Informacje

avatar

chesteroni
z miasta Toruń
16647.94 km wszystkie kilometry
314.60 km (1.89%) w terenie
43d 11h 14m czas na rowerze
15.92 km/h avg

Kategorie

.Giant.0   .mieszczuch.127   .mieszczuch 2013.138   .Surly.55   .Surly 2013.49   >100.55   >200.19   >300.5   forumowo.27   gminobranie.58   nightrower.42   przyczepkowo.4   sakwowo.51   użytkowo.273   wycieczka.59   wycieczka 2013.53  

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Moje rowery

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy chesteroni.bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

gminobranie

Dystans całkowity:9436.95 km (w terenie 139.75 km; 1.48%)
Czas w ruchu:609:08
Średnia prędkość:15.49 km/h
Maksymalna prędkość:58.89 km/h
Suma podjazdów:25297 m
Maks. tętno maksymalne:219 (116 %)
Maks. tętno średnie:133 (70 %)
Suma kalorii:305856 kcal
Liczba aktywności:57
Średnio na aktywność:165.56 km i 10h 41m
Więcej statystyk

Gminobranie elbląskie

Sobota, 22 sierpnia 2015 | dodano:04.09.2015 | linkuj | komentarze(1)
Kategoria .Surly, >100, gminobranie, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
175.65 km
4.00 km teren
11:11 h
15.71 km/h
50.01 vmax
27.0 *C
157 HR max( 83%)
121 HR avg( 64%)
1049 m 8784 kcal
Czas. To jest to, czego nigdy nie ma dość. Chciałbym być wszędzie, robić wszystko... Na przykład chciałbym być na rowerze w każdej polskiej gminie. By to osiągnąć - najoptymalniej jest kawałek po kawałku powiększać obszar już zaliczony, a nie zostawiać dziury, których łatanie jest potem problematyczne. Jak zaczynałem swoją przygodę z zaliczgmine.pl to tego jeszcze nie wiedziałem i zostało mi parę białych plam na mapie Polski. Na przykład taki Elbląg - na północ byłem jadąc 'dookoła Polski' z Beatą. Na południe byłem jadąc z Malborka do Ostródy, na wschodzie byłem podczas powrotu ze zlotu. Ale żeby tak okoliczne gminy zaliczyć, to już czasu nie starczyło. I taka plama na 8 gmin sterczała na mapie i wołała "zalicz mnie". Ale kiedy? Nijak nie da się tam być przypadkiem, nie przy moim grafiku. Pojechałem więc celowo, choć PKP niestety nie wspiera takich tras bo trzeba jechać TLK a potem jeszcze osobówką. W sumie ok. 70zł w jedną stronę z Torunia.
Do tego miejsc już nie było na parę dni przed wyjazdem i pojechałem po partyzancku - bez biletu. Tzn. z biletem bez miejscówki i bez biletu na rower. O 3 rano byłem już na dworcu i gdy przyjechał pociąg - popędziłem na koniec składu, bo nie było przedziału na rower. Okazało się, że w ostatnim przedsionku (czyli 'zasionku' :) ) są już cztery rowery, ale skoro wchodzą tylko trzy, to czwarty stał na nich. Dzięki temu było miejsce obok niego, gdzie się władowałem ze swoim, starannie uważając by pozostałych nie uszkodzić. Nie było obok nikogo z rowerzystów więc nie wiedziałem, czy po drodze ktoś nie wysiada. Na szczęście nie - jechali do Gdańska i dalej. W Tczewie przesiadka na SKM, gdzie nie było problemów i w końcu docieram do Elbląga ok. 8 rano. Na skwerku przed dworcem jest zegar słoneczny, ale coś chyba jeszcze nie działa ;-)

Po paru kilometrach wpadam w depresję. Umownie - największą w Polsce, choć badania pokazały, że w Gronowie Elbląskim można wpaść w jeszcze większą. Ale znaczek stoi tutaj więc niech tam będzie:

Mój poziom depresji to czysty dół ;-)
Z Raczków Elbląskich jadę na południe. Droga jest płaska, dziurawa i dość mocno boczna, ale to dobrze - po co mi zgiełk miasta i stres spowodowany autami? Po drodze mijam drogowskazy do sanktuarium, które jednak odpuszczam bo jest zdecydowanie za bardzo z boku.

Wtem docieram do drogi wojewódzkiej numer 527 i zaczynam marzyć. Marzenie przedstawia wszystkie polskie drogi wojewódzkie i krajowe z takim dodatkiem dla rowerzystów, jak tutaj:

Nie mogę się nadelektować, ale wkrótce koniec radości bo w Rychlikach odbijam na boczną trasę, która wkrótce staje się niezwykle zapiaszczonym szutrem lub kocimi łbami z wyjeżdżonym poboczem w trawopiachu. Męczy mnie to bardzo, ale jest raczej niezbędne na tej trasie by nie powtarzać drogi. W końcu wracam na DW527 by dojechać do pochylni na Kanale Elbląskim. Jest tam pięć pochylni, ja jestem przy pochylni Jelenie:

Oczywiście będąc obok takiego tworu nie omieszkałem zbadać go z bliska:


Chcąc-niechcąc muszę jechać dalej bo dobrze by było być wieczorem w domu. Drogą wojewódzką docieram do Pasłęka, gdzie znowu mam małe zwiedzanie. Spaceruję po starówce, gdzie akurat jest jakiś festyn. Ładne miasteczko, widać w nim kawał historii. Jednym z ciekawszych zabytków jest stary ratusz:

Skończyło się jednocześnie płaskie - w tym rejonie jest sporo pagórków. Trasa wiedzie mocno bocznymi drogami gdzie mam wrażenie - mało kto mieszka w tych wsiach. Mieszkańcy jacyś tacy nieufni, że nawet śmiecie trzymają na łańcuchu:

Po drodze pełno krajobrazowych ciekawostek - a to ruiny starego mostu, a to jakieś spore hopki, a to radar, a to krowy:

W Młynarach - relikt czasów minionych na ścianie budynku - plan miasta!

Za Młynarami jest dość skomplikowany wyjazd, ale GPS wyprowadza mnie na "moją" drogę. Tylko jak to? Tyle podjazdów, Elbląg na poziomie morza, a tu ciągle w górę? Za każdą górką zamiast zjazdu - kolejny podjazd. Albo jak zjazd, to w dół o 20 metrów i potem w górę 22. Niezłe fale :-)
Już zwątpiłem na przedmieściach Elbląga - nadal w górę - ki diabeł? No i się zaczęło :-)
Tuż przed tabliczką zjazd. ze 196 metrów n.p.m. do 0 przez miasto. Szeroka droga z pierwszeństwem - ciężko było jechać <50 km/h Przy okazji widziałem dwóch kozaków, co jechali tam pod górę. Już wiem, czemu w Elblągu mieszka czołówka polskich maratonów rowerowych - łatwo o trening na płaskim, a i o górski nietrudno! Jedzie się wybornie i ze sporym zapasem zdążam na dworzec. Ale biletów nie ma! Cóż, kupuję na regio do Tczewa i jakoś to będzie - w najgorszym razie w Tczewie rano mam regio z dwoma przesiadkami do domu. No i dworca w Tczewie na noc nie zamykają. Ale w kasie w Tczewie okazuje się, że jednak bilety są! WTF? Nie wnikam, co kasjerka w Elblągu źle zrobiła - mam bilet do domu i legalnie jadę do Torunia. Pociąg się spóźnia, ale o 1 w nocy jestem w domu.

tutaj ->G A L E R I A<- tutaj

Zaliczone gminy: 8
Warmińsko-Mazurskie:
Markusy, Rychliki, Pasłęk, Godkowo, Wilczęta, Płoskinia, Młynary, Milejewo
I tym sposobem zakończyłem zaliczanie gmin w województwie warmińsko-mazurskim - to już czwarte w całości zaliczone województwo :-)
972 gminy odwiedzone rowerem, jak na razie:


Gminobranie grunwaldzko-żuromińskie 2/2

Sobota, 15 sierpnia 2015 | dodano:18.08.2015 | linkuj | komentarze(1)
Kategoria .Surly, >100, >200, gminobranie, nightrower, sakwowo, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
229.98 km
6.00 km teren
14:52 h
15.47 km/h
40.78 vmax
30.0 *C
168 HR max( 89%)
112 HR avg( 59%)
993 m 11006 kcal
Pobudka wcześnie rano, żeby spróbować szczęścia i zdążyć na pociąg w Sierpcu. W związku z wczorajszym nędznym dystansem - marne szanse, ale nie wolno się poddawać. Lasek, w którym rozbijałem się już po ciemku faktycznie wygląda nieźle:

Namiot nieponaciągany bo mi się nie chciało w gorącą noc wszystkiego robić ;-)
Wejście do lasku wygląda na nieużywane, ale jednak zaraz obok namiotu widzę, że ktoś jakiś okrąg zagarnął nie wiedzieć czemu:

Zwijam się szybko i na przystanku kolejowym wciągam śniadanie, podziwiając przy okazji pociągi Kolei Mazowieckich oraz Pendolino. Zaraz za Szydłowem okazuje się, że nie sprawdziłem dobrze trasy i mam ok. 3 km piaszczystej drogi - tego się nie spodziewałem :(
Gdy w końcu wydostaję się z piachu, we wsi Pokrytki widać kolejną pamiątkę z II Wojny Światowej - pomnik starcia Armii Ludowej z Niemcami:

Autor tablicy na zwycięstwo w dyktandzie nie ma co liczyć ;-)
Kawałek dalej odkrywam, czemu tak mnie bolą stopy - otóż podniosłem siodełko o ponad cal i poprawiłem ustawienie bloków SPD w nowych butach. od razu poczułem różnicę na korzyść. Prędkość momentalnie wzrosła o ok. 2 km/h ! Jestem dość ciężki i pewnie pomału sztyca się wsuwała i tak jakoś wyszło... Trzeba będzie jeszcze nad tym popracować przy następnym wyjeździe :-)
Skwar zaczyna lać się z nieba, ale droga obfituje w różne atrakcje. Mimo suszy, jeżyny są całkiem spoko:

Jak się już nasyciłem, to zaliczyłem z rozpędu parę gmin, aż nagle poczułem się jak w Świebodzinie czy innym Rio de Janeiro. A to był Radzanów:

W kościele obok pomnika są dość ładne malowidła o ciekawej (i obcej mi) symbolice - zajrzyj do galerii
Upał coraz bardziej doskwiera i zazdroszczę kajakarzom pływającym po Wkrze:

W Szreńsku zaglądam do XIV-wiecznej fary, która jednak nie zachwyca i w końcu ruszam do Lipowca Kościelnego. Droga ładna, choć nieco pagórkowata. W Lipowcu nic ciekawego nie ma poza dziurą przy wjeździe na stację Lotosu, którą jadąc dość szybko ledwo omijam. Wracam tą samą trasą i cisnę na Żuromin. Miasteczko brzydkie i nijakie, ale uderza tłum w kościele:

W Żurominie długo nie zabawiam, choć już wiem, że z pociągu nici. Jadę tak by do Sierpca dojechać jeszcze za dnia. Połykam jeszcze kilka gmin. Choć na drodze wojewódzkiej nie jest zbyt przyjemnie,  wkrótce z niej uciekam na boczne drogi, które niedawno wyasfaltowano - jedzie się miodnie do Lutocina i dalej na południe też jest niewiele gorzej :-)
W Sierpcu jestem o zmierzchu i robię popas przed nocną jazdą. Na Orlenie trafia mi się kolejna ciekawa cola:

W końcu ruszam. Przezornie zabrałem cały sprzęt do nightrowerowania więc nie jest źle. W połowie drogi do Skępego dzwoni do mnie Beata z alarmującą wiadomością - w Toruniu Burza. Faktycznie, wiatr się zmienił i już nie jest w plecy. W Skępem chowam portfel i aparat do foliówki i przekładam ciuszki przeciwdeszczowe na wierzch. Dziwny jakiś jestem, bo takie upały i brak deszczu na stronie ICM-u a jednak je wziąłem. I dobrze, bo niemal zawsze jak coś biorę, to okazuje się niepotrzebne ;-)
Za Skępem w stronę Lipna trochę mi rura zmiękła, bo burza była naprawdę konkretna. Ale jak większość burz w tej okolicy, trzymała się południowej (zachodniej) części Wisły. Wynika to m.in. z ukształtowania terenu - od północy są skarpy, które wpływają również na wiatry i jakoś tak wychodzi, że burze zwykle idą "bokiem". W Lipnie sucho, a nad Włocławkiem piekiełko. W Lipnie któryś już raz z rzędu na Orlenie kawy nie mają - tym razem dlatego, że w środku nocy czyszczą sobie ekspres. Ech.
Do Czernikowa dojeżdżam bez większych problemów, ale widać, że tu trochę padało. Ale już schnie ;-)
Termometry przy przydrożnych hotelikach pokazują o 2am 21 stopni :-)
Z Czernikowa to już niemal spacerek po podwórku, ale bolą mnie nogi i jestem głodny więc "power" spada. Do domu dobijam ciut po 3am i idę spać.

Udało się zaliczyć wszystkie gminy w powiatach mławskim i żuromińskim więc jestem więcej niż usatysfakcjonowany, choć nie planowałem takiego nocnego finiszu (ani nie miałem ochoty na niego).
Rano okazuje się, że tylko dzięki tym 16-tu gminom w czasie tej wyprawki udało się utrzymać top20 na zaliczgmine.pl - w czasie wyjazdu pojawiły się dwa nowe konta z >1000 gminami i wypadłem na moment. Tak czy owak, zostały jeszcze okolice Elbląga, żeby wyczyścić Warmińsko-Mazurskie - stay tuned :-)

Obszerniejszą wizualnie fotorelację znajdziesz w klik tutaj -> G A L E R I I <- klik tutaj


Zaliczone gminy: 12
Mazowieckie:
Szydłowo, Strzegowo, Radzanów (pow. mławski), Siemiątkowo, Szreńsk, Lipowiec Kościelny, Kluczbork-Osada, Żuromin, Bieżuń, Lutocin, Rościszewo

Gminobranie grunwaldzko-żuromińskie 1/2

Piątek, 14 sierpnia 2015 | dodano:17.08.2015 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly, >100, gminobranie, sakwowo, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
117.94 km
2.00 km teren
08:25 h
14.01 km/h
46.23 vmax
30.0 *C
167 HR max( 88%)
122 HR avg( 64%)
734 m 6867 kcal
Koniec urlopu, ale jeszcze chwila została a tu taka plama na trzy gminy na południe od Olsztyna... Plama na honorze, chciałoby się rzec. Szybka decyzja - spakowałem się na dwudniową wyprawkę i w drogę rano do stolicy Warmińsko-Mazurskiego pociągiem. W pociągu czytam fascynującą książkę Michio Kaku, ale od okolic Jabłonowa do Iławy mam przerwę bo dosiada się jakiś sakwowicz wracający z urlopu i zachwyca się moim rowerem. A to siodło, a to lemondka - "wspaniały setup", jak twierdzi. Ja również nie narzekam, ale rower jak rower - mi pasuje taki i już. Jak w małżeństwie - po paru latach zachwytu dopasowaliśmy się i dobrze nam razem ;-)
W końcu wysiadam w Olsztynie Zachodnim i sprowadzam rower po schodach bo alternatywy nie widać.
Samego Olsztyna nie zwiedzam, bo całkiem niedawno już to robiłem więc jadę na południe w stronę Olsztynka. Wyjazd z miasta to krajówka, ale z poboczem więc przyjemna. Ruch też znośny. Do Olsztynka droga się nie dłużyła bo było całkiem ładnie - a to hopka, a to zakręt jakiś. W śladzie tej krajówki budują jednak ekspresówkę więc za parę lat może się okazać, że nie ma już jak sprawnie rowerem dojechać. Zobaczymy. Tymczasem przejechawszy pierwszą gminę odbijam z krajówki na boczne drogi i trafiam na piaszczystą drogę. Coś musiałem przegapić planując trasę ;-) Ostatecznie wyjeżdżam tam, gdzie chciałem i wpadam do Olsztynka, gdzie jedyną w miarę interesującą rzeczą jest mały zamek, będący siedzibą szkoły:

Z Olsztynka jadę drogą równoległą do ekspresówki S7. Wzdłuż drogi widać pomnik czasów kapitalizmu - liczne restauracje, hoteliki - wszystko zdechło gdy zostało odcięte od drogi. Budowa takich tras daleko od śladu pierwotnej drogi nie zabija całkiem biznesu, co widać na DK91 "zastąpionej" przez A1, ale nie całkiem martwej.

W końcu zjeżdżam na węźle "Grunwald" i po paru kilometrach dojeżdżam do miejsca bitwy:

Kawałek dalej wjeżdżam na wzgórze widokowe i podziwiam pomniki:

Czuć od nich rycerską moc - zakute w żelbeton łby :)
Chwilę zwiedzam okolicę przysłuchując się przewodnikowi oprowadzającemu jakąś rodzinę (tak, jestem pasożytem :P) i zjeżdżam na dół do baru. Tam trafiła mi się cola pasująca do zabranej w drogę książki ;-)

Z Grunwaldu jadę w stronę Mławy i po drodze do Działdowa widzę znany mi już z innego gminobrania pomniko-drogowskaz:

W tle widać, że żniwa mają się ku końcowi - pola po horyzont usłane belami słomy :-) Warto było wygrać tę bitwę, szkoda że potem z tego więcej nie wyniknęło.
W Działdowie kawa na Orlenie, a chwilę przedtem - zapowiedź remontu:

Niby nic, ale jak się później okazało - zapowiedź apokalipsy. Drogę aż do Iłowa-Osady remontują i to tak bez etapu przejściowego - od razu wszystko rozkopano. Co gorsza ruch wahadłowy ma bardzo długie odcinki i rowerem nie sposób się przebić gdy się nie startuje wraz ze zmianą świateł. A znaki zapowiadały "ręczną" sygnalizację. Niestety był full-automat.

W Iłowie piękny przejeżdżam nowy wiadukt nad torami i tnę na Mławę. Samo miasto już kiedyś przejechałem więc teraz tylko objeżdżam bokiem. Przy okazji mijam pomnik będący przypomnieniem, że nie zawsze jest tak kolorowo, jak obecnie:

Zaliczam jeszcze Wiśniewo - nowa gmina w kolekcji i jadę dalej szukając jakiegoś noclegu. Dopiero kawałek za niby-nieczynnym wiaduktem znajduję obiecujący lasek koło przystanku kolejowego Wyszyny. Całkiem niezła miejscówka, choć pociągi i ciągnik na polu nie dają zasnąć aż do niemal północy.

Tradycyjnie obszerniejszą galerię możesz obejrzeć klik tutaj -> G A L E R I I <- klik tutaj

Zaliczone gminy: 5
Warmińsko-Mazurskie (3):
Stawiguda, Olsztynek, Grunwald
Mazowieckie (2): Wiśniewo, Stupsk


Gminobranie naterskie

Sobota, 11 lipca 2015 | dodano:02.08.2015 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly, >100, >200, gminobranie, nightrower, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
229.08 km
4.00 km teren
15:33 h
14.73 km/h
42.25 vmax
*C
170 HR max( 90%)
125 HR avg( 66%)
m 13460 kcal
W tym roku zaliczyłem mało dłuższych tras, ledwie kilka setek (jeszcze nie ma na BS, stay tuned). A gdzie jakieś sensowne dystanse? A gdzie gminy w sąsiednich województwach?  Podobnie Beata - nawet 100-tki nie zrobiła w tym roku na rowerze. Trochę żenada.
Dlatego przy pierwszej okazji wybraliśmy się na małe gminobranie do Olsztyna.
A w zasadzie nie do Olsztyna, tylko do Naterek - przystanek przed Olsztynem, ale pozwala sensownie przejechać przez gminę Gietrzwałd z pominięciem krajówki.
W pociągu było dużo ludzi, a rowerzystów jeszcze więcej ;-) Cały przedział 'bagażowy' był zajęty:

W Naterkach chwila konsternacji, bo nie wiadomo, jak stamtąd wyjechać, ale po chwili wyszliśmy na leśną ścieżkę na północ od torów i dojechaliśmy do szosy. Przez pierwsze 20km wyszło ze 3km terenu, ale za to zaliczyliśmy bardzo ładne leśne okolice. By dostać się do Jonkowa trzeba zrobić małą pętelkę. Myślałby kto, że jak się ma trasę w GPS, to się nie da zgubić - otóż da się i nadrobiliśmy ok. 1km przez to :) Daje nam trochę w kość wiatr, który wieje z północnego zachodu, ale cóż począć - nie jesteśmy do końca wolnymi ludźmi i tylko w weekendy możemy się wyrwać na taką trasę, a pogoda nie rozpieszczała. Do Dobrego Miasta jedziemy krajówką. Niestety przez pierwsze 5km (z 15) nie ma pobocza, a za to są pagórki i zakręty - trochę nerwowo. Ale potem jest już eleganckie pobocze i do tego tunel z osłon przeciwhałasowych:

Do Dobrego Miasta wjeżdżamy dobrą drogą i jest... nieźle. Wiatr się wzmaga, ale po dojechaniu do bazyliki odpoczywamy tam i sobie zwiedzamy - piękny dziedziniec, a sam kościół wyglądał majestatycznie

Po wyjechaniu  (pod wiatr) w stronę Morąga mijamy pierwsze z kilku pól faceliowych:

Bardzo wydajna roślinka z której jest dobry miodek :)
Widoki mimo bardzo silnego wiatru były po prostu przepiękne:

W końcu nieco okrężną drogą dobijamy do Morąga, gdzie odpoczywamy, wymęczeni jazdą pod wiatr. W samym Morągu nie ma nic ciekawego, ale stwierdzamy to naocznie oglądając ratusz oraz resztki zamku krzyżackiego:

Z Morąga wyjeżdżamy na zachód by po paru kilometrach pojechać dawną DK7 na południe. Ponieważ ruch przejęła trasa S7, mamy mega komfort - piękny asfalcik, szeroko i ruch niemal nieistniejący. Bajka! W końcu wjeżdżamy do Miłomłyna, który nas zaskakuje ładnymi widokami:

Tutaj przebieramy się w dłuższe ciuszki bo zaraz zapadnie noc. Faktycznie, wkrótce jest całkiem ciemno. W Suszu robimy sobie mały odpoczynek, ale gdy trzeci raz mija nas auto z kolesiami przypatrującymi się naszym rowerom, zwijamy się w trybie ekspresowym. Do sąsiedniej gminy jest daleko, ale adrenalinka trzyma więc jedzie się dobrze. Potem zaczyna nas mocno mulić i kolejny odpoczynek robimy na przystanku gdzieś przy DK16. Po jakimś czasie zwijamy się i jedziemy do Łasina - jest już brzask. Tu pokonuje nas trochę logistyka - nie sprawdziliśmy pociągów powrotnych i zamiast wybrać w miarę łagodną trasę przez Radzyń Chełmiński do Wąbrzeźna, tniemy przez Świecie nad Osą do Jabłonowa. Tniemy. Ha ha. ha... Już zapomniałem, jakie tam są podjazdy, a że trochę się spasłem, to ciężko mi się je pokonuje. A góreczki tam są całkiem-całkiem :) Ale w końcu na ostatnich nogach dojeżdżamy do Jabłonowa by dowiedzieć się, że pociąg mamy za 1.5 godziny. C'est la vie :) Jesteśmy zmordowani, ale bardzo zadowoleni - wpadło sporo gmin, dystans wyszedł całkiem sensowny. Aczkolwiek chyba trzeba schudnąć bo żeby 230km zajęło tyle godzin, to obciach trochę :)

Więcej zdjęć tradycyjnie w klik tutaj -> G A L E R I I <- klik tutaj




Zaliczone gminy: 9
Warmińsko-mazurskie:
Gietrzwałd, Jonkowo, Dywity, Dobre Miasto, Świątki, Małdyty, Miłomłyn, Zalewo, Kisielice

Gminobranie pacanowskie 2/5

Czwartek, 28 maja 2015 | dodano:06.09.2015 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly, >100, gminobranie, sakwowo, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
102.35 km
0.00 km teren
08:09 h
12.56 km/h
42.62 vmax
*C
165 HR max( 87%)
118 HR avg( 62%)
664 m 6684 kcal
Rano budzę się na kempingu u Holendra - wszystko jest OK, roweru nikt nie wziął. Cisza, spokój - naprawdę fajna miejscówka. Ogarniam się ze wszystkim i płacę 10zł. Wyjazd za dnia jest znacznie łatwiejszy niż trasa na kemping. Dojeżdżając do krajówki widzę nędzny znaczek informujący o kempingu - trzeba się bardzo starać, by go zobaczyć. W Opatowcu robię zakupy i jadę dalej. Po drodze mijam cmentarz wojenny w Opatowcu z I wojny światowej, na którym są groby żołnierzy armii austrowęgierskiej i rosyjskiej. Kawałek dalej, w Nowym Korczymie zaglądam do fantastycznego kościoła pw. św. Stanisława. robię parę zdjęć,

ale w google jest genialna panorama 360:
panorama 360 stopni
Niewtajemniczonym podpowiem, że można myszką przesuwać w lewo, prawo, górę i dół :)
Zaliczając kolejne gminy w końcu docieram do Pacanowa - głównego celu tego wypadu. Malutkie miasteczko, dość zaniedbane, ale motyw koziołka tu i tam się przewija. W centrum jest Europejskie Centrum Bajki. Nowoczesne, hi-tech. Są nawet prawdziwe kozy!

Ale okazuje się, że Pacanów Koziołka musi wyeksmitować. Spadkobiercy twórców małego rogacza zażyczyli sobie zmiany patrona centrum, usunięcia wszelkich symboli koziołka, usunięcia maskotek i innych symboli koziołka, nawet z biletów!
Więcej o tym pisze kielecka Gazeta Wyborcza:
Koziołek nie dla Pacanowa

Domagają się m.in. zaprzestania wykorzystywania wizerunku tej postaci poprzez usunięcie koziołka z nazwy ECB, strony internetowej, malowideł na ścianach, biletów wstępu, tablic ogłoszeniowych i billboardów w Pacanowie, a także zniszczenia jakichkolwiek materiałów promocyjnych, na których widnieje ta postać. Ponadto żądają też od ECB "wydania uzyskanych korzyści z naruszenia autorskich praw majątkowych", 60 tys. zł zadośćuczynienia oraz kilkakrotnych przeprosin w prasie za naruszenie ich praw autorskich oraz "niezgodny z prawem i dobrymi obyczajami handel wizerunkiem Koziołka Matołka". Cały tekst: http://kielce.gazeta.pl/kielce/1,47262,17989134,T...
Niezłe jaja - taki kawał jechałem do Pacanowa, a tu nie ma koziołka! Ręce opadają. Magnesu z koziołkiem w sklepiku mi nie sprzedano, ale na szczęście na rynku jakiś magnes z jakimś niespersonifikowanym koziołkiem i napisem Pacanów jest.
W centum bajki są na szczęście inne bajki. Tematyczne domki poświęcone bajkom mają przed wejściem rzeźby głównych postaci. Np. baba Jaga:

Mnie wyjątkowo urzekł śmietnik:

Jest też coś matołkopodobnego.

W mieście jest kwietny posąg koziołka, jeszcze nieusunięty w tym szaleństwie:

Zjadam pizzę, wbijam się na neta, skoro mam po konferencji cały sprzęt i po godzinnym odpoczynku ruszam dalej. Objeżdżam trochę okolicę, aż trafiam do Buska-Zdroju. Dziwne to trochę, ale nic ciekawego tam nie znajduję. Robię zakupy i jadę dalej bo niedługo koniec dnia. Szybkim tempem docieram do Pińczowa, w którym jest fantastyczny (z zewnątrz) kościół:

Znowu kościół. To prawda. Ale Polska gminna niewiele ma do zaoferowania, a te małomiasteczkowe kościoły często są naprawdę ładne! Do środka jednak nie wchodzę, bo już zamknięte. Ciemno się robi, ale na szczęście parę kilometrów na północ, wzdłuż mojej drogi, jest jakiś malutki lasek. Maciupki, ale jadę, no bo co mam zrobić. W końcu docieram i okazuje się, że nie jest tak źle. Polna droga, którą nikt nie jeździ, a potem rzadki las iglasty i gęsty liściasty. Wbijam się w ten drugi, co sprawia, że jestem praktycznie niewidoczny. dzięki kontrastowi.

Po ciemku się rozbijam i idę spać, bo trochę męczący dzień za mną. (fotka lasku zrobiona rano

Więcej zdjęć w klik -> G A L E R I I <- klik

Mapka:

Zaliczone gminy: 7
Świętokrzyskie:
Nowy Korczyn, Solec-Zdrój, Pacanów, Oleśnica, Stopnica, Busko-Zdrój, Pińczów

Gminobranie pacanowskie 1/5

Środa, 27 maja 2015 | dodano:05.09.2015 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly, >100, gminobranie, sakwowo, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
104.30 km
0.00 km teren
08:14 h
12.67 km/h
42.62 vmax
*C
175 HR max( 93%)
133 HR avg( 70%)
820 m 8681 kcal
Długo myślałem nad tytułem tej relacji (a de facto - całej serii z tej wyprawki). W Krakowie byłem przy okazji konferencji CONFidence . Obowiązki nie pozwoliły pojechać na zlot forum podrozerowerowe.info więc trzeba było przy najbliższej okazji skoczyć gdzieś dalej na rowerze, żeby lipy nie było. Padło na powrót z konferencji. Po prelekcjach i CTF-ie skoczyłem z Waxem, Baranem i dwoma ich przyjaciółkami na piwo. Wieczorem pojechałem zameldować się w hostelu. Rano ciężko się wstawało, do tego trzeba było zrobić zapasy, zjeść coś i tak jakoś zeszło, że u Waxmunda wylądowałem około 12. Tam odebrałem rower, za którego przechowanie serdecznie dziękuję :-) Jesteś wielki!
Założyłem sakwy i całą resztę złomu i ruszyłem. Nic szczególnego nie było po drodze - ot wyjazdówka z wielkiego miasta. Pod koniec zwrócił moją uwagę blok z wieżyczkami - dość oryginalne rozwiązanie.

Na końcu miasta skończyło się płaskie i zaczęły się podjazdy. Nie jakieś killery, ale dość męczące hopki. Trasę miałem zaplanowaną tak, żeby zmaksymalizować ilość gmin w tamtej okolicy więc wpadło ich trochę ;-) W Wierzbnie napotykam pomnik upamiętniający miejsce lądowania Generała Okulickiego. Wita mnie tabliczka z kodem QR. Szkoda, że nie ma drugiej z tekstem dla tych mniej nowoczesnych.

Sam pomnik jest całkiem ładny i są świeże kwiaty bo parę dni wcześniej była 71-sza rocznica lądowania cichociemnych w tym miejscu.

Jadę i jadę, aż dopada mnie zmierzch. W nocy jestem w miejscowości Bejsce i rozglądam się za dogodnym laskiem, ale żadnego nie widać. Delikatny zjazd do krajówki i jadę w lewo bo miejscowi mówili, że jest tam jakiś kemping. Miał być znak więc wypatruję, a tu nic... Zawracam do stacji benzynowej i tam mi tłumaczą, że na pewno jest kemping, znak i że to pierwsza droga za mostkiem. No to jadę. Znaku nie ma, ale wskazówki były bardzo dokładne i w końcu docieram na kemping prowadzony przez Holendra. Jestem jedynym gościem i mam wrażenie, że w ogóle prawie nikt tu nie zagląda. Dziwne. No nic - myję się i spać :-)

Przełamując schemat: galerii nie ma ;-) Tzn. jest, ale ponieważ ma tylko trzy zdjęcia, to nie ma po co tam zaglądać - daję link tylko dla porządku: galeria

Mapka:


Zaliczone gminy: 9
Małopolskie (6):
Kocmyrzów-Luborzyca, Koniusza, Igołomia-Wawrzeńczyce, Nowe Brzesko, Proszowice, Koszyce
Świętokrzyskie (3): Bejsce, Kazimierza Wielka, Opatowiec

Dookoła Krakowa

Niedziela, 19 kwietnia 2015 | dodano:16.05.2015 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .mieszczuch, gminobranie, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
45.54 km
0.00 km teren
04:42 h
9.69 km/h
40.60 vmax
*C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal
Wycieczka nieco na siłę - dżinsy spowodowały u mnie już wcześniej obtarcia, do tego bardzo silny wiatr i deszcz wiszący w powietrzu. Nie było nawet chęci do robienia zdjęć, jedno zrobiłem, ale się zapodziało...
Z Krakowa wyjechałem w stronę Skawiny - bardzo ładna ściana wspinaczkowa obok. Sama Skawina wyglądała bardzo nieciekawie, na szczęście odbiłem wkrótce na wschód i bocznymi drogami dostałem się do Wieliczki. Drogi nierzadko miały takie nachylenie, że nawet w dół strach było jechać i rower prowadziłem idąc na nogach. Fajne górki ;-)
Sama Wieliczka - w sumie nic specjalnego - jedynie obrazek 3d na betonie był fajny, ale fotka mi się zapodziała gdzieś :(
W Kopalni nie byłem, bo i czasu mało, i wstęp okrutnie drogi. A do tego już tam kiedyś byłem na dole więc pewnie wybiorę się z całą rodziną dopiero. Na stacji wiało tak, że łeb urywało, a na pociąg czekałem prawie godzinę. Po co na pociąg? Bo wiatr był naprawdę nieprzyjemny, a mi się już jechać odechciało - jakiś kryzys, do tego wspomniane na wstępie obtarcia.



Zaliczone gminy: 4
Małopolskie:
Skawina, Mogilany, Świątniki Górne, Wieliczka

Gminobranie czerwińskie 300km

Niedziela, 28 września 2014 | dodano:05.10.2014 | linkuj | komentarze(2)
Kategoria .Surly, >100, >200, >300, gminobranie, nightrower, sakwowo, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
304.02 km
1.40 km teren
20:02 h
15.18 km/h
45.38 vmax
12.0 *C
HR max(%)
HR avg(%)
1283 m kcal
Po załatwieniu swoich prywatnych spraw w Warszawie okazało się, że mam masę czasu - już w sobotę wieczorem byłem wolny więc grubo przed świtem, bo o 4:45 byłem już w drodze. Pierwotnie chciałem przejechać przez Park Łazienkowski, ale okazało się, że jest zamknięty :(
W zamian przejechałem obok jednostki wojskowej i siedziby BOR gdzie biedni wartownicy wpatrywali się przed siebie nieobecnym spojrzeniem. Przejazd przez Warszawę nie był przyjemny. Mimo GPSa trzeba było co chwilę kombinować bo a to zakaz, a to remont, a to metro budują i jest objazd. Po przebiciu się na wschodnią stronę Wisły było już nieco lepiej i nawet dało się podziwiać "city":
W końcu dojechałem do granic miasta, przy okazji poznając fajny wyjazd z niego przez Jabłonną. Co ciekawe, w Warszawie wyjazd wiedzie dłuuugą ul. Modlińską by w Jabłonnej wjechać w... ul. Modlińską. W kolejnych miejscowościach to samo i tak przez ok. 20km jeśli tylko byłem w jakiejś wsi, to jechałem Modlińską.

Modlin
W końcu dojechałem do Nowego Dworu Mazowieckiego, na terenie którego znajduje się Twierdza Modlin i lotnisko Warszawa-Modlin. Zimno dawało się we znaki, temperatura oscylowała w okolicy 5 stopni. Dobrze, że miałem ze sobą zimowe ciuszki rowerowe. Koło Twierdzy Modlin jedynie przejeżdżam. Jest nad Wisłą na dole skarpy i nie bardzo mi się uśmiecha włóczenie się po bunkrach. Zwłaszcza, że tych jest niemało:

Na górze pełno dookoła 100-letnich budynków wojskowych i powojskowych, do tego jest jednostka wojskowa z mostem pontonowym:

Mijam jeszcze pomnik obrońców Twierdzy Modlin

i wyjeżdżam, żałując nieco, że nie miałem czasu na powłóczenie się po okolicy. Za Zakroczymiem odbijam na północ po gminy, co osiąga apogeum w gminie Joniec, gdzie 9.5 km nadrabiam by przejechać przez siedzibę gminy :) Ale udaje się wodę uzupełnić 2 minuty przed zamknięciem sklepu - potem długo nie będzie nic otwartego!

Czerwińsk

Z Jońca odbijam na południe w stronę Czerwińska nad Wisłą. Trasa bez tych gmin mogłaby być krótsza pewnie o dobre 100km, ale za to byłaby nudnym turlaniem się z punktu do punktu. Jazda na południowy zachód nie jest najprzyjemniejsza - pod słońce i pod wiatr. Kilometry połykam jednostajnym, ale niewielkim tempem. Pewnie prócz wiatru ma na to wpływ waga bagaży - ok. 20kg, jak się potem w Toruniu okaże!
Czerwińsk to maleńkie miasteczko z małym ryneczkiem, ale jak się podjedzie pod górę to widać piękny kościół z 1155r.

Warto było zboczyć z trasy i tu zajrzeć!
Z Czerwińska jadę na północ do Płońska. Mógłbym pewnie jakimiś bocznymi dróżkami Płońsk ominąć, ale ostatnim razem tylko śmignąłem przez miasto i niewiele zobaczyłem - chciałbym to nadrobić.

Płońsk

Generalnie nie było warto. Jedyny ciekawy akcent to aniołek wkurzony na parkujący samochód:

Z Płońska odbijam na zachód, znowu pod wiatr, ale za to krajówką, z której uciekam... na południe. Kolejne gminy ;-)
Jednocześnie zmierzcha już i ledwo udaje się pożegnać ze słońcem:


Nightrower
Niemal ocieram się o Płock i rafinerię - w okolicach Bielska widać dymiące (i płonące!) kominy Orlenu. Z Sierpca wyjeżdżam o północy, senność mnie już męczy, ale zatankowałem kawę, ubrałem się ciepło i ruszyłem ostatnią "prostą" do domu, czyli nocna jazda DK10.
Senność - to słowo poznaję we wszystkich odmianach. Ledwo docieram do Skępego, gdzie ładuję w siebie niemal litr kawy. Na Orlenie z okazji jakiegoś dnia kawy jest promocja i każda kawa jest podwójna :-)
Przy okazji widzę wycieczkę autokarową młodzieży, która jedzie "melanżować się do Mielna". Eh, każdy ma swoje dziwactwa :P
W Skępem zmiana - ze stacji Bliska zrobił się prawdziwy Orlen!
Mijam znane mi miejscowości i w końcu docieram do Lipna, ale nie było to najfajniejsze. Pagórki i zwężenia drogi wraz z mgiełką odbierały poczucie bezpieczeństwa na poboczu. W Lipnie rozważam poczekanie na pociąg, ale 2.5 h marznąć? Bez sensu. Dobrze, że kolejną kawę wypiłem, bo w Kikole na jedynej stacji kawy nie ma - popsuł się ekspres. Od okolic Czernikowa jazda jest mocno nieprzyjemna z uwagi na liczne zwężenia i narastający poranny poniedziałkowy ruch. Nie pozostaje nic innego, jak cisnąć.
W Obrowie pociąg mnie mija - szybciej bym był pociągiem, ale co tam, będzie 300. Pierwszy w tym roku dystans między 300 a 400 km!
To mnie motywuje i już bez problemów docieram do Domu. W Toruniu poranna mgła, a ja spadam spać.

Tradycyjnie, więcej zdjęć można obejrzeć po wejściu do - klik tutaj -> G A L E R I I <- klik tutaj -

Zaliczone gminy: 9
Mazowieckie:
Nowy Dwór Mazowiecki, Zakroczym, Joniec, Załuski, Naruszewo, Czerwińsk n/Wisłą, Dzierzążnia, Bulkowo, Staroźreby


Do Końca Świata i parę obrotów korbą :)

Niedziela, 7 września 2014 | dodano:13.09.2014 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly, >100, gminobranie, sakwowo, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
181.14 km
2.50 km teren
10:28 h
17.31 km/h
43.76 vmax
23.0 *C
164 HR max( 87%)
124 HR avg( 65%)
800 m 8113 kcal
Wiele miejsc już odwiedziłem na rowerze. Niektórzy śmieli się, że jeszcze tylko na Końcu Świata nie byłem. To prawda, ale... ja nie dam rady? Szczęśliwie Koniec Świata jest nieodległy, w powiecie Ostrzeszowskim. Z uwagi na to, że wieczorem musiałem być w Poznaniu a następnego dnia w pracy, nie była to wycieczka stricte rowerowa - pozwoliłem sobie na podwózkę pociągową.

O 3 z haczykiem wpadam na PKP Toruń Główny i bez problemu dostaję miejscówkę z rowerem na TLK choć ponoć miejsc już nie ma. W Kutnie czekam godzinkę i dojeżdżam osobówką do Łęczycy gdzie ląduję o 6:01. Ostatnio byłem w Łęczycy kończąc trasę w jakimś kryzysie a do tego zamku nie obejrzałem z powodu żulerii. Tym razem tych problemów nie było i zamek obejrzałem, choć tylko z zewnątrz - w środku jest muzeum, ale o 6 w niedzielę nieczynne, co raczej nie dziwi :)

Zamek bardzo ładny no i w końcu nie krzyżacki, a nasz, polski :)
Z Łęczycy jadę całkiem sprawnie w stronę autostrady. Postanowiłem, że będę minimalizował postoje bo ostatnio strasznie mi się wycieczki rozłażą przez brak dyscypliny. Wychodzi nieźle, ale czasem przecież trzeba fotkę strzelić :)
Bardzo chciałem obejrzeć pałac w Poddębicach, ale ktoś wpadł na pomysł remontu parku przypałacowego i nie ma dojścia żadnego. Eh.
W końcu dojeżdżam do Warty w Warcie:

W Warcie (mieście :P) jest też bardzo ładny klasztor, ale niestety nie ma jak go obejrzeć z powodu trwającej mszy. Z Warty jadę w stronę Błaszek, ale nie wjeżdżając do samej miejscowości odbijam na południe. Całkiem ładna "piła" - 130m - 180m-135m - 185m i tak w kółko. Trochę to jest męczące, ale bez przesady, po kilkunastu kilometrach się wypłaszcza by koło Brąszewic się skończyć. Odbijam na zachód i wiejskimi drogami jadę prosto. Droga wkrótce w okolicy Salamonów zamienia się w szuter a potem nawet w piaszczysty kawałek, ale nie jest źle, tylko raz mi koło zatańczyło w piachu. Ostatecznie docieram do Głuszyny, gdzie widzę, że jestem już blisko:

Jak widać ze znakiem jest zupełnie jak z przepowiednią - jak jest już blisko to nagle ktoś przesuwa datę. Tutaj z 0.8km zmieniono na 1.5km
Wbijam więc w tę drogę, która wkrótce zmienia się w piaszczystą leśną trasę. Wtem oczom moim ukazuje się "Chata na końcu świata":

W Google na to hasło jest wiele wyników, ale jedynie ta chata naprawdę jest tam, gdzie napis głosi :) Swoją drogą wiele osób chce zbić majątek na Końcu Świata, tylko w zasadzie po co? Czyżby faraonowie mieli rację chowając majątek do grobu?
W końcu jestem w Końcu:

A w zasadzie pół kroku dalej. Dobrze, że jednak Ziemia nie jest płaska bo bym spadł!
Skoro już minąłem znak, to sprawdzam, co jest dalej, na końcu Końca Świata. Są jeszcze ze trzy domki, a na końcu ten:

Za domkiem jest kolejna gmina, ale jako że czasoprzestrzeń postanowiła tutaj mieć punkt nieciągłości, nielicho musiałbym drogi nadłożyć by tam dojechać - odpuszczam więc i wracam do Głuszyny.
Z Głuszyny jadę do Grabowa nad Prosną, w którym już byłem wiosną, jadąc na zlot forum podrozerowerowe.info więc czasu nie mitrężąc jadę do Ostrowa Wielkopolskiego. Znacznie wyprzedzam założony harmonogram więc mam chwilkę na pozwiedzanie tego ładnego miasteczka. Szczególną uwagę zwraca monumentalna konkatedra św. Stanisława Biskupa:

Ale sama starówka też nie wygląda źle. A na rynku można wypić kawę z posągiem Stefana Rowińskiego:

No i to tyle - mając nadmiar czasu ledwo zdążam na pociąg, ale jednak zdążam i bez przygód docieram na miejsce, czyli do Poznania.
Teraz mogę powiedzieć, że i na Końcu Świata byłem ;-)

Jako ciekawostkę podam, że koszt biletów na mnie wyniósł 66,6 zł :) Na (nie)szczęście od liczby bestii uchronił mnie rower bo doszło kolejne 23,1 zł :/

Zapraszam do obejrzenia wszystkich fotek w - klik tutaj -> G A L E R I I <- klik tutaj -

Zaliczone gminy: 10
Łódzkie: Wartkowice, Poddębice, Zadzim, Warta, Błaszki, Brąszewice
Wielkopolskie: Czajków, Kraszewice, Ostrów Wielkopolski - obszar wiejski, Ostrów Wielkopolski - miasto



Gminobranie talibskie

Poniedziałek, 18 sierpnia 2014 | dodano:19.08.2014 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly, >100, >200, gminobranie, nightrower, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
249.34 km
0.00 km teren
14:13 h
17.54 km/h
49.57 vmax
18.0 *C
161 HR max( 85%)
124 HR avg( 65%)
1445 m 11009 kcal
Warmińsko-Mazurskie to kraina pełna wspaniałych lasów, tysięcy jezior skrytych za pagórkami i ośrodków turystycznych przemieszanych z prymitywną przyrodą. Idealne miejsce by skryć jakieś tajemnice. Pewnie dlatego jest tam szkoła policyjna, ośrodek szkolenia ABW, radary oraz miejsce niegdysiejszego przesłuchiwania Talibów przez CIA. Tak się jakoś złożyło, że do tej pory jeszcze tam nie byłem więc tym razem wybrałem się na małe gminobranie przez te tajemnicze okolice.
Zacząłem od dojazdu pociągiem możliwie najbliżej Nowego Miasta Lubawskiego, czyli do Biskupca Pomorskiego. Dzięki temu oszczędziłem 14km i sporo czasu jazdy po niezbyt ciekawej okolicy. Z bocznym wiatrem docieram do Nowego Miasta. Już tu byłem więc tylko objeżdżam centrum i podziwiam kino na rynku:

Poprzednim razem przejechałem przez to miasto i zaliczyłem gminę miejską, ale - jak się ku mojemu zdumieniu okazało - nie przejechałem przez gminę wiejską. Jest ona tylko na północnym wschodzie i wschodzie od miasta. Dlatego też tym razem tu jestem - rozliczam się z przeszłością i zamykam rozdział gminnego przeoczenia. Wkrótce docieram do Lubawy. Miasto nieco podupadłe ale z bardzo fajną fontanną na rynku. Ma ona postać kuli z wody, co osiągnięto robiąc dysze skierowane pod kątem prostym do centralnie złączonych rurek.

Z Lubawy w zasadzie zawracam na południe, ale nie narzekam, bo wpadły dwie gminy :) Jedyne, na co można narzekać, to wiatr, ale przynajmniej nie męczę się z TIR-ami bo spory kawałek jadę bardzo ładną drogą dla rowerów. To i owo bym w niej pozmieniał, ale zasadniczo jest OK aż do momentu, w którym się ona niespodziewanie kończy w polu.
z Lubawy jadę dalej przez pagórki i lasy w stronę Nidzicy. Droga była bardzo malownicza i na pewno nie można jej zarzucić płaskości :)

Pod koniec jeszcze parę kilometrów nadłożyłem by przejechać sobie przez Kozłowo, kolejną gminę. Warto było, choćby z uwagi na widoki:

Stamtąd jadę już prosto na Nidzicę, po drodze mijając paru zawodników Mazovia MTB. Nidzica wita mnie przejazdem przez DK7 i przez ok. 10-12 torów, ale szybko mi to wynagradza bardzo ładnym zamkiem:

Zamek jest nei tylko ładny, jest również świetnie zagospodarowany. Hotel, restauracja (z sensownymi cenami), galerie, wystawy, biblioteka... Na pewno się nie marnuje jak choćby podobnych rozmiarów obiekt w Barcianach.
Z zamku zjeżdżam jeszcze na rynek, ale niczego fajnego tam nie ma więc zmykam w stronę Szczytna. Mam problem z czasem bo chciałem jeszcze przed zachodem słońca obejrzeć słynny już ośrodek SPA za miastem, a kilometrów trochę do pokonania zostało. Spinam poślady i całkiem nieźle mi to wychodzi bo średnia na tym 50km odcinku to ok. 23 km/h. Jak na moją wagę i dystans w nogach oraz hopki - całkiem nienajgorzej.
W końcu docieram do Szczytna. Miasto jest nieciekawe. Jedyne, co było interesującego, to zrujnowana wieża ciśnień:

Lotnisko w Szymanach sobie odpuszczam i jadę bocznymi drogami do Starych Kiejkut. To tutaj jest ośrodek szkolenia ABW (i niestety nie jest to już tajemnicą :() i tutaj CIA przesłuchiwała Talibów (tak twierdzi przynajmniej strasburski trybunał).
Sam ośrodek jest przy krajówce i jest solidnie ogrodzony:

Nie ma na płocie żadnych zakazów więc się nie boję zrobić zdjęcia. Zresztą Google Street View całe ogrodzenie ma obfotografowane.
Stąd już wykręcam w stronę Olsztyna. Zapada noc, ale jedzie się nieźle. Jest tylko jeden problem: coraz bardziej lata mi na boki korba, coś jest nie tak z supportem. Jeszcze nie wiem co, ale na pewno w Olsztynie zakończę podróż bo luz się zauważalnie powiększa. Nie chciałbym w środku nocy na zadupiu zostać z niesprawnym rowerem. Po drodze jeszcze próbuję znaleźć jakąś stację z kawą, ale niestety nie ma kompletnie nic. Ani w Dźwierzutach, ani w Pasymiu (była, ale stoi tylko ruina i kartka, że najbliższa jest w Szczytnie). Załamka, nic wzdłuż krajówki też nie było, ale trudno, jakoś dojadę.
Przed Olsztynem przejeżdżam jeszcze przez Klewki, o których ś.p. wicepremier Lepper pisał w kontekście Talibów nie chcąc ujawnić tajemnicy do końca.
Na dworcu w Olsztynie jestem już o 2am, ale pociąg jest o 6. Strasznie mi szkoda gmin, których nie zaliczę i w normalnych okolicznościach bym śmignął, ale z awarią wiszącą na włosku wolę odpuścić.

Tym razem nie było za bardzo nic do zwiedzania, ale jednak kilka fotek się zrobiło więc zapraszam do obejrzenia - klik tutaj -> G A L E R I I <- klik tutaj -

Zaliczone gminy: 12
Warmińsko-Mazurskie:
Nowe Miasto Lubawskie - obszar wiejski, Lubawa - obszar wiejski, Lubawa - miasto, Rybno, Dąbrówno, Kozłowo, Nidzica, Jedwabno, Szczytno - miasto, Dźwierzuty, Pasym, Purda