo starać, by go zobaczyć. W Opatowcu robię zakupy i jadę dalej. Po drodze mijam cmentarz wojenny w Opatowcu z I wojny światowej, na którym są groby żołnierzy armii austrowęgierskiej i rosyjskiej. Kawałek dalej, w Nowym Korczymie zaglądam do fantastycznego kościoła pw. św. Stanisława. robię parę zdjęć,

ale w google jest genialna panorama 360:
panorama 360 stopni
Niewtajemniczonym podpowiem, że można myszką przesuwać w lewo, prawo, górę i dół :)
Zaliczając kolejne gminy w końcu docieram do Pacanowa - głównego celu tego wypadu. Malutkie miasteczko, dość zaniedbane, ale motyw koziołka tu i tam się przewija. W centrum jest Europejskie Centrum Bajki. Nowoczesne, hi-tech. Są nawet prawdziwe kozy!

Ale okazuje się, że Pacanów Koziołka musi wyeksmitować. Spadkobiercy twórców małego rogacza zażyczyli sobie zmiany patrona centrum, usunięcia wszelkich symboli koziołka, usunięcia maskotek i innych symboli koziołka, nawet z biletów!
Więcej o tym pisze kielecka Gazeta Wyborcza:
Koziołek nie dla Pacanowa

Domagają się m.in. zaprzestania wykorzystywania wizerunku tej postaci poprzez usunięcie koziołka z nazwy ECB, strony internetowej, malowideł na ścianach, biletów wstępu, tablic ogłoszeniowych i billboardów w Pacanowie, a także zniszczenia jakichkolwiek materiałów promocyjnych, na których widnieje ta postać. Ponadto żądają też od ECB "wydania uzyskanych korzyści z naruszenia autorskich praw majątkowych", 60 tys. zł zadośćuczynienia oraz kilkakrotnych przeprosin w prasie za naruszenie ich praw autorskich oraz "niezgodny z prawem i dobrymi obyczajami handel wizerunkiem Koziołka Matołka". Cały tekst: http://kielce.gazeta.pl/kielce/1,47262,17989134,T...
Niezłe jaja - taki kawał jechałem do Pacanowa, a tu nie ma koziołka! Ręce opadają. Magnesu z koziołkiem w sklepiku mi nie sprzedano, ale na szczęście na rynku jakiś magnes z jakimś niespersonifikowanym koziołkiem i napisem Pacanów jest.
W centum bajki są na szczęście inne bajki. Tematyczne domki poświęcone bajkom mają przed wejściem rzeźby głównych postaci. Np. baba Jaga:

Mnie wyjątkowo urzekł śmietnik:

Jest też coś matołkopodobnego.

W mieście jest kwietny posąg koziołka, jeszcze nieusunięty w tym szaleństwie:

Zjadam pizzę, wbijam się na neta, skoro mam po konferencji cały sprzęt i po godzinnym odpoczynku ruszam dalej. Objeżdżam trochę okolicę, aż trafiam do Buska-Zdroju. Dziwne to trochę, ale nic ciekawego tam nie znajduję. Robię zakupy i jadę dalej bo niedługo koniec dnia. Szybkim tempem docieram do Pińczowa, w którym jest fantastyczny (z zewnątrz) kościół:

Znowu kościół. To prawda. Ale Polska gminna niewiele ma do zaoferowania, a te małomiasteczkowe kościoły często są naprawdę ładne! Do środka jednak nie wchodzę, bo już zamknięte. Ciemno się robi, ale na szczęście parę kilometrów na północ, wzdłuż mojej drogi, jest jakiś malutki lasek. Maciupki, ale jadę, no bo co mam zrobić. W końcu docieram i okazuje się, że nie jest tak źle. Polna droga, którą nikt nie jeździ, a potem rzadki las iglasty i gęsty liściasty. Wbijam się w ten drugi, co sprawia, że jestem praktycznie niewidoczny. dzięki kontrastowi.

Po ciemku się rozbijam i idę spać, bo trochę męczący dzień za mną. (fotka lasku zrobiona rano

Więcej zdjęć w klik -> G A L E R I I <- klik

Mapka:

Zaliczone gminy: 7
Świętokrzyskie:
Nowy Korczyn, Solec-Zdrój, Pacanów, Oleśnica, Stopnica, Busko-Zdrój, Pińczów

Gminobranie pacanowskie 1/5

Środa, 27 maja 2015 | dodano:05.09.2015 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly, >100, gminobranie, sakwowo, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
104.30 km
0.00 km teren
08:14 h
12.67 km/h
42.62 vmax
*C
175 HR max( 93%)
133 HR avg( 70%)
820 m 8681 kcal
Długo myślałem nad tytułem tej relacji (a de facto - całej serii z tej wyprawki). W Krakowie byłem przy okazji konferencji CONFidence . Obowiązki nie pozwoliły pojechać na zlot forum podrozerowerowe.info więc trzeba było przy najbliższej okazji skoczyć gdzieś dalej na rowerze, żeby lipy nie było. Padło na powrót z konferencji. Po prelekcjach i CTF-ie skoczyłem z Waxem, Baranem i dwoma ich przyjaciółkami na piwo. Wieczorem pojechałem zameldować się w hostelu. Rano ciężko się wstawało, do tego trzeba było zrobić zapasy, zjeść coś i tak jakoś zeszło, że u Waxmunda wylądowałem około 12. Tam odebrałem rower, za którego przechowanie serdecznie dziękuję :-) Jesteś wielki!
Założyłem sakwy i całą resztę złomu i ruszyłem. Nic szczególnego nie było po drodze - ot wyjazdówka z wielkiego miasta. Pod koniec zwrócił moją uwagę blok z wieżyczkami - dość oryginalne rozwiązanie.

Na końcu miasta skończyło się płaskie i zaczęły się podjazdy. Nie jakieś killery, ale dość męczące hopki. Trasę miałem zaplanowaną tak, żeby zmaksymalizować ilość gmin w tamtej okolicy więc wpadło ich trochę ;-) W Wierzbnie napotykam pomnik upamiętniający miejsce lądowania Generała Okulickiego. Wita mnie tabliczka z kodem QR. Szkoda, że nie ma drugiej z tekstem dla tych mniej nowoczesnych.

Sam pomnik jest całkiem ładny i są świeże kwiaty bo parę dni wcześniej była 71-sza rocznica lądowania cichociemnych w tym miejscu.

Jadę i jadę, aż dopada mnie zmierzch. W nocy jestem w miejscowości Bejsce i rozglądam się za dogodnym laskiem, ale żadnego nie widać. Delikatny zjazd do krajówki i jadę w lewo bo miejscowi mówili, że jest tam jakiś kemping. Miał być znak więc wypatruję, a tu nic... Zawracam do stacji benzynowej i tam mi tłumaczą, że na pewno jest kemping, znak i że to pierwsza droga za mostkiem. No to jadę. Znaku nie ma, ale wskazówki były bardzo dokładne i w końcu docieram na kemping prowadzony przez Holendra. Jestem jedynym gościem i mam wrażenie, że w ogóle prawie nikt tu nie zagląda. Dziwne. No nic - myję się i spać :-)

Przełamując schemat: galerii nie ma ;-) Tzn. jest, ale ponieważ ma tylko trzy zdjęcia, to nie ma po co tam zaglądać - daję link tylko dla porządku: galeria

Mapka:


Zaliczone gminy: 9
Małopolskie (6):
Kocmyrzów-Luborzyca, Koniusza, Igołomia-Wawrzeńczyce, Nowe Brzesko, Proszowice, Koszyce
Świętokrzyskie (3): Bejsce, Kazimierza Wielka, Opatowiec

objazd włości

Sobota, 2 maja 2015 | dodano:23.05.2015 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria wycieczka, .Surly
  d a n e  w y j a z d u
64.16 km
4.00 km teren
04:17 h
14.98 km/h
38.90 vmax
20.0 *C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal

Gminobranie czerwińskie 300km

Niedziela, 28 września 2014 | dodano:05.10.2014 | linkuj | komentarze(2)
Kategoria .Surly, >100, >200, >300, gminobranie, nightrower, sakwowo, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
304.02 km
1.40 km teren
20:02 h
15.18 km/h
45.38 vmax
12.0 *C
HR max(%)
HR avg(%)
1283 m kcal
Po załatwieniu swoich prywatnych spraw w Warszawie okazało się, że mam masę czasu - już w sobotę wieczorem byłem wolny więc grubo przed świtem, bo o 4:45 byłem już w drodze. Pierwotnie chciałem przejechać przez Park Łazienkowski, ale okazało się, że jest zamknięty :(
W zamian przejechałem obok jednostki wojskowej i siedziby BOR gdzie biedni wartownicy wpatrywali się przed siebie nieobecnym spojrzeniem. Przejazd przez Warszawę nie był przyjemny. Mimo GPSa trzeba było co chwilę kombinować bo a to zakaz, a to remont, a to metro budują i jest objazd. Po przebiciu się na wschodnią stronę Wisły było już nieco lepiej i nawet dało się podziwiać "city":
W końcu dojechałem do granic miasta, przy okazji poznając fajny wyjazd z niego przez Jabłonną. Co ciekawe, w Warszawie wyjazd wiedzie dłuuugą ul. Modlińską by w Jabłonnej wjechać w... ul. Modlińską. W kolejnych miejscowościach to samo i tak przez ok. 20km jeśli tylko byłem w jakiejś wsi, to jechałem Modlińską.

Modlin
W końcu dojechałem do Nowego Dworu Mazowieckiego, na terenie którego znajduje się Twierdza Modlin i lotnisko Warszawa-Modlin. Zimno dawało się we znaki, temperatura oscylowała w okolicy 5 stopni. Dobrze, że miałem ze sobą zimowe ciuszki rowerowe. Koło Twierdzy Modlin jedynie przejeżdżam. Jest nad Wisłą na dole skarpy i nie bardzo mi się uśmiecha włóczenie się po bunkrach. Zwłaszcza, że tych jest niemało:

Na górze pełno dookoła 100-letnich budynków wojskowych i powojskowych, do tego jest jednostka wojskowa z mostem pontonowym:

Mijam jeszcze pomnik obrońców Twierdzy Modlin

i wyjeżdżam, żałując nieco, że nie miałem czasu na powłóczenie się po okolicy. Za Zakroczymiem odbijam na północ po gminy, co osiąga apogeum w gminie Joniec, gdzie 9.5 km nadrabiam by przejechać przez siedzibę gminy :) Ale udaje się wodę uzupełnić 2 minuty przed zamknięciem sklepu - potem długo nie będzie nic otwartego!

Czerwińsk

Z Jońca odbijam na południe w stronę Czerwińska nad Wisłą. Trasa bez tych gmin mogłaby być krótsza pewnie o dobre 100km, ale za to byłaby nudnym turlaniem się z punktu do punktu. Jazda na południowy zachód nie jest najprzyjemniejsza - pod słońce i pod wiatr. Kilometry połykam jednostajnym, ale niewielkim tempem. Pewnie prócz wiatru ma na to wpływ waga bagaży - ok. 20kg, jak się potem w Toruniu okaże!
Czerwińsk to maleńkie miasteczko z małym ryneczkiem, ale jak się podjedzie pod górę to widać piękny kościół z 1155r.

Warto było zboczyć z trasy i tu zajrzeć!
Z Czerwińska jadę na północ do Płońska. Mógłbym pewnie jakimiś bocznymi dróżkami Płońsk ominąć, ale ostatnim razem tylko śmignąłem przez miasto i niewiele zobaczyłem - chciałbym to nadrobić.

Płońsk

Generalnie nie było warto. Jedyny ciekawy akcent to aniołek wkurzony na parkujący samochód:

Z Płońska odbijam na zachód, znowu pod wiatr, ale za to krajówką, z której uciekam... na południe. Kolejne gminy ;-)
Jednocześnie zmierzcha już i ledwo udaje się pożegnać ze słońcem:


Nightrower
Niemal ocieram się o Płock i rafinerię - w okolicach Bielska widać dymiące (i płonące!) kominy Orlenu. Z Sierpca wyjeżdżam o północy, senność mnie już męczy, ale zatankowałem kawę, ubrałem się ciepło i ruszyłem ostatnią "prostą" do domu, czyli nocna jazda DK10.
Senność - to słowo poznaję we wszystkich odmianach. Ledwo docieram do Skępego, gdzie ładuję w siebie niemal litr kawy. Na Orlenie z okazji jakiegoś dnia kawy jest promocja i każda kawa jest podwójna :-)
Przy okazji widzę wycieczkę autokarową młodzieży, która jedzie "melanżować się do Mielna". Eh, każdy ma swoje dziwactwa :P
W Skępem zmiana - ze stacji Bliska zrobił się prawdziwy Orlen!
Mijam znane mi miejscowości i w końcu docieram do Lipna, ale nie było to najfajniejsze. Pagórki i zwężenia drogi wraz z mgiełką odbierały poczucie bezpieczeństwa na poboczu. W Lipnie rozważam poczekanie na pociąg, ale 2.5 h marznąć? Bez sensu. Dobrze, że kolejną kawę wypiłem, bo w Kikole na jedynej stacji kawy nie ma - popsuł się ekspres. Od okolic Czernikowa jazda jest mocno nieprzyjemna z uwagi na liczne zwężenia i narastający poranny poniedziałkowy ruch. Nie pozostaje nic innego, jak cisnąć.
W Obrowie pociąg mnie mija - szybciej bym był pociągiem, ale co tam, będzie 300. Pierwszy w tym roku dystans między 300 a 400 km!
To mnie motywuje i już bez problemów docieram do Domu. W Toruniu poranna mgła, a ja spadam spać.

Tradycyjnie, więcej zdjęć można obejrzeć po wejściu do - klik tutaj -> G A L E R I I <- klik tutaj -

Zaliczone gminy: 9
Mazowieckie:
Nowy Dwór Mazowiecki, Zakroczym, Joniec, Załuski, Naruszewo, Czerwińsk n/Wisłą, Dzierzążnia, Bulkowo, Staroźreby


tor-poz-waw

Piątek, 26 września 2014 | dodano:02.10.2014 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly, nightrower, sakwowo, użytkowo
  d a n e  w y j a z d u
21.27 km
0.00 km teren
01:25 h
15.01 km/h
33.99 vmax
12.0 *C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal
Po Toruniu, Poznaniu i Warszawie przetykane pociągami.