Informacje

avatar

chesteroni
z miasta Toruń
16647.94 km wszystkie kilometry
314.60 km (1.89%) w terenie
43d 11h 14m czas na rowerze
15.92 km/h avg

Kategorie

.Giant.0   .mieszczuch.127   .mieszczuch 2013.138   .Surly.55   .Surly 2013.49   >100.55   >200.19   >300.5   forumowo.27   gminobranie.58   nightrower.42   przyczepkowo.4   sakwowo.51   użytkowo.273   wycieczka.59   wycieczka 2013.53  

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Moje rowery

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy chesteroni.bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

nightrower

Dystans całkowity:5927.66 km (w terenie 68.80 km; 1.16%)
Czas w ruchu:366:44
Średnia prędkość:16.16 km/h
Maksymalna prędkość:49.57 km/h
Suma podjazdów:12720 m
Maks. tętno maksymalne:217 (115 %)
Maks. tętno średnie:128 (68 %)
Suma kalorii:179150 kcal
Liczba aktywności:42
Średnio na aktywność:141.13 km i 8h 43m
Więcej statystyk

Gminobranie wdzydzkie

Sobota, 26 lipca 2014 | dodano:31.07.2014 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly, >100, >200, gminobranie, nightrower, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
270.55 km
10.00 km teren
16:22 h
16.53 km/h
42.01 vmax
27.0 *C
164 HR max( 87%)
113 HR avg( 60%)
1292 m 10042 kcal
W Pomorskiem miałem paskudną plamę na gminnej mapie. A w samym środku tej mapy wspaniały skansen we Wdzydzach. Do tego Beatka w okolicach Chojnic miała solidne gminne braki. Wszystko to złożyło się na plan :)
Zaczęliśmy nieco bez sensu wieczorem. Najpierw podwózka do Grudziądza pociągiem, a potem przejazd przez miasto i kawa z mufinką na Orlenie. Kawałek za stacją wbijamy się na drogę wojewódzką, którą zamierzamy przejechać nad autostradą. Do A1 idzie nieźle, a potem droga zamienia się w piaszczystą polną porażkę. I tak przez ok. 5km się telepiemy na "tarce" przez las z oszałamiającą prędkością 12 km/h. W końcu jest asfalt! Ale za to błyska coraz bliżej nas. Zakładamy trochę ciuszków przeciwdeszczowych i dobrze, bo parę kilometrów dalej zaczyna solidnie padać. W końcu chowamy się pod wiatę w jakiejś wiosce tuż przed małym urwaniem chmury.
I tak sobie w mniejszym lub większym deszczu jechaliśmy aż do Skórcza, gdzie robimy postój pod Biedronką. Na szczęście kawałek za miastem koniec deszczu. Za to droga 214 na Kościerzynę jest niefajna. O ile od północy do 4 rano minęło nas ok. 12 samochodów, to tam już nie ma tak lekko - ruch jest spory. W końcu trafiamy do Złego Mięsa

Za Złym Mięsem zawracamy w stronę Zblewa - tak to jest jak się zalicza gminy. Jedziemy oczywiście inną drogą, tym razem DK22. Jedzie się bardzo przyjemnie po szerokim poboczu. W Zblewie wracamy na drogę w kierunku Kościerzyny i tak dojeżdżamy do Starej Kiszewy. Zachęceni licznymi plakatami zajrzeliśmy na Festiwal Smaku, ale było za wcześnie, stoiska dopiero się rozkładały. Dalej ruszyliśmy w kierunku Wdzydz.
We Wdzydzach Kiszewskich znajduje się wspaniały skansen. Jego rozmiar nas nieźle zaskoczył - nie spodziewaliśmy się czegoś tak rozległego. Toruński to przy nim maleńki pikuś. Nie chcę zaśmiecać relacji zdjęciami więc tylko kilka tu wrzucę, więcej jest w galerii:



Ta ostatnia machina wspomagała pracę miejscowego tartaku.
Po zwiedzeniu skansenu trzeba nam było jechać dalej. Następną miejscowością miały być Dziemiany, ale żeby tam dojechać trzeba by się sporo cofnąć, a potem z Dziemian jechać tą samą drogą na południe. Wielki bezsens. Postanowiliśmy skrócić drogę. Na początku skrót był całkiem spoko, ale potem chcieliśmy skrócić za bardzo i pojechaliśmy widoczną na mapie w GPS drogą, która skończyła się w piachu w środku pastwiska:

Niedawno żaliłem się, że GPS zabił romantyzm wycieczek bo już się człowiek nie gubi. Jak głupi, to nic nie pomoże  i wycieczka nadal może mieć niespodzianki :) Przepchnęliśmy się przez pole i kawałek lasu nie omieszkawszy przenosić rowerów nad elektrycznymi pastuchami. W końcu dotarliśmy do jakiejś wioski i dalej już było łatwo. Co się jednak namęczyliśmy, to nasze ;-)
Skrót wyszedł na dobre - zaoszczędziliśmy ok. 20-25km bezsensownej drogi i mamy co wspominać :-)
W Dziemianach nie ma nic ciekawego, jedynie gmina więc szybko odbijamy na południe do Brus i dalej do Chojnic. Wzdłuż drogi jest wspaniała asfaltowa droga dla rowerów. Ideał. Tylko do czasu, aż się pojawił las. Wtedy zamiast asfaltu mamy wypłukany przez deszcze szuter, zamiast prostej drogi - hopki, na których nietrudno o czołówkę z kimś z naprzeciwka. Z hopkami nie przesadzam - niektóre górki są takie, że na najbardziej miękkim przełożeniu ciężko jest je podjechać. Ktoś na rowerze bez przerzutek albo ciągnący przyczepkę z dzieckiem nie ma szans. Panie projektant - matka wie, że ćpiesz? Na szczęście drogi jeszcze nie skończyli i wracamy na znacznie wygodniejszą asfaltową szosę. W Chojnicach chwilkę kręcimy się po starówce podziwiając ratusz i różne elementy architektury, również i zielonej:

Wpadamy na pizzę do Pizzerii Robertto i się posilamy plackiem z ilością sosu, która by 4 pizze obsłużyła. Nie jest to smaczne danie, ale ciężko o coś o 21 w Chojnicach, co nie kosztuje za wiele. Beatkę trafiła jakaś kontuzja ścięgna, ale pociąg już odjechał więc złapała byka za rogi i pojechaliśmy na gminy dalej:

Zaliczyliśmy jeszcze kilka gmin w kujawsko-pomorskiem i w Tucholi po dłuższym odpoczynku wskoczyliśmy w pociąg.
Jedno jest pewne - zarywanie dwóch nocek jest bez sensu.

W - klik tutaj -> G A L E R I I <- klik tutaj - znajdziesz więcej zdjęć z wycieczki :)

Zapraszam też do zapoznania się z innym punktem widzenia - relacja Beaty

Zaliczone gminy: 7
Pomorskie:
Lubichowo, Osieczna, Czarna Woda, Kaliska, Zblewo, Stara Kiszewa, Dziemiany




430km - gminobranie pruszczowe

Sobota, 19 lipca 2014 | dodano:22.07.2014 | linkuj | komentarze(1)
Kategoria .Surly, >100, >200, >300, gminobranie, nightrower, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
429.70 km
0.00 km teren
25:13 h
17.04 km/h
47.58 vmax
24.0 *C
160 HR max( 85%)
114 HR avg( 60%)
2568 m 16467 kcal
Jak co roku chciałem wykorzystać krótkie noce do zrobienia jakiegoś sensownego dystansu. Letnie temperatury i spora dziura na gminnej mapie Polski w okolicy 180km... to brzmi jak plan! ;-)
Postanowiłem pojechać do Pruszcza Gdańskiego i znacznie zredukować terra incognita w pomorskiem. Jak zawsze plan był niezły: trochę pośpię i wyjadę parę godzin przed świtem. Jak zwykle niewiele z niego wyszło - znowu spałem 2h przed długą trasą... O 2:30 byłem już w drodze i dość sprawnie dojechałem do Chełmży. Trochę się obawiałem tego odcinka bo to noc z piątku na sobotę. Trochę słusznie - z dwóch samochodów jakieś krzyki + parę "sikostopów" wesołego towarzystwa, ale obyło się bez przygód. Z Chełmży jadę w stronę Lisewa. Słoneczko już wyszło więc jechało się raźniej:

Dalej na Grudziądz, mijając MOP w Malankowie:

Są po obu stronach stacje, sklepy i nawet po jednym McDrive, ale... nie dla proli. Nawet nie da się wejść od strony drogi technicznej - trzeba mieć klucz do furtki. Dobrze, że nie miałem potrzeb kawowych :) Trochę nie rozumiem tego zamknięcia - boją się autostopowiczów czy czego? Bo przecież jak ktoś zechce to i tak na autostradę się dostanie - kwestia chęci.
Do Grudziądza bez kłopotu dojeżdżam DK55 - o tej porze nie ma jeszcze ruchu. Gorzej na pewno jest w normalnych godzinach, a droga dla rowerów zaczyna się co prawda na przedmieściach miasta, ale dojechać do niej trzeba szosą bez pobocza, która jest dojazdem do autostrady. Grudziądz tym razem mijam bokiem, ale z mostu prezentuje się bardzo ładnie:

Po moście akurat przejeżdża pociąg - bardzo fajne, ekonomiczne rozwiązanie: trzeci pas ruchu zamiast dla aut - dla kolei. Podobnie jest w bydgoskim Fordonie i dzięki temu mniejsze miejscowości nie są odcięte od pociągów (pociąg był relacji Wierzchucin-Brodnica). Za mostem wpadam na Orlen na kawę i cofnąwszy się nieco odbijam wzdłuż Wisły na północ w stronę miejscowości Nowe. W sporej części pokrywa się moja trasa z Wiślaną Trasą Rowerową. Droga jest wygodna, asfalt, ale Wisły nie widać zza wałów. Może kiedyś w końcu będzie można jechać rowerem po wałach tak, jak np. po niemieckiej stronie Odry?
W Nowem mały, ale zauważalny podjaździk i dalej DK91 do Pelplina. W samym Pelplinie można zobaczyć krzyż po wizycie papieża oraz bazylikę katedralną, która jest zamknięta:

Tzn. w niedziele są msze, a w pozostałe dni można co pół godziny zwiedzać (pewnie za opłatą), o ile zbierze się grupa. Kuriozalne - zwykle, aby mieć status bazyliki, kościół musi być ogólnie dostępny. Ja go nie zwiedziłem, a pewnie szkoda - witraże mogą być bardzo ładne. Z Pelplina jadę dalej do Tczewa. Sam Tczew jest taki sobie, ale to pewnie przez brukowane, przemysłowe przedmieścia, którymi wjechałem. Mijam po drodze całkiem fajny rynek, ale niestety sporo na nim aut:

Z rynku jadę w dół i mogę w końcu pooglądać sobie ten słynny most:

Most jest zamknięty niby dla wszystkich, ale przez dziurę wjeżdża/wchodzi wszystko, co się zmieści. Jest to dość kuriozalne - rozumiem, że zrujnowane kładki dla pieszych powinny być zamknięte, ale skoro asfalt na środku jest w tak dobrym stanie, to czemu nie dopuszczono ruchu pieszo-rowerowo-skuterowego? Obecnie i tak się odbywa i jakoś wypadków nie ma, a tylko uczucie niesmaku dla osób chcących przestrzegać prawa. W tym roku mają się wziąć chyba za remont więc może za jakiś czas będzie lepiej.
Z Tczewa jadę przez Pszczółki w stronę Pruszcza, ale trafia mi się Krzywe Koło:

W końcu docieram do niby-półmetka, czyli miasta Pruszcz Gdański. Ciężko tu było mi dotrzeć bo nigdy po drodze. Zawsze jakoś do tego Gdańska dojeżdżało się bocznymi drogami i sam Pruszcz się omija. I w sumie słusznie - miasteczko jest dość nijakie, ot typowe przedmieście z jedną czy dwoma w miarę ładnymi ulicami. Niemniej jednak, to jest półmetek i trzeba teraz wybrać wariant powrotny. Miałem przygotowane trzy, wybieram najdłuższy bo jedzie się dobrze :-) Zamiast być na półmetku, zostało mi jeszcze 245km do domu. Drobiazg ;-)
Jadę w stronę Kościerzyny i przypominam sobie, jak to jest na Kaszubach: z 6 m.n.p.m. wjeżdżam na prawie 300 w kilku ratach. Niby nic takiego, ale jednak da się odczuć, że nie jest płasko. Zaliczam po drodze kilka gmin, aż w Nowej Karczmie odbijam na południe. Po gminę, a jakżeby inaczej ;-) Zaliczywszy Liniewo wracam w stronę Trąbek Wielkich. Droga w ostatnich już promieniach zachodzącego słońca jest bardzo przyjemna, nieco w dół, czasami nawet nieco bardziej:

W Trąbkach zajeżdżam na Orlen na większy kawostop i zaczyna się pasmo kryzysów. Nocka po bardzo słabo przespanej poprzedniej jednak nie jest najprzyjemniejsza. Na początku jeszcze nie jest najgorzej i do Skarszew trafiam w miarę bez "zjazdu" formy. Tam kolejny postój pod monopolowym z niewykorzystywaną funkcją tankowania marki Bliska. Ze stacji jedzie się już źle. Mam problemy z opanowaniem senności, robię jakieś przystanki... Co gorsza, po drodze spadł całkiem spory deszcz - udało mi się schować na jakimś przystanku, ale znowu - strata czasu. Parę wsi dalej znowu przystanek i odpoczynek. Ech, starzeję się.
W końcu dobijam do Starogardu Gdańskiego - bardzo ładnego miasta. Gdyby nie imprezujące grupki młodzieży, pewnie fotek byłoby więcej:

Ze Starogardu droga jest już w miarę jasna i po jeszcze jednym przystanku trafiam do Skórcza. Malutkie miasteczko w którym nic mnie nie urzekło, ale za to wpadły dwie gminy (zupełnie jak Raciąż w mazowieckiem). Miasteczko może takie-sobie, ale za to jaki ładny wschód słońca!

Ze Skórcza jadę właściwie prosto w stronę Laskowic Pomorskich, zahaczając jedynie o Osiek - ostatnią gminę na trasie. Droga trochę dziurawa, a za to cały czas przez las. Przy mojej senności to jest demotywujące, ale na szczęście mam coś na czarną godzinę: kawę rozpuszczalną i kubek. Wszak i w zimnej wodzie się rozpuści. Podwójna czarna (a właściwie poczwórna, bo dwa razy muszę sobie zaaplikować dawkę) w miarę mnie stawia na nogi:

W końcu dojeżdżam do Laskowic gdzie muszę kolejny spory deszczyk przeczekać. Dalej już jest dobrze mi znana trasa przez Świecie, w którym warto zahaczyć jeszcze o zamek:

Pod zamkiem jest sklepik z pamiątkami. Chciałem coś kupić, ale figurka rycerza za 80zł mnie skutecznie zniechęciła. Ścigając się z sakwiarzami dojeżdżam do Chełmna z niezłą prędkością, potem oczywiście podjaździk i ścieżka rowerowa do Stolna. Ach, czemuż nie do Chełmży? Albo chociaż do Papowa Biskupiego?
Jadę krajówką, omijam Papowo Bisk. i Chełmżę - chcę już być w domu bo mam znaczne opóźnienie. Nic z tego - zaczyna padać tak, że pół godziny spędzam na przystanku. Nie tylko deszcz zniechęca - jazda krajówką przy bocznym wietrze powoduje, że każdy TIR owiewa wielką chmurą wody rowerzystę. Jest to nieprzyjemne, ale przede wszystkim - bardzo niebezpieczne przy większym ruchu - następny kierowca może nie zauważyć że np. omijam dziurę i we mnie wjechać. Dlatego chcąc-nie chcąc odczekuję swoje i ruszam dopiero jak deszcz ustaje. Do domu dojeżdżam ciut po 15, choć gdyby nie parę niefortunnych postojów pewnie na 12-13 bym się wyrobił. Nogi trochę bolą, plecy takoż, ale po 13h snu nie jest źle ;-)

Więcej zdjęć jak zawsze można znaleźć w - klik tutaj -> G A L E R I I <- klik tutaj -

Zaliczone gminy: 20
Pomorskie:
Morzeszczyn, Pelplin, Subkowy, Tczew - obszar wiejski, Tczew - miasto, Pszczółki, Suchy Dąb, Pruszcz Gdański - miasto, Kolbudy, Przywidz, Nowa Karczma, Liniewo, Trąbki Wielkie, Skarszewy, Starogard Gdański - obszar wiejski, Starogard Gdański - miasto, Bobowo, Skórcz - obszar wiejski, Skórcz - miasto, Osiek

Jako ciekawostka:
średnie (addytywne) po kolejnych 100km:
100 18,6 km/h
200 17,8 km/h
300 17,4 km/h
400 16,96 km/h
430 17,03 km/h


Przez Piekło do Gdańska

Niedziela, 13 lipca 2014 | dodano:16.07.2014 | linkuj | komentarze(1)
Kategoria .Surly, >100, >200, gminobranie, nightrower, sakwowo, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
242.61 km
0.00 km teren
15:13 h
15.94 km/h
42.62 vmax
25.0 *C
162 HR max( 86%)
106 HR avg( 56%)
780 m 7070 kcal
Chcąc niechcąc, aby zaliczyć wszystkie gminy w województwie pomorskim, musiałem zaliczyć wycieczkę prawym brzegiem Wisły. Tak się jakoś złożyło, że w weekend wypadła pełnia z superksiężycem (orbita najbliższa Ziemi), a do tego było bezdeszczowo. Wieczorem wyekspediowaliśmy córkę do babci i z Beatką wyszykowaliśmy się do podróży. W trasie byliśmy ok. 22 (może ciut przed). W ramach nightroweru zaczęliśmy od przebicia się przez las do Papowa Toruńskiego, po czym ruszyliśmy w stronę jeziora Chełmżyńskiego. Nie było zbyt ciepło, ale też trudno mówić o zimnie. Za to księżyc... robił z nocy dzień. Dało się jechać bez lampki, tak wspaniale oświetlał drogę. Co chwilę się nim zachwycałem co już wkurzało moją małżonkę ;-)
Bez problemu docieramy do Wąbrzeźna by zrobić sobie postój na stacji Huzar. Zaczyna kropić więc korzystajć z okazji zakładamy ciut dłuższe ciuszki bo i temperatura spadła do 13 stopni.
Z Wąbrzeźna jedziemy prosto na północ do Radzynia Chełmińskiego. Zamek w Radzyniu w nocy jest ładnie oświetlony, ale jeszcze ładniej wygląda z księżycem zainstalowanym nad wieżą niczym oko Saurona:

Moim celem był Gdańsk, ale Beatce zależało na dwóch brakujących jej gminach w okolicy więc odbiliśmy na wschód w stronę Świecia nad Osą. Koło Świecia jest naprawdę dużo wiatraków. O tej porze jednak trzeba było ustawić długi czas naświetlania więc nie widać śmigieł :)

Ze Świecia do Łasina jest bardzo ładna droga pełna pagórków i jest nawet jedna serpentyna! W Łasinie robimy duży popas przed ratuszem, po czym się rozdzielamy. Beatka jedzie do Wąbrzeźna inną trasą i będzie rano w domu, a ja jadę na północ do Gardei. Drogę do Kwidzyna już wcześniej pokonywałem dwa razy więc mnie jakoś szczególnie nie kręciła ale pociągiem do Kwidzyna i tak się nie da od południa dojechać - remontują tory koło Grudziądza.
Sam Kwidzyn zasadniczo przejechałem bez zwiedzania - niedawno byłem w zamku i obejrzałem resztę miasta więc tym razem zjechałem od razu na dół, podziwiając od spodu zamek:

...oraz nowy most:

Most oznacza jednak zlikwidowanie przepraw promowych i prostą drogę na zamek w Gniewie. Nie wszystkie drogowskazy zaktualizowano więc warto o tym wiedzieć. Trochę mnie ta podróż zaczęła męczyć więc w Szkaradowie załapałem się na słomaburgera:

Dalsza droga wiedzie wzdłuż Wisły. Tradycyjnie jednak, wały nie są dostępne dla rowerów więc nic nie widać. W końcu się wspinam i podziwiam Wisłę:

Kawałek dalej dojeżdżam do Białej Góry gdzie znajduje się bardzo ładna śluza:

W końcu trafiam do...Piekła! To miejsce, gdzie można poczuć się jak w domu, jeśli jest się dogłębnie złym, ale ja jednak stamtąd uciekam:

Trudno się temu dziwić - metropolia to to nie jest:

Nieco dalej, w Szymankowie przejeżdżam przez tory. Zawsze na wiaduktach są zainstalowane osłony nad trakcją, żeby ktoś przypadkiem nie uległ porażeniu. W Szymankowie jednak da się bez problemu nasikać na kabel (tylko raz, ale jednak się da!)

Wydostać się w stronę Gdańska można już tylko jednym mostem - ostatni most na północ od Tczewa jest w Kiezmarku. Leci sobie po tym moście Droga Krajowa nr 7 Warszawa-Gdańsk - można się domyśleć, jaki tam jest ruch. Na moście jest namalowane pobocze, ale ilość TIR-ów i natężenie ruchu skłaniają mnie do jazdy "chodnikiem". Był to mimo wszystko błąd. Jest niesamowicie wąsko, mam po kilka centymetrów luzu z każdej strony. Minięcie się z pieszym byłoby bardzo trudne, a z drugim rowerzystą wręcz niemożliwe. Na szczęście jest pusto więc się jakoś przetaczam. Wpadam z tego wszystkiego w depresję. GPS pokazuje nawet -6m. Jakoś jednak udaje mi się przejechać gminę Cedry Wielkie i trafiam na Rafinerię Gdańską:

Przebijam się krajówkami bez pobocza i niewygodną ścieżką rowerową do centrum - ostatecznie docieram na starówkę:

Tradycyjny żurawik:

Zwiedzam starówkę (więcej zdjęć w galerii!), by w końcu dotrzeć do zabytkowego dworca kolejowego:

Na dworcu jest OK, ale pociąg TLK z Gdyni do Poznania w szczycie sezonu nie ma przedziału do przewozu rowerów. W związku z tym jest dość nieciekawie - rowerów jest znacznie więcej niż wejdzie do przedsionka. Jakoś się wciskamy i jedziemy, ale to nie była najfajniejsza podróż świata :(

Jak to mam już w zwyczaju, zapraszam do znacznie obszerniejszej - klik tutaj -> G A L E R I I <- klik tutaj -

Zaliczone gminy: 5
Pomorskie: Ryjewo, Miłoradz, Lichnowy, Ostaszewo, Cedry Wielkie



Megality i popsuty bębenek

Niedziela, 6 lipca 2014 | dodano:10.07.2014 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly, >100, nightrower, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
178.41 km
0.00 km teren
10:35 h
16.86 km/h
46.68 vmax
30.0 *C
152 HR max( 80%)
103 HR avg( 54%)
504 m 5015 kcal
Rok temu w czasie gminobrania odwiedziłem Izbicę Kujawską. Niestety, nie wiedziałem, że minąłem o włos bardzo fajne grobowce. Co więcej, miałem nieopodal drugą niezaliczoną atrakcję: kolegiatę w Kruszwicy widziałem przez pół minuty nocą zamin zgasło światło.
Takie przeoczenia powinny być karalne ;-)
Jak tylko dowiedziałem się, że Beata planuje gminobranie w tamtych okolicach, postanowiłem dołączyć i zaliczyć brakujące atrakcje. Co prawda w kuj-pom wszystkie gminy mam zaliczone, ale w tak doborowym towarzystwie takich braków się nie odczuwa :)
Wyruszyliśmy wieczorem. Z uwagi na chore warunki na DK15 i zapas czasu (w Kruszwicy mieliśmy być o świcie), zdecydowaliśmy się jechać przez piękną drogę leśną do Gniewkowa. Tamże odbiliśmy do Rojewa by do Inowrocławia wjechać boczną trasą. Troszkę kropiło po drodze, ale nie było źle. W Ino zrobiliśmy sobie popas w McDonaldsie wciągając lody i kawę. W końcu zebraliśmy się i niespiesznie przebiliśmy się przez miasto. Jadąc w nocy zauważyliśmy pięknie oświetloną wieżę ciśnień:

Z Inowrocławia do Kruszwicy daleko nie jest więc jadąc bocznymi dróżkami dość szybko znaleźliśmy się obok Kolegiaty - celu numer jeden. Niestety, była jeszcze noc więc do świtu czekaliśmy na Orlenie zagrzewając się kawą. Trwało to nieco dłużej, niż byśmy chcieli, ale po ok. 45 minutach można było jechać i podziwiać kościół w świetle dnia:

Zgodnie uznaliśmy, że było warto czekać. Po dokładnym obejrzeniu okolic pojechaliśmy do Mysiej Wieży, której również nie dane mi było wcześniej obejrzeć za dnia:

Dalsza droga wiodła przez Jeziora Wielkie i Krzywe Kolano aż do Skulska, gdzie obejrzeliśmy pominięte kiedyś Sanktuarium:

W stronę Izbicy Kujawskiej jechaliśmy praktycznie pustymi drogami w pięknych okolicznościach przyrody:

Pełna sielanka, wycieczka idealna, zapas czasu. Brzmi tak pięknie, że musiało się skończyć:
Nagle zgrzyt,
nagle świst,
korba w ruch,
wolnobieg - duch
Wziął i normalnie ducha wyzionął. Wolnobieg to jest ta część w bębenku piasty, która pozwala jechać bez pedałowania. Od tej chwili musiałem jechać jak na ostrym kole (choć oczywiście w każdej chwili i to mogło się skończyć - awaria to awaria).
Rozważaliśmy parę wariantów, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się spróbować dojechać do kolei zaliczając Wietrzychowice.
Prędkośc miałem nienajgorszą, choć musiałem robić częste postoje gdyż nie mogąc przestać pedałować nie mogłem też poprawić się na siodełku itd.
Po drodze do Wietrzychowic Beatka postanowiła zatrzymać się w Chotelu:

W Wietrzychowicach koło Izbicy Kujawskiej jest pięć odrestaurowanych grobowców megalitycznych. Są to wielkie wały ziemne z kamienną obstawą. Przy wejściu mają ok. 3 metry wysokości, mierzą ok. 100m długości. Prawdziwe monstra!

Niestety, nie wzięliśmy nic na komary, a tych w okolicy było zatrzęsienie. Obeszliśmy truchtając przed tymi wampirami cały teren cmentarzyska. Z tyłu grobowce wyglądają jak gigantyczne kobry:

Kolejne kilometry to nie tylko walka z kolanami przeciążonymi jazdą na ostrym kole, ale też i z upałem. W Szczytnie zatrzymaliśmy się na lody. Po powrocie ze sklepu termometr pokazał 46 stopni - tak się rower nagrzał w parę minut. Miejscowy menel twierdził, że w Czerniewicach pociąg nie staje, ale jak to zwykle miejscowy - nie wiedział, o czym gada. W Czerniewicach musieliśmy czekać jeszcze dwie godziny aż w końcu pojawił się osobowy do Torunia Głównego. My tu walczymy z upałem, a tymczasem w Toruniu wielka ulewa. Gdy wysiedliśmy, wszystko było mokre, a na nowym moście jeszcze zdążył nas dorwać deszcz.

Reasumując super wycieczka, wszystkie cele krajoznawcze zaliczone, dystans choć nie spełnił oczekiwań, to jednak przyzwoity, kolana bolą a piasta wymaga kosztownej wymiany bębenka. To jest XT więc ciekawe, czy to ja miałem takiego pecha, czy też zajeździłem ją swoim "depnięciem" i tegoroczną wyprawką w góry z sakwami? To pierwsza awaria roweru odkąd go mam, czyli od półtora roku, ale za to poważna.

Ach, i na koniec oczywiście tradycji ludu słowiańskiego zadośćuczynić mi trzeba: zapraszam do obejrzenia G A L E R I I

Wartki nurt Gwdy w Ptuszy czyli gminobranie wielkopolskie

Niedziela, 29 czerwca 2014 | dodano:02.07.2014 | linkuj | komentarze(2)
Kategoria .Surly, >100, >200, gminobranie, nightrower, sakwowo, wycieczka, forumowo
  d a n e  w y j a z d u
273.99 km
0.00 km teren
18:19 h
14.96 km/h
47.12 vmax
19.0 *C
155 HR max( 82%)
109 HR avg( 57%)
1478 m 9780 kcal
W województwie wielkopolskim na mapie gminnej miałem trzy brzydkie białe plamy. Niby niedaleko od siebie, niby niedaleko od Torunia, ale nigdy po drodze. No bo kto ma po drodze przez okolice Piły? W końcu trafiła mi się okazja, żeby się tam wybrać. Pociąg w Pile był ciut po 22. Zmierzchało już, a na niebie było sporo chmur po- i przeddeszczowych:

Przepakowanie, przebranie się, wypicie dużej kawy i dokończenie rozdziału książki zaczętego w pociągu troszkę mi zajęło i w efekcie Piłę opuszczam po ciemku już o 23. Zaczyna padać, ale jestem na to przygotowany - prognozy zapowiadały wszystko, od suchego po ulewę i zmieniały się co parę godzin więc spodziewałem się nawet burzy ;-)
Dość szybko docieram do Krajenki po raz pierwszy, gdzie podziwiam kościół nocą (przy drugim przejeździe już za dnia nie był już tak ładny):

Z Krajenki jadę w kierunku Złotowa, z którego wyjeżdżam nieco okrężną trasą gdyż polowałem na zdjęcie tablicy z fajną nazwą miejscowości. Niestety - tablicy nie upolowałem i musiałem zadowolić się drogowskazem:

Sprawnie docieram do Okonka, gdzie robię popas i podziwiam nietrzeźwą młodzież świętującą o 2 w nocy w fontannie nadejście wakacji  :-)
Z Okonka jadę na południe, głównie DK11, która o tej porze na szczęście nie jest zbyt ruchliwa. Po drodze widać wiele pamiątek po 2-ej wojnie światowej, toczyły się tu ciężkie walki. Przez Jastrowie tylko przejeżdżam, ale i tak ok. 4 rano spotkałem pannę młodą dokądś śpieszącą chodnikiem w ślubnym przyodziewku ;-) Nie tylko dla mnie była to ciekawa noc  :D
Za Jastrowiem DK11 rozdziela się z DK22 i kawałek dalej 11-tka krzyżuje się z całkiem czynną linią kolejową Kołobrzeg-Poznań. Przejazd jest niestrzeżony, nie ma nawet świateł, jedynie znak STOP. I to ma być droga krajowa? Żenada :(
Koło Ptuszy skręcam z krajówki i przejeżdżam przez Gwdę:

Jaka jest etymologia tych pokręconych nazw - nie mam pojęcia, ale kombinacja "Gwda w Ptuszy" jest tak inspirująca, że nawet mały wierszyk mi się ułożył:

Nurtów wartkich Gwdy w Ptuszy
Wyrył widok się w mej duszy
Wkrótce docieram do kolejnej miejscowości gminnej i podziwiam kościół z muru pruskiego w Tarnówce:

Z Tarnówki wyjeżdżam wymęczony i zamierzam w Krajence na stacji wypić kawę. Ostatnie dwa kilometry to walka z totalną sennością i zajęło mi to naprawdę dużo czasu :( W końcu docieram na stację i robię wielki postój. Dwie kawy, książka, bułka i odżywam :-)
Z Krajenki jadę na południe do Białośliwia. To jest Krajna, region mlekiem i miodem płynący. Pełno tu sadów owocowych, a drzewa aż uginają się od czereśni:

Obżeram się tak bardzo, że w którymś momencie następuje przesyt i kolejne owoce już nie budzą mojego zainteresowania.
Dojeżdżam do Kaczorów i jadę szlakiem rowerowym R1 puszczonym wyjątkowo malowniczymi drogami lokalnymi. Pięknie tu, nawet łopian jakby dorodniejszy:

W końcu dojeżdżam do Ujścia, gdzie Gwda wpada do Noteci. Samo ujście w Ujściu gdzieś przede mną uszło, ale uszy do góry! - to i tak ładne miasteczko. Mi się spodobał szczególnie ratusz:

Wyjazd z Ujścia to niezła górka. Dalej jadę do Czarnkowa. Po drodze trafiam na zakaz jazdy rowerem i próbę zepchnięcia mnie na polną ścieżkę.

9 z 10 rowerzystów zlewa ten kiepski dowcip. W samym Czarnkowie kolejna kawa, tym razem na stacji Huzar bo stację Orlenu, w której "tankowałem" jadąc ze Szczecina do mojej przyszłej żony, z 7-8 lat temu zburzono. Zaczyna solidnie lać a mnie łapie kryzys. Z Czarnkowa w stronę Szamotuł jest ponadkilometrowy podjazd ok. 6% - to mnie nieco rozbudza, ale szybko się kończy. Tak sobie dojeżdżam do Obrzycka, gdzie widzę, że może i jest coś ładnego, ale w ulewnym deszczu nie mam zamiaru zwiedzać, podziwiam jedynie odzysk cegieł:

Dojeżdżam w końcu do Szamotuł gdzie wyprzedzają mnie jacun i martwawiewiorka z forum podrozerowerowe.info. Tydzień temu byli w Pile, gdzie przesiadałem się wracając z kinderwyprawki, teraz znowu... Inwigilacja? :>
Dzięki towarzystwu tempo skacze mi do szalonych 23 km/h, ale zaraz za Szamotułami odbijam w bok na gminę Kaźmierz. Do Kaźmierza jest ładna z pozoru droga rowerowa, ale źle położyli asfalt i są straszne muldy:

Kaźmierz jest umiarkowanie fajny, ale co w nim najważniejszego: jest tylko kawałek od mety! Bocznymi drogami dojeżdżam do Poznania. Oczywiście znowu zaczyna lać, a na sam koniec światła dziennego jeszcze "podziwiam" jeden z najbrzydszych zestawów domków, jakie widziałem:

I to zasadniczo koniec - dojeżdżam do mety ok. 22, czyli w 23h bardzo spokojnego turystycznego tempa z licznymi odpoczynkami na czereśnie, kawę i na schowanie się przed deszczem.

Fotorelacja jak zwykle w - klik tutaj -> G A L E R I I <- klik tutaj -

Zaliczone gminy: 10
Wielkopolskie:
Okonek, Jastrowie, Tarnówka, Miasteczko Krajeńskie, Kaczory, Ujście, Lubasz, Obrzycko - obszar wiejski, Obrzycko - teren miejski, Kaźmierz


Eine kleine Nahtfahrrad

Czwartek, 12 czerwca 2014 | dodano:13.06.2014 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly, nightrower, wycieczka
  d a n e  w y j a z d u
87.79 km
0.00 km teren
04:15 h
20.66 km/h
40.39 vmax
15.0 *C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal
Po pracy okazało się, że zasadniczo mam wolne, cieplutko, pełnia, co by tu... O! Wiem! Pojadę sobie gdzieś rowerem! :)
Milion pomysłów na sekundę. A może Golub-Dobrzyń? Chełmno? Dąbrowa Chełmińska-Raciniewo? Urlop na żądanie na piątek i do Olsztyna? Ostatecznie zwyciężył rozsądek (szkoda) i skoczyłem sobie na pętelkę Ciechocinek-Gniewkowo. Trasa-marzenie, choć specjalnie pojechałem dłuższym wariantem trasy Aleksandrów Kujawski-Gniewkowo licząc na lepszy asfalt niż podczas zimowej, nieudanej wycieczki. Dołożyłem kilka kilometrów a lepiej jakoś nie było. Drogi boczne puste totalnie, najciekawszy był odcinek z Gniewkowa bo w pełni księżyca w lesie za każdym drzewem czaił się cień ;-)
Do Ciechocinka droga była zasadniczo bez aut (ruch mniejszy niż na Rubinkowie na osiedlówkach), a w samym uzdrowisku o tej porze roku oczywiście spęd. Ale chociaż sobie pooddychałem poTężnie ;)

Trochę późno wyjechałem więc zmieniło się oświetlające ciało niebieskie. W kwestii intensywności światła wielkiej różnicy to nie robiło :)

Nightrower nie oznacza, że nie można sobie zjeść BigMilka ;-)

W Toruniu fontanna już nie grała muzyczki, ale chociaż ładnie świeciła.

No i to w sumie tyle. Zmęczyłem się akurat na tyle, żeby w końcu nie mieć problemów z zaśnięciem :)

Parę zdjęć więcej w G A L E R I I


sprawy

Piątek, 22 listopada 2013 | dodano:30.11.2013 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .mieszczuch 2013, nightrower, użytkowo
  d a n e  w y j a z d u
24.01 km
0.00 km teren
01:40 h
14.40 km/h
28.00 vmax
3.0 *C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal

sprawy

Wtorek, 19 listopada 2013 | dodano:19.11.2013 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .mieszczuch 2013, nightrower, użytkowo
  d a n e  w y j a z d u
2.98 km
0.00 km teren
00:14 h
12.79 km/h
22.90 vmax
6.0 *C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal

sprawy

Poniedziałek, 18 listopada 2013 | dodano:19.11.2013 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .mieszczuch 2013, nightrower, użytkowo
  d a n e  w y j a z d u
23.81 km
0.00 km teren
01:30 h
15.87 km/h
39.40 vmax
5.0 *C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal

sprawy

Czwartek, 14 listopada 2013 | dodano:15.11.2013 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .mieszczuch 2013, nightrower, użytkowo
  d a n e  w y j a z d u
17.23 km
0.00 km teren
01:02 h
16.68 km/h
28.00 vmax
7.0 *C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal