Informacje

avatar

chesteroni
z miasta Toruń
16647.94 km wszystkie kilometry
314.60 km (1.89%) w terenie
43d 11h 14m czas na rowerze
15.92 km/h avg

Kategorie

.Giant.0   .mieszczuch.127   .mieszczuch 2013.138   .Surly.55   .Surly 2013.49   >100.55   >200.19   >300.5   forumowo.27   gminobranie.58   nightrower.42   przyczepkowo.4   sakwowo.51   użytkowo.273   wycieczka.59   wycieczka 2013.53  

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Moje rowery

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy chesteroni.bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

>200

Dystans całkowity:5180.65 km (w terenie 40.00 km; 0.77%)
Czas w ruchu:316:44
Średnia prędkość:16.36 km/h
Maksymalna prędkość:49.57 km/h
Suma podjazdów:12216 m
Maks. tętno maksymalne:219 (116 %)
Maks. tętno średnie:129 (68 %)
Suma kalorii:177896 kcal
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:272.67 km i 16h 40m
Więcej statystyk

Gminobranie nadwiślańskie

Niedziela, 25 sierpnia 2013 | dodano:27.08.2013 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly 2013, >100, >200, gminobranie, nightrower, sakwowo, wycieczka 2013
  d a n e  w y j a z d u
200.22 km
3.00 km teren
13:12 h
15.17 km/h
35.60 vmax
14.0 *C
HR max(%)
111 HR avg( 59%)
m 6023 kcal
Miałem w Warszawie do załatwienia pewne sprawy, które miały zakończyć się w sobotę ok. 12:00. Plan to uwzględniał i zakładał bujanie się po drogach lokalnych po południu oraz wieczorem, wizytę w Płocku najpóźniej ok. północy i dalszy ciąg do Torunia już krajówkami. Niestety, wszystko mi się przesunęło o 5 godzin, co miało istotny wpływ na przebieg trasy, ale o tym niżej.

Z Warszawy wyruszyłem ok. 17. Jechałem przez okolice parku Łazienkowskiego, a potem przez stare miasto. Po drodze minąłem Pałac Namiestnikowski, siedzibę Prezydenta RP:

Na Placu Zamkowym z 10 lat temu podziwiałem break-dancerów. Ku mojemu zdziwieniu, stali się chyba elementem krajobrazu gdyż i tym razem trafiłem na mały pokaz:

Nie mogłem jednak za długo podziwiać wygibasów z racji opóźnienia. Na początek miałem kurs na północ Warszawy. Jadąc do pierwszej gminy poza Warszawą trafiłem na niewiastę w stroju Opoczyńskim (z wyraźnym podkreśleniem, że to nie jest strój, za przeproszeniem, łowicki):

Celem były Łomianki. Nie znalazłem niestety asfaltowej trasy - droga techniczna wzdłuż DK7 urywa się, a nie znam tego parku nad Wisłą i nie wiem, jak tam się jeździ. Znalezione zdjęcia nie zachęcały do jazdy tamtędy więc dotarłem tam dość okrężną trasą przez jakąś Wólkę Węglową. W Łomiankach zrobiłem sobie małą pętelkę po osiedlowych uliczkach. Osiedle było dość nietypowe - same rezydencje, na oko każda warta około 2.5 mln zł. Nie było mi po drodze przez Łomianki więc wyjechałem tą samą drogą i pojechałem w stronę Kampinosu. Niestety, trafił mi się odcinek terenowo-brukowy do Palmir. Od północy do tego historycznego miejsca jest dojazd asfaltowy, ale od południa jedzie się przez Kampinoski Park Narodowy tworem drogoniepodobnym. Szkoda, że nie ma tam takich fajnych szutrów, jakie są przez Białowieski PN. W Palmirach jestem tuż przed nocą, ale udaje mi się jeszcze zrobić zdjęcie, na którym coś widać:


Brakowało mi kawy i odczuwałem spadek formy. Aż do Wyszogrodu jechało mi się jednak umiarkowanie dobrze. W Wyszogrodzie bardzo liczyłem na stację benzynową, ale... nie było! Po fakcie już wiem, że nic tam nie ma. Ostatnio jeśli jadę krajówką w nocy, to zwykle były to te ważniejsze drogi i okazuje się, że stacja co kilkadziesiąt km to nie jest nic niezwykłego. Wniosek na przyszłość: trzeba zwiększyć samowystarczalność przy jeździe opłotkami, warto też będzie sprawdzić picie kawy rozpuszczalnej zalewanej zimną wodą. Ohyda, ale lepsze to, niż turlać się pół nocy 12 km/h w kryzysie.

Za Wyszogrodem, gdy okazało się, że z kawy nici, kryzys rozwinął się w całym swoim majestacie. Dojazd do Płocka wydłużył się niemiłosiernie. Ostatecznie jednak dojechałem, podziwiając rafinerię nocą:

W Płocku oczywiście kawa i odpoczynek. Zaczęło świtać więc zajrzałem na starówkę by obejrzeć pominięte ostatnio okolice katedry. Sama świątynia prezentuje się okazale:

Po drugiej stronie ulicy jest Zamek Książąt Mazowieckich:

W okolicy zaś są ładne skwerki z pomnikami:

oraz barierka z możliwością podziwiania nadwiślańskiej panoramy:


Wyjeźdżam z Płocka dość sprawnie i skręcam w stronę Włocławka po ostatnią gminę - Nowy Duninów. Jak tylko oddaliłem się od kawy 24h i stacji PKP, kryzys powrócił ze zdwojoną mocą. 45km do Włocławka jechałem łącznie ok. 4h co było czasem imponująco żałosnym. Ok. 20 minut pochłonęła drzemka na przystanku gdyż zacząłem zasypiać za kierownicą i zaczęło być to niebezpieczne. Po jedynych 20 km trafiłem na stację o nazwie "Bliska", gdzie wypiłem kawę:

Już wiedziałem, że do Torunia nie dojadę na czas (wstępnie planowałem 6 rano, ale i 9 rano byłaby OK). Ból kolan, kryzys, konieczność pójścia na imprezę urodzinową... jedyna opcja to już PKP.
Turlałem się dalej gdy zadzwoniła Beata i dowiedziałem się, że pociąg mam za godzinę, a następny dopiero za trzy. To mnie nieco otrzeźwiło i ostatnie 21km pokonałem z normalnymi prędkościami, czyli 22-24 km/h. W samym Włocławku GPS wytyczył mi trasę takimi drogami, że urządziłem sobie małego alleycata i boję się myśleć o tym, ile mandatów mi się należało (choć oczywiście nie łamałem przepisów w sposób stwarzający jakiekolwiek zagrożenie dla kogokolwiek).
Na szczęście ulice były puste a świateł bardzo mało. Nawet zdążyłem kupić bilet w kasie, choć wszystko w biegu się odbywało. W biegu z biletem i rowerem na peron, w biegu wsiadanie na pociąg, który właśnie podjechał... Ale się udało jakimś cudem. Przy okazji trochę kryzys minął więc pewnie do Torunia bym dojechał, tyle że z uwagi na urodziny, na które byłem zaproszony, nie mogłem sobie pozwolić już na wydłużenie eskapady. Poza tym 60km jazdy krajówką to średnia przyjemność.

Dystans mimo wszystko minimum jakieś spełnia, gmin parę wpadło, a ja się nauczyłem, że trzeba na zadupiach być bardziej samodzielnym w kwestii zaopatrzenia.

Zaliczone gminy (10):
Mazowieckie: Łomianki, Izabelin, Czosnów, Leoncin, Wyszogród, Mała Wieś, Bodzanów. Słupno, Radzanowo, Nowy Duninów.

Kompletny zestaw zdjęć z wycieczki możesz obejrzeć zaglądając do - klik - > G A L E R I I < - klik -

Mapa wycieczki:

Po obcisłe ciuszki

Poniedziałek, 19 sierpnia 2013 | dodano:20.08.2013 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly 2013, >100, >200, gminobranie, użytkowo, wycieczka 2013
  d a n e  w y j a z d u
228.22 km
0.00 km teren
12:22 h
18.45 km/h
41.59 vmax
18.0 *C
HR max(%)
118 HR avg( 62%)
m 7386 kcal
Po ostatnich wyjazdach i praniach, kiedy skarpetki mi popsuły przedostatnią koszulkę kolarską w sensownym stanie technicznym postanowiliśmy, że trzeba kupić nowe ciuszki kolarskie. Do tej pory kupowałem je w BCM Nowatex w Puszczykowie pod Poznaniem. Ciuszki są wg mnie dość dobre, a osobista wizyta w sklepie firmowym zawsze kończyła się sporymi upustami. Postanowiliśmy, że i tym razem tam pojedziemy.

Ponadto Beata już kilka razy w tym roku podchodziła do dystansu 200km i choć daleko tej odległości do jej rekordu życiowego, to jakoś ciągle brakowało czasu, możliwości, okazji, zdrowia, ... No coś nie szło ;-)

Oboje zaliczamy gminy i udało nam się zaplanować wyjazd taki, że dla każdego z nas wpadło po 8 gminek do zbioru. Sklep zamykają o 17:00, pociąg powrotny (no niestety - koniec urlopu i trzeba mieć siły na następny dzień w pracy) najfajniejszy o 17:36, a dzięki gminom do Puszczykowa wychodziło 200km. Wszystko powyższe oznaczało, że trzeba wyruszyć w środku nocy. Poprzedniego dnia byliśmy na weselu więc w planach było wyspanie się i start o 2am. Ostatecznie kompletnie niewyspani (4h poprzedniej nocy, 2h w ciągu dnia i 1h nocą) i zrąbani wyruszyliśmy spod domu o 3:45.

Do Inowrocławia cisnęliśmy DK15 - dopiero przed samym Inowrocławiem ruch stał się nieprzyjemnie intensywny, ale dało się to przeżyć widząc już zabudowania miasta w oddali. Normalnie nigdy byśmy tak nie pojechali bo ta droga jest potwornie wąska i ruchliwa, najgorszy możliwy wybór na rower za dnia. Ale nocą sprawy mają się zgoła inaczej :)

W samym Inowrocławiu o mało nie skosił nas jadący na czołówkę kierowca osobówki - wyprzedzał na trzeciego i wyraźnie nic go nie obchodziło to, że nie jest sam na drodze :/ Do Janikowa jechaliśmy przez Kościelec - znałem tę drogę z mojego wypadu dookoła jeziora Pakość. Przed Janikowem minęliśmy gigantyczną hałdę zakładów Janikosoda a opodal niej - budynki zakładu:

Na szczęście nad samym jeziorem można było podziwiać piękne okoliczności przyrody:

Nazwy niektórych mijanych miejscowości robiły swoją oryginalnością spore wrażenie:

Do Gniezna dotarliśmy troszkę zmęczeni, ale jeszcze było w miarę lekko, gdyż jechaliśmy głównie na zachód. W Gnieźnie się odrobinę pokręciliśmy po starówce:

Stare miasto na mnie nie zrobiło jednak jakiegoś oszałamiającego wrażenia. Po objeździe udaliśmy się do katedry na małe zwiedzanko. W galerii jest parę zdjęć z wnętrza, ale na mnie wrażenie zrobiły przede wszystkim nastrój - czuć było powagę miejsca dzięki odpowiedniej grze świateł i zapachu oraz dyskretne wymieszanie średniowiecza z nowoczesnością - zakrystia mieści całkiem nowoczesny sprzęt:

Gniezno opuszczamy w pośpiechu - na pożegnanie, jeszcze tylko rzut oka na katedrę.

Spróbujemy zdążyć na pociąg o 17:36 i nie będzie to proste - trzeba jechać zmianami i zrezygnować z wycieczkowego tempa.
Beatka zalicza gminę Łubowo i skręcamy na południe. Wiedziałem z prognozy, że będzie wiatr w twarz, ale niestety był on znacznie mocniejszy, niż zapowiadano. Zmianami ciągniemy na południe, ale idzie to jak krew z nosa. Opadamy z sił, a do tego nasza trasa z konieczności aż trzy razy przekracza autostradę A2. Narąbali tam wiaduktów niemal co kilometr, zamiast wstawić je rzadziej i wylać równoległy asfalcik dla potrzeb ruchu lokalnego :/
W Nekli robimy postój i już wiemy, że nici ze zdążenia na pociąg. Siły się właściwie skończyły, ale trzeba jakoś dotrzeć do Kórnika, skąd jest już tylko kawałek do Puszczykowa - główny cel wyprawy to wszak zakupy!

Jedziemy i jedziemy, targają nami kryzysy, ale we dwójkę i raźniej i łatwiej. W Kórniku objeżdżamy park, ale niestety nie ma do niego swobodnego wjazdu. Za to można sobie obejrzeć przepiękny zamek:

Postój jest tu jednak bardzo krótki, a szkoda. Do Puszczykowa zostało jeszcze ok. 20km. Coraz mniej pod wiatr, ale za to droga jest już bardzo ruchliwa, a sił właściwie brak. Do tego zaczyna być problemem zdążenie przed zamknięciem sklepu. Ale się porobiło!
Wizja niewyrobienia się do sklepu motywuje nas jednak do spięcia pośladków i ostatecznie (mimo jazdy skrótem, który oszczędził 1km ale zabrał z 10 minut) docieramy na czas

Hurra!

Wybieramy sobie ciuszki (głównie ja - Beatka tylko kamizelkę wzięła) i płacimy kwotę niestety nieco większą, niż się spodziewaliśmy (choć rabat był). Cóż - następnym razem się zastanowimy, czy warto jechać taki kawał, wiele też będzie zależało od gmin na trasie ;-)

Z Puszczykowa wyjeżdżamy po małym odpoczynku zakupowo-kanapkowym więc mimo mżawki, docieramy do Poznania z ponad godziną zapasu. Objeżdżamy centrum i zajadamy się spaghetti w Piccolo. Z 10 lat temu mieli tylko jeden lokal, obecnie jest ich 10 i nie jest to przypadek. Zatankowani "pod korek" makaronem i colą jedziemy na dworzec by bez problemu dojechać do domu. Jechaliśmy w wagonie piętrowym, ale mieliśmy jak w kuszetce, gdyż przy kiblu są dwie ławki na których można się wygodnie położyć ;-)

Ja mam ciuszki, Beatka pyknęła w końcu 200-tkę, oboje mamy po +8 gmin a dzięki rabatowi cała wycieczka kosztowała nas ze 30zł.
Jedynie nogi coś bolą następnego dnia, ale tak to jest jak się ciśnie pod wiatr.

P.S. Licznik Sigma trzy razy przestał zliczać dystans i pomogło zdejmowanie, przyciskanie losowych guzików itp. czary - nie wiem, czemu coś mu przestało pasować, ale ok. 700m więcej mam przejechane niż zliczone. Ciekawe, czy to był jednorazowy wybryk?

Zaliczone gminy (8):
Wielkopolskie: Gniezno - obszar wiejski, Gniezno - miasto, Czerniejewo, Nekla, Dominowo, Środa Wielkopolska, Kleszczewo, Kórnik

Więcej zdjęć jak zwykle w - klik - > G A L E R I I < - klik -

Mapka trasy:

Gminobranie sochaczewskie

Piątek, 26 lipca 2013 | dodano:28.07.2013 | linkuj | komentarze(1)
Kategoria .Surly 2013, >100, >200, gminobranie, sakwowo, wycieczka 2013
  d a n e  w y j a z d u
207.95 km
4.10 km teren
10:53 h
19.11 km/h
46.23 vmax
30.0 *C
164 HR max( 87%)
121 HR avg( 64%)
m 7338 kcal
W sobotę miałem do załatwienia ważną sprawę w Warszawie, a że mam rodzinę w Sochaczewie, postanowiłem połączyć przyjemne z pożytecznym. Ambitne plany ruszenia się o 3am spaliły na panewce i ostatecznie start nastąpił o 5:30. Ruch na DK10 był na szczęście umiarkowany i do Czernikowa dotarłem bez przygód. W Czernikowie skręciłem w stronę miejscowości Bobrowniki, przez którą wiedzie najsensowniejsza droga do Włocławka. W Bobrownikach znajdują się ruiny zamku krzyżackiego, których nie omieszkałem obejrzeć:

Dalej pojechałem wzdłuż Wisły, co było błędem. Zignorowałem to, że nawet szlak rowerowy skręcał i jechałem prosto. Niestety, ok. 2 km dalej droga zmieniła nawierzchnię na piaszczystą i przy pierwszej sensownej okazji uciekłem przez las do asfaltu. Inaczej nie wiem, jak długo bym brnął :(
We Włocławku nie przekraczałem Wisły, tylko pojechałem dalej w stronę Dobrzynia, co jak wiadomo zaowocowało kilkoma ciekawymi podjazdami z 20 i 30m różnicami wysokości :-)
Dalsza droga nie miała żadnych niespodzianek aż do Biskupic. Przed miejscowością widać pełno znaków "ślepa uliczka", zalecany objazd itp. itd. marudzenie. Jak wiadomo, zwykle rower da się przeprowadzić a często nawet i przejechać, o ile nie jest to remont mostu. Tym razem to był remont mostu, ale ponieważ w Lubiczu zrobiono tymczasową przeprawę, to pomyślałem, że i tu tak może jest i piesi mają coś dla siebie. Po drodze do mostu-niemostu zjechałem parę cudownych zjazdów i trochę wymiękłem. Jeśli mostu nie ma, to będę musiał to wszystko podjechać. o_O
Niestety, żadnego tymczasu dla pieszych nie postawiono, ale na szczęście mostu już pomału jest kończony i od biedy da się przejść środkiem za zgodą ekipy. Ten betonowy uskok ma prawie metr wysokości.

Tym sposobem dojeżdżam do Płocka właściwie bez towarzystwa samochodów. W samym Płocku nie mam za wiele czasu, odwiedzam więc jedynie rynek, celowo nie zachodząc do zamku i katedry - nie uciekną :)

Na rynku widać w ludziach, że skwar ich doświadcza - wszyscy lgną do fontann i kurtyn wodnych. A Coca-cola postanowiła zrobić sobie reklamę stulecia. Otóż przemiłe hostessy rozdawały ludziom puszki schłodzonej coli 0,15l. Tak, rozdawały, całkiem za free, a gość przez megafon ogłaszał, że Coca-Cola dzieli się radością. Mnie kupili ;-)
Oprócz tego można było sobie zrobić puszkę z własnym napisem. Mi się udało właściwie bez kolejki, ale zwykle wyglądało to tak:

Puszka oczywiście też za free :-)
Pepsi - co ty na to? ]:->
Zjadłem jeszcze zapiekankę (taka sobie) - w Płocku nie znają koncepcji kelnera w ogródku i nie mając jak zostawić roweru z sakwami, nie wchodziłem do żadnej knajpki :(
Wyjechałem z Płocka przez stary most i kilka kilometrów za mostem, tam, gdzie łączą się dwie krajówki, zaczęła się droga dla rowerów, którą dojechałem aż do Gąbina:

Dalsza droga to po prostu kluczenie gminnymi opłotkami bez żadnych godnych wzmianki tutaj miejsc (parę fotek w galerii)
Na końcu, tuż przed Sochaczewem właściwym, przejeżdżam przez Żelazową Wolę, gdzie mijam muzeum Chopina. Jak to w Polsce - nie można wejść z rowerem. Muzealnicy żelazowowolscy - kij wam w rzyć!
Dojeżdżam do mety i pół godziny później nad Sochaczewem zaczyna się konkretna burza :-)

Tradycyjnie, więcej zdjęć (w tym zdjęcia hostess!) można zobaczyć w - klik - > G A L E R I I < - klik -

Zaliczone nowe gminy w województwie mazowieckim (11):
Płock, Łąck, Gąbin, Sanniki, Słubice, Iłów, Młodzieszyn, Brochów, Kampinos, Sochaczew - obszar wiejski, Sochaczew

Tym małym gminobraniem powróciłem do top20 na zaliczgminę.pl

Mapka dla ciekawych:

Gminobranie Licheńskie 407 km

Sobota, 20 lipca 2013 | dodano:21.07.2013 | linkuj | komentarze(2)
Kategoria .Surly 2013, >100, >200, >300, gminobranie, nightrower, wycieczka 2013
  d a n e  w y j a z d u
407.18 km
4.50 km teren
24:58 h
16.31 km/h
42.99 vmax
18.0 *C
217 HR max(115%)
110 HR avg( 58%)
m 12356 kcal
Ostatnio miałem trochę nauki na głowie i nieco mniej jeździłem, na szczęście w ten weekend udało się to nadrobić. Postanawiam sprawdzić, jak to jest, gdy się w długą trasę po całym dniu w pracy, ale bez snu pośrodku.

Wyjeżdżam ok. 18.

Decyduję się na wariant "przez Chorągiewkę" - co prawda ok. 5km muszę jechać DK15, której bardzo nie lubię, ale za to potem mam spokój. W wariancie "przez Włocławek" miałbym kilkadziesiąt km wieczorem/nocą po DK91, która co prawda ma pobocze, ale po co się cisnąć z autami? W Brześciu Kujawskim urządzam sobie pierwszy mały postój i jadę w stronę Kowala. W Kowalu piję kawę na stacji i akurat zaczyna padać - niech ICM się pali ze wstydu! Spotkała mnie za to zabawna historia:
Podpity koleś na składaku pyta się mnie, czy daleko jeszcze?
Odpowiadam, że tak.
- To ile jeszcze? 50 kilometrów?
- Nie, ze 300 będzie.
WTF na jego twarzy był przepiękny
Na szczęście deszczyk był przelotny. Bez problemu pojechałem dalej, w stronę Gostynina, w którym planowałem mini-zwiedzanie. Niestety (a może "stety", bo nie niszczeje), w zamku jest hotel więc tylko obejrzałem go z zewnątrz, ale za to w centrum zrobiłem sobie mały objazd.
Po wyjeździe z Gostynina zaczynają się problemy z sennością. Nie jestem w stanie ich przezwyciężyć i w końcu siadam na ławce na kilka minut odpoczynku.
Dalej jadę w stronę Lubienia Kujawskiego, gdzie ponownie dopada mnie zmęczenie, ale poleżałem chwilkę na ławce koło PKS-u i przeszło. Jadę jednak po kolejną kawę na koniec miasta i dopiero wracam. Po drodze mijam też o świcie jeziorko:


Nocka za mną.

Jadę z Lubienia tak, jak sobie wytyczyłem i okazuje się, że droga wiedzie przez kilka km drogami polnymi (choć w bardzo dobrym stanie). Dziwne to trochę, ale nie narzekam. Gorzej, jakbym w nocy tu wylądował - wiejskim zwyczajem psy sobie biegały luzem po okolicy :(
Przejeżdżam przez Łanięta i w miejscowości Misztal znowu robię mały odpoczynek. Odrywam się od kontemplacji gdy przejeżdża Jacek - kolarz i chwilkę rozmawiamy. Bierze mnie na koło i jedziemy tak kilka kilometrów, jednak w końcu odpadam - tętno 160 przy 32 km/h i boję się, że się "ugotuję". On dla odmiany chyba miał dość wleczenia się 27km/h :)
Miał chyba wrażenie, że coś pokręciłem, jak mówił, że ja powinienem jechać DK 1, a ja mu odpowiadałem, że dalej jadę "2-ką" :)
Objeżdżam Koło od południa bo nadrabiam może odrobinkę, ale za to nie stoję na światłach i nie muszę tłuc się śmieszkami rowerowymi.
W Kłodawie zjeżdżam aby odwiedzić kopalnię soli.

Niestety, w święta i niedziele (gdy ludzie mają wolne) zwiedzania nie ma. Ale za to jest czadowa hałda:

Odwiedzam jeszcze dwa kościoły i faktycznie całkiem ładne je tam mają. Szczególnie spodobało mi się wnętrze drewnianego kościoła cmentarnego:

Ładnych parę kilometrów krajówką dalej skręcam w miejscowości Kościelec by zwiedzić eklektyczny pałac:

Pałac jest akurat remontowany, ale w parku hrabia Kreutzberg nawstawiał różnych cudów, np. ruiny:

czy meczet z minaretem:

Dojeżdżam w końcu do Warty i okazuje się, że nie ma tam mostów, ale jest za to prom:

Ciekawe, czy kursuje w nocy i jak bardzo bym klął, gdyby się okazało, że nie...

Na północ od Warty

Przekroczyłem ten mój Rubikon więc kieruję się w stronę Lichenia, po drodze zaliczając kilka gmin. W ogóle mam wrażenie, że jakbym jechał tylko Toruń-Gostynin-Licheń-Toruń, to trasa by była krótsza o jakieś 150km ;-)
Zaliczanie gmin to niezły pożeracz czasu i generator dużych przebiegów ;-)

Licheń

W Grąblinie okazuje się, że wstęp do lasu, w którym miało miejsce objawienie, jest tylko przez specjalną kładkę, ale na szczęście jest ona bez schodów i z rowerem się da wturlać. Pielgrzymów jest bardzo dużo. Ja z braku czasu odwiedzam tylko jedno miejsce objawienia i robi na mnie naprawdę duże wrażenie siła wiary ludzi, którzy tu przychodzą. Ze łzami, na kolanach wchodzą do kapliczki, dotykają kamienia, przykładają do niego dewocjonalia a następnie wychodzą na kolanach. To robi wrażenie!


Z lasu wracam przez kładkę i jadę do Lichenia. Już z daleka widać bazylikę:

Na miejscu atmosfera jest jednak mniej religijna. Leci sobie z głośników skoczna piosenka z refrenem "rum cium cium", stragany, pełno pielgrzymów

Okazuje się, że plan Lichenia to aż 67 atrakcji do zobaczenia! A ja tu mam ok. 10h do tyłu. Ech... Oglądam tylko Arkę

Wewnątrz był akurat ślub jakiegoś Przemysława z Katarzyną - przed kościołem stały auta warte od 150k wzwyż. Ciekawe, czy Gala lub coś podobnego o tym napisze? Po ślubie poszedłem szukać bazyliki, co wcale proste nie było mimo jej rozmiarów - całość jest wewnątrz wielkiego parku pełnego strzelistych drzew. Przed bazyliką jeszcze trafiam na Golgotę:

A w końcu docieram i do słynnego kościoła:

Wewnątrz jest również pełno złota:

Muszę jednak powiedzieć, że choć nagłośnienie mszy robi wielkie wrażenie (organy podkreślające słowa kapłana itp.), to samo wnętrze jest takie sobie jak na tę skalę świątyni. W takim Toledo czy Granadzie katedry są większe, kolumny potężniejsze a wnętrze nie potrzebuje pazłotka by być imponujące. Moim zdaniem można to było wykonać ładniej. Gust każdy ma swój, ja natomiast opuszczam Licheń kierując się bocznymi drogami w stronę Konina

Powrót do domu

Droga z Lichenia wiedze przez boczne drogi koło stawów rybnych i jest to super skrót omijający centrum Konina. Przejeżdżam koło dwóch elektrowni (Konin i Pątnów)

W okolicy Pątnowa łapię ciągnik z broną talerzową, za którym jadę kilka kilometrów do Kazimierza Biskupiego. Nic szczególnego, gdyby nie to, że brona miała 3,6m wysokości, a wiadukty miały zakaz wjazdu powyżej 3,8m, a ciągnikiem bujało. Do tego kable nad drogą też wisiały niebezpiecznie nisko i cały czas musiałem uważać żeby coś się nie stało.

W Kazimierzu zwiedzam jeszcze klasztor zamieniony na seminarium i jadę do Ślesina. Przy marinie miał być pomnik smoka, ale podobno rok temu go zabrano bo się miasto z właścicielem nie dogadało. Ehh. W każdym razie skoro jest łuk, to i ja sobie triumf zaliczam:

W końcu jadę na północ DK25 do Skulska gdzie czas na włączenie lampek itp. Wszystko to w blasku księżyca nad jeziorem:

Dojeżdżam tak do Kruszwicy, gdzie niestety już jest noc. Słynna wieża prezentuje się ładnie, pewnie za dnia jest jeszcze lepiej:

Na koniec jadę do Kolegiaty, ale o 22:59 dojeżdżam, a o 23:00 gaszą podświetlenie i zrobienie ładnej fotki się nie powiodło. I'll be back, jakby powiedział Terminator.
Zmęczony jestem okrutnie i z drogi do Inowrocławia nie pamiętam za wiele. Jakoś dojechałem i walnąłem dużą kawę, nie starczyła jednak do końca i z Rojewa do Torunia dojeżdżam "magicznie" - nie bardzo wiem jak, choć pamiętam wahadłowy ruch w Gniewkowie i przepuszczanie "pakietów" aut na drodze by potem jechać solo. A, pamiętam jeszcze zakaz jazdy rowerem na DK15 i brak widocznej alternatywy. Pewnie ten chodnik po lewej miał nią być. Dobre sobie :/
W Toruniu jeszcze ostatnie momenty świtu:

I dojeżdżam do domu wykończony. 2 nocki praktycznie bez snu, prawie 36h wycieczka. Wyjazd wieczorem nie był mądry, ale wyjazd rano też pewnie by nie był taki :) Trzeba to będzie powtórzyć ;-)


Na ten rok zdefiniowałem sobie kilka "rowerowych" celów. Trzy z nich udało mi się osiągnąć tą wycieczką:
- zaliczyć wszystkie gminy w województwie kujawsko-pomorskim
- odbyć jakąś długą wycieczkę (407km to mój trzeci życiowy dystans)
- pojechać do Lichenia obejrzeć bazylikę

Więcej zdjęć można zobaczyć już tradycyjnie
- klik tutaj - > G A L E R I I < - klik tutaj -

Lista nowych gmin w kolekcji:
Kujawsko-Pomorskie: Choceń, Kowal, Kowal - obszar wiejski, Baruchowo, Lubień Kujawski, Jeziora Wielkie, Kruszwica
Mazowieckie: Gostynin - obszar wiejski, Gostynin
Łódzkie: Łanięta, Nowe Ostrowy, Dąbrowice
Wielkopolskie: Chodów, Kłodawa, Kościelec, Krzymów, Kramsk, Ślesin, Konin, Kazimierz Biskupi, Kleczew, Skulsk.

Dla zainteresowanych mapa:

Gminobranie Krajeńskie 310km

Sobota, 15 czerwca 2013 | dodano:16.06.2013 | linkuj | komentarze(1)
Kategoria .Surly 2013, >100, >200, >300, gminobranie, nightrower, wycieczka 2013
  d a n e  w y j a z d u
310.26 km
2.00 km teren
18:29 h
16.79 km/h
47.58 vmax
18.0 *C
158 HR max( 84%)
103 HR avg( 54%)
m 7721 kcal
Na zachodzie województwa Kujawsko-pomorskiego miałem jeszcze cztery niezaliczone gminy, a zaraz obok w Wielkopolskim kolejne cztery wzdłuż granicy województw. Brzmi jak plan na niezłe gminobranie :-)
Trasę miałem zaplanowaną już zimą, pozostało tylko ruszyć pupę. Ponieważ w ciągu miesiąca mam zdać dość trudny egzamin, postanowiłem w weekend ruszyć w trasę ;-)
Pobudka o 2:30, a o 3:35 byłem już w trasie. O tej porze roku o tej godzinie jest już brzask, a już na granicy Torunia mogłem wyłączyć przednią lampkę - nie była potrzebna. Jechało się rano dobrze, choć było stosunkowo zimno - 8,5 stopnia. W Bydgoszczy załapałem się jeszcze na słońce od strony północnej aby zrobić fotkę Wisły w Fordonie

Do Koronowa docieram przetartą na poprzednim gminobraniu trasą. Jedyna zmiana, to to, że w Jarużynie drogę już skończyli (choć nadal jest zamknięta - wykańczają pobocza itp.) W Żołędowie odwiedzam miejsce pamięci które okazuje się mogiłą żołnierzy radzieckich zabitych przez Niemców w 1941r.

Pogoda była świetna, widać, że lato za pasem


Po drodze spotkałem nawet jednego handbike'a

Niestety trasa krajoznawczo była znacznie słabsza niż poprzednio. Najbardziej zabytkowy był chyba kościół w Cerkwicy Dużej, choć i on tak naprawdę wrażenia wielkiego chyba nie robił:

O 13:30 pojawiłem się w Kamieniu Krajeńskim. W mieście tym są kawiarnie i różne pizzerie, a ja chciałem napić się kawy. Sęk w tym, że kawiarnie zamykają o 13, a pizzerie otwierają o 14 (różne lokale). Udało mi się jednak wprosić do jeszcze zamkniętego lokalu i napić :)
Samo miasto jest dosyć małe choć widać w nim blask dawnych czasów

Za Wyrzyskiem przejeżdżam przez Dąbki, w których rozegrała się bitwa chłopstwa z Krzyżakami (wygrana przez Polaków).

Z Sadek do Nakła jadę już DK10 naiwnie licząc na pobocze. Pobocza jednak brak, choć na szczęście ruch wieczorem był niewielki. Nakło mnie dość rozczarowało, miasto jest moim zdaniem brzydkie jak noc. Najfajniejszy był wiadukt nad torami, który był tak zniszczony, że wyjazd na Bydgoszcz jest puszczony inną drogą. Na wiadukcie jest ruch wahadłowy.

Do Bydgoszczy dalej nie ma pobocza poza jednym podjazdem (i dobrze, że tam było). W Pawłówku witają mnie fajerwerki - Bydgoszcz w końcu mnie doceniła ;-)

W samej Bydgoszczy nie naoglądałem się zbyt wiele. Tym razem trafiłem na coś znanego - Operę

Poza Operą mogę tylko powiedzieć, że spadł deszcz, którego się delikatnie mówiąc nie spodziewałem i że przejeżdżałem obok hali w której walczył Artur Szpilka.
W nocy przez miasto przejeżdżało się płynnie i bezproblemowo dojechałem do mostu w Fordonie. W Złejwsi Wielkiej dopadła mnie senność - musiałem ratować się kawą na stacji benzynowej i 2 minutową drzemką. Pomogło na tyle, że dotrwałem do Przysieka gdzie już siłą woli zmusiłem się do jazdy dalej. Jednak samotna jazda nocą wraz z wiekiem staje się coraz trudniejsza. W Toruniu wita mnie brzask więc się ogarniam i do domu dojeżdżam już w miarę przytomny. Cała wycieczka zajęła mi równo dobę bo byłem w domu o 3:35 ;-)


Więcej zdjęć tradycyjnie można obejrzeć w - klik tutaj - > G A L E R I I < - klik tutaj -

Zaliczone gminy: 8
Kujawsko-Pomorskie (4): Sośno, Kamień Krajeński, Sadki, Nakło nad Notecią
Wielkopolskie (4): Lipka, Zakrzewo, Łobżenica, Wyrzysk


Dla zainteresowanych mapka:

Gminobranie Tucholskie 269km

Piątek, 31 maja 2013 | dodano:01.06.2013 | linkuj | komentarze(2)
Kategoria .Surly 2013, >100, >200, gminobranie, wycieczka 2013
  d a n e  w y j a z d u
269.29 km
0.00 km teren
16:46 h
16.06 km/h
42.62 vmax
22.0 *C
219 HR max(116%)
107 HR avg( 56%)
m 7185 kcal
Zostało mi jeszcze parę niezaliczonych gmin w moim województwie, a długi weekend to najlepsza pora na takie eskapady. W czwartek opracowałem sobie trasę, która zaliczała co prawda tylko trzy gminy, ale za to takie dość trudne do odwiedzenia, bo na skraju województwa. Plan był dość napięty bo chciałem na noc wrócić do domu, a dystans raczej przekraczał 250km. Pobudka w piątek o 1:40 i o 2:45 byłem już na dole w trasie. Z Torunia wyjeżdżam po ciemku, ale już obok Chełmży zaczęło się robić jasno. Zgodnie z planem, aż do Świecia jechałem DK91 - szerokie pobocze i brak problemów nawigacyjnych, a do tego w nocy na drodze jest kompletnie pusto. W Stolnie zaś zastał mnie prawdziwy świt :)

Chełmno mijam bokiem, aby w dolinie Wisły móc podziwiać skąpaną w promieniach świtu mgłę

Zaraz za mostem skręcam by nadwiślańską drogą dojechać do Świecia. Po drodze mijam jeszcze kościół farny (oczywiście brak jakiejkolwiek tabliczki, informacji itp. :|). W samym Świeciu wypadł mi po drodze podjazd ulicą Sądową - nachylenie było imponujące, ale ponieważ na końcu jest "ustąp pierwszeństwa", to musiałem samą końcówkę odpuścić aby się nie wpakować pod koła - widoczność praktycznie zerowa. Ze Świecia do Sulnówka jadę drogą dla rowerów bo po kilkuset metrach się nie skończyła, a ruch w przeciwnym kierunku był dość spory. Zaraz za końcem drogi dla rowerów podziwiam policyjną łapankę kacową - wszyscy byli zatrzymywani i musieli dmuchać (oprócz, oczywiście, wariata w lycrze)

W Laskowicach jadę ulicą Oską (ul. Oska), która to przy okazji jest początkiem pięknej alei dębowej

Ulica ta wiedzie do miejscowości o nazwie Osie. Tu się rozpoczyna moja dygresja gramatyczno-etymologiczna. Nazwa miejscowości Osie pojawiła się w momencie, gdy Napoleonowi pękła oś w jego pojeździe. Nazwa jest rodzaju żeńskiego w liczbie mnogiej i miejscownik od rzeczownika pospolitego, to oczywiście "w osiach". Tymczasem straż pożarna na tabliczce ma tam napisane "Straż Pożarna w Osiu". W tym osiu? Nic się tu kupy nie trzyma i tak już tu zwyczajowo (i urzędowo!) jest.
Z miejscowości Osie (strach to odmienić - z Osia? z Osi? z Osiów?) jadę do Tlenia drogą dla rowerów. Jest zrobiona z niefazowanej kostki i jedzie się nią dobrze. W połowie jest nawet parking dla rowerów

Przy tej samej drodze mijam jedno z licznych miejsc pamięci o ofiarach II Wojny Światowej

Niemcy podczas transportu więźniów z obozu zabili tu najsłabszych, niemających siły iść ludzi. Podczas dzisiejszej wycieczki jeszcze wiele takich miejsc minę - wojna nie oszczędzała tych terenów. Tymczasem droga pomału zamienia się w łaciatą, a na końcu drogi już nie ma, są tylko dziury i łaty, jak niegdyś na drodze do Nowego Warpna (kto był, ten wie o czym mowa):

Dojeżdżam do Śliwic, które są pierwszą dzisiaj zaliczaną gminą. W Śliwicach obok kościoła znajduje się replika groty z Lourdes, gdzie miało miejsce objawienie Matki Boskiej.

Replika wyszła niesamowicie - z bliska widać wiele detali, w tym nacieki itp:

Po zwiedzeniu wciągam lody z automatu i jadę do Czerska. Tak naprawdę to chcę się dostać do Fojutowa, ale Google nie objechało w tej okolicy wszystkich asfaltowych dróg, a moja mapa twierdzi, że jest tylko gruntówka. Trochę się boję ryzykować nadkładania drogi albo brodzenia w piachu więc jadę przez Czersk - asfalt gwarantowany ;-) Przy drodze są dość liczne bajorka pełne płazów i owadów
- ekosystem w pigułce

Przez Czersk przejeżdżam dość sprawnie nic ciekawego oprócz ładnego kościoła nie zauważając. Dojeżdżam do Fojutowa i wita mnie widok jak z Disneylandu - trochę mnie to odrzuca, ale skoro tyle tu jechałem, to obejrzę ten akwedukt

Akwedukt w Fojutowie został zbudowany aby wody Wielkiego Kanału Brdy mogły przepłynąć w poprzek Strugi Czerskiej. Kanał zbudowano w celu nawodnienia okolicznych pól i chyba był potrzebny, skoro nieopodal leży miejscowość o nazwie Woziwoda ;-) Więcej o akwedukcie można przeczytać np. w Wikipedii
Sam akwedukt... jak zwykle spodziewałem się czegoś większego, ale jest fajny i można sobie wejść do środka, co też czynię:

Jeśli kogoś kręcą panoramy z lasem po horyzont, to powinien wejść na wieżę widokową (18 metrów) i za jedyne 2 zł może podziwiać do woli

Ja tam wolę rowerowe klimaty i choć na zlocie do roweru wodnego nie wsiadłem, to ten ze zdjęcia mnie kusił - wygląda "prawie jak drakkar"

Z Fojutowa jadę dalej na południe do Tucholi. Miasto stało się bardzo przyjazne rowerzystom. Do samej starówki wiodą mnie czytelne i dobrze umieszczone drogowskazy, a na starówce widać powiew zmian:

Rynek jest dość ładny, ale po objechaniu go oraz kawałka starówki zawracam, bo pora jest późna, a ja jestem w połowie drogi!
Jadąc do Kęsowa na łące podziwiam parę żurawi

W samym Kęsowie jestem świadkiem, jak wiatr zmian przesuwa spore głazy

Na głazach są kody QR i krótka informacja, np. "bunkry []" Fajnie, że coś takiego się robi, ale zapytałem o mapę i tablicę informacyjną i usłyszałem, że teraz prawie każdy ma smartfona. Po czym pan wyciągnął jakiegoś pięciocalowca i pokazał mi, jak to działa. Super, tylko że smartfon za długo na baterii nie pociągnie i dlatego właśnie podziękowałem tej "rewolucji" technicznej po dwóch latach codziennego ładowania. Dowiedziałem się tylko, że wszystko jest na stronie internetowej. Czyli jak nie masz smartfona lub nie planujesz trasy z wyprzedzeniem, to wypad - nic się nie dowiesz pojawiając się spontanicznie w jakimś-tam Kęsowie. Szkoda - mnie te bunkry nawet zaciekawiły. No nic - czas było mi ruszać dalej bo pogoda miała się wkrótce zmienić i "coś" wisiało w powietrzu:

W odpowiednim momencie zakładam strój przeciwdeszczowy więc na szczęście nie zmarzłem i nie przemokłem, co przy planowanym dystansie oznaczałoby raczej potężne odparzenia itp. przyjemności. Zaliczam jeszcze Gostycyn i jadę do Mąkowarska gdzie wbijam się na krajówkę. Moja mapa twierdzi, że to jedyny asfalt do Koronowa więc jadę 14km drogą bez pobocza. W sumie jedzie się umiarkowanie źle, z uwagi na ruch, ale warto tu odnotować, że na drodze jest całkiem fajny wiadukt kolejowy

Wiadukt ma 25 metrów wysokości, a jeszcze fajniejsze jest to, że zaraz za nim jest podjazd na wysokość znacznie większą - trochę się rozgrzałem :-)
Dojeżdżam do Koronowa

I co widzę kawałek dalej? Znak na Mąkowarsko w uliczce - czyli na 99% jednak jest alternatywny asfalt. Używam map wydawnictwa Demart i właśnie moje zdanie na ich temat stało się mniej pochlebne (mniejsza nawet o aktualizację, a raczej jej brak). Rynek w Koronowie wygląda względnie ładnie, ale zobaczyłem tam po raz pierwszy, jak zbieracz puszek przy okazji śmieci zbiera i wrzuca do kosza. Respekt!

Jadę przez Bożenkowo do Maksymilianowa. W Żołędowie w ostatnich promieniach słońca oglądam pałac (przy ulicy... pałacowej)

Dalej zamierzam jechać przez Jarużyn. Okazuje się, że droga jest w remoncie, ale... rzeki żadnej po drodze nie ma, a nawierzchnia wydaje się być bardzo porządna więc jadę.

Miałem rację - po nieco ponad kilometrze nawierzchnia już w ogóle jest ukończona i zakaz w moim przypadku nie miał wiele sensu. W Bydgoszczy jadę ul. Wyzwolenia, choć na moment się gubię i podjeżdżam niepotrzebnie pod las. W Fordonie jestem ok. 22:30 i jeszcze kawałek przede mną

Do domu ostatecznie docieram nieco po 1, po drodze dowiadując się jeszcze, że moja lampka zakłóca pracę pulsometru - stąd absurdalny HR MAX
Gminobranie zaliczone a wycieczka bardzo udana.

Znacznie więcej zdjęć można obejrzeć zaglądając do - klik tutaj - > G A L E R I I < - klik tutaj -

Do kolekcji trzy nowe gminy w województwie Kuj-pom:
Śliwice, Kęsowo, Gostycyn

Dla zainteresowanych mapka:

Powrót ze zlotu - dzień 2 (320km)

Poniedziałek, 20 maja 2013 | dodano:28.05.2013 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria .Surly 2013, >100, >200, >300, forumowo, gminobranie, nightrower, sakwowo
  d a n e  w y j a z d u
320.07 km
4.00 km teren
21:35 h
14.83 km/h
47.58 vmax
16.0 *C
146 HR max( 77%)
105 HR avg( 55%)
m 9646 kcal
Dziś miał być ostatni dzień mojej eskapady na zlot forum podrozerowerowe.info. Poniedziałkowy poranek był słoneczny, a mi bez zbędnej zwłoki (choć nieco później, niż planowałem) udało się zebrać wszystkie graty do kupy. Plan był taki, żeby dojechać do Ostródy i wrócić do Torunia pociągiem. Dojechać zaplanowaną trasą zaliczającą wszystkie gminy w północnej części województwa warmińsko-mazurskiego. Szybko przebiłem się przez Bartoszyce i skręciłem w stronę Górowa Iławeckiego. Okoliczne przystanki autobusowe nie posiadały bogatej infrastruktury takiej, jak np. oparcia ławeczek, ale za to wyróżniały się estetyką

W samym Górowie Iławeckim bardzo spodobała mi się wieża zegarowa w ratuszu

Na liście miejsc do odwiedzenia miałem też kościół i zobaczyłem jakiś kościół na tyłach rynku. To nie był jednak "ten" (który to akurat był taki sobie). Trafiłem po raz pierwszy do cerkwi. W dodatku gotyckiej, bo grekokatolicy odkupili budynek świątyni od ewangelików (którzy przejęli go od katolików wieki temu).

Cerkiew była w trakcie jakichś prac remontowych więc udało mi się bez problemu wejść do środka i obejrzeć wnętrze - podobne, ale jednak zauważalnie inne od świątyń rzymskokatolickich

Więcej zdjęć wnętrza można znaleźć w galerii.
Na wyjeździe z Górowa Iławeckiego planowałem jeszcze obejrzeć muzeum gazownictwa, ale oczywiście było zamknięte, a w celu zwiedzania należy kontaktować się z informacją turystyczną. Cóż, rozumiem motywy, ale mimo wszystko szkoda, że w naszym kraju mało co da się obejrzeć od środka w sposób spontaniczny :( Pozostało mi przyjrzenie się konstrukcjom widocznym od zewnątrz

W następnej gminie zobaczyłem dość kuriozalny widok. Co byście powiedzieli na spory baner promujący pogańską mitologię wiszący na budynku parafii? W Lelkowie nie mają z tym problemu i zaraz obok proboszcza wisi sobie reklama zakładu pogrzebowego "Haron" (tak, przez "h"). Zresztą - co tu dużo pisać:

Mi tam rybka, ale dość zabawnie to wygląda ;-)
Jadę tak sobie aż do Pieniężna, a tam, tuż przed miastem, spotkała mnie miła niespodzianka. Przy drodze jest zupełnie otwarty skansen maszyn rolniczych.

Skansen jest nie tylko otwarty, ale też wyposażony w bardzo dużo eksponatów i - co dziwne - metalowych, atrakcyjnych więc dla złodziei. Tak czy owak, mi się tam bardzo podobało. Poniżej tylko kilka zdjęć, po więcej zapraszam do galerii.


Co mi się podobało jeszcze bardziej - w dość oryginalny sposób można wnieść nieobowiązkową opłatę za zwiedzanie:

W samym Pieniężnie kiedyś już byłem, ale nadal wrażenie na mnie robią XIV-wieczne ruiny ratusza

oraz zamku krzyżackiego

Zamek, choć masywny, sprawia dziwne wrażenie, bo nie wygląda jak konstrukcja stricte obronna. Jednak jego położenie i masywność murów dość szybko przypominają o tym, do czego zamki służyły. Obok zamku znajduje się okazały, pięcionawowy kościół

Z Pieniężna udaję się do Ornety gdzie również już kiedyś byłem - w trakcie połówki trasy rajdu PTTK "dookoła Polski". Tym razem najbardziej spodobała mi się kamienica przy rynku

Całe stare miasto w Ornecie warto zobaczyć - jest tam naprawdę przytulnie i warto spędzić tam chwilę na spacerze. Z Ornety robię niewielki skok w bok do gminy Lubomino i tuż przed miejscowością skręcam w stronę Wapnika, w którym się gubię - nie wiem czemu się tak stało, ale nie zauważam znaku skrętu i nadrabiam ok. 1,5km po piachobruku. Gdy dojeżdżam do Miłakowa, robię postój pod przepięknym gotyckim kościołem

Już wiem, że do Ostródy nie zdążę na pociąg. Jak to się stało? Zwiedzanie, gminy, zmęczenie... Na pewno to też powody, ale najważniejsze to jednak wiatr w twarz oraz podjazdy, których rowerem obciążonym sakwami nie pokonuję tak szybko, jak jest to potrzebne do sprawnej jazdy na czas (odjazdu pociągu). Dzwonię do żony i okazuje się, że do Morąga też nie ma się co spieszyć bo pociągów brak. I na ten moment odzwywają się porządne, prawdziwe dzwony w Miłakowie - aż powietrze wibruje. Cóż - to na pewno znak! Deklaruję małżonce, że pojadę do Ostródy i zobaczę, co dalej, ale ja już tak naprawdę wiem - jadę do domu rowerem, będzie pierwsza 300-tka od wielu lat. A że pod wiatr i być może w deszczu? Tym lepiej - większy hardkor to większa satysfakcja :D
Zresztą, jeśli chodzi o znaki, to (uwaga! będzie niechronologicznie!) wyjeżdżając z Ornety na zakręcie zobaczyłem kapliczkę i gdy robiłem jej zdjęcie, słońce dało dość ciekawy efekt:

Z Miłakowa kieruję się do Morąga, w którym można, na ul. Mickiewicza, znaleźć sklep z używaną odzieżą o jakże pełnej polotu i kreatywności nazwie "szmatrix":

Sklep sklepem, ale zaczęło padać i pada coraz mocniej. Z niemałym trudem odnajduję pizzerię w ostatniej niemal chwili - zaczyna już konkretnie lać. Pizza, cola, przebierka i można jechać - akurat skończyło się oberwanie chmury. Niestety - nie pierwsze. Z Morąga wyjeżdżam w stronę Łukty - to kolejna gmina do zdobycia. Ponieważ skręt na Ostródę znajduje się jeszcze na terenie gminy Morąg - ignoruję go i będąc praktycznie sam na drodze dojeżdżam do Łukty by potem przez las w strugach ulewnego deszczu dojechać do Ostródy

W Ostródzie wypijam dużą kawę w (całodobowym!) McDonaldsie i jadę dalej drogą krajową nr 16. Trochę się bałem ruchu na niej bo wiem, że nie ma tam pobocza, ale... ruch jest praktycznie żaden. Do Iławy docieram bez problemów, choć przed samym miastem muszę się przebrać na przystanku - mokre ciuchy skończą się potężnymi odparzeniami, a jest za zimno by jechać tylko w jednej warstwie, która by szybko wyschła. Iława to ładne miasto położone nad jeziorem, ale nocą, gdy tylko przez nie przejeżdżam, niewiele jest tu do podziwiania. Moją uwagę zwraca tylko ratusz:

Kawałek za Iławą dojeżdżam do granicy gminy Kisielice i w Jędrychowie skręcam na południe, do Biskupca (mylnie myślałem, że nie mam i tej gminy - a tymczasem już pierwszego dnia wyjazdu ją zaliczyłem!). I tu zaczyna się mój kryzys. Błędem było niewypicie jakiejś solidnej kawy w Iławie, powinienem poszukać całodobowej stacji, albo chociaż kupić colę przy okazji zakupów wody. Jedzie się źle i zaczynam przysypiać za kierownicą, jednak udaje mi się to zwalczyć. Jadę pustą, boczną, wiejską drogą więc tylko dla siebie stanowię zagrożenie, ale i tak czuję się z tym źle. W Biskupcu pod kościołem planuję dalszą trasę, a tymczasem na dachu kościoła siedzi z tysiąc (nie przesadzam!) kraczących ptaszorów:

Mijam po drodze do Świecia farmę wiatraków

W Świeciu nad Osą robię mały postój na parkingu i ok. półtoraminutowa drzemka mnie stawia na nogi. Na poboczu parę kilometrów dalej muszę jednak się zatrzymać i ugotować sobie kawę - sklepy jeszcze pozamykane, stacji 24h żadnej na trasie, a ja zaczynam znowu zasypiać.

Kawa, w połączeniu z drożdżówką i coca-colą w pobliskim, świeżo otwartym sklepie stawiają mnie na nogi (aż do Wąbrzeźna) i jadę do Radzynia Chełmińskiego tak, aby wjechać od północy, koło ruin okazałego zamku

Z Radzynia wyjeżdżam w kierunku Wąbrzeźna, ale jest już po 8 rano i ruch na drodze wojewódzkiej jest nieprzyjemnie duży. W dodatku kierowcy mają mnie tu za intruza i jadą, jak chcą. Podobno im szersza droga, tym więcej wypadków i dlatego nie buduje się szerokich poboczy. OK, ale wąskie, 25cm mogłyby jednak powstawać. Kierowcy i tak wyprzedzają mnie "na papier" więc te parę centymetrów zapasu by pomogło. W Wąbrzeźnie ponownie mam zjazd formy i ponownie 0,5l coca-cola stawia mnie na nogi. Zresztą, 3,50 za taką buteleczkę każdego by postawiło ;-)
Samo Wąbrzeźno jest znane z labiryntu uliczek i faktycznie - osobom nieznającym topografii miasta i niemającym GPS-a odradzam wizytę. Ja w zasadzie tylko przejeżdżam przez rynek:

Mylę oczywiście wyjazd na obwodnicę (tak, jest i obwodnica!) więc 1,5km dokłada się do dystansu. Cały czas pod coraz silniejszy wiatr jadę w stronę Chełmży by skręcić na południe i dobrze znanymi mi drogami wyjechać w Papowie Toruńskim. Tam jadę 700m ruchliwą drogą wojewódzką by pojechać żółtym szlakiem w stronę Betoru/Elany. Do domu dojeżdżam ok. 12:30 i nawet (już) nie odczuwam wielkiego zmęczenia. Mam jeszcze siłę na prysznic, jakiś posiłek i kładę się do łóżka by chwilę poleżeć. Po 16-tu godzinach chwila się kończy ;-)
Udało mi się przejechać 320km, z czego ok. 50km w dość ulewnym deszczu i całość praktycznie pod wiatr początkowo zachodni, a pod koniec południowo zachodni (akurat tak, jak moja trasa :D). Warto czasem nie zdążyć na pociąg :)

Serdecznie zapraszam do zapoznania się z resztą zdjęć w - klik tutaj - > G A L E R I I < - klik tutaj -

Zaliczone gminy (11):
Warmińsko-mazurskie: Górowo Iławeckie - obszar wiejski, Górowo Iławeckie - miasto, Lelkowo, Lubomino, Miłakowo, Morąg, Łukta, Ostróda - obszar wiejski, Ostróda - miasto, Iława - obszar wiejski, Iława - miasto, Kisielice

Dla zainteresowanych mapka:

Stolica :)

Środa, 1 maja 2013 | dodano:02.05.2013 | linkuj | komentarze(1)
Kategoria .Surly 2013, >100, >200, gminobranie, wycieczka 2013
  d a n e  w y j a z d u
250.48 km
0.00 km teren
13:45 h
18.22 km/h
37.51 vmax
15.0 *C
162 HR max( 86%)
129 HR avg( 68%)
m 10473 kcal
Na początek maja postanowiłem wybrać się gdzieś dalej. Spojrzałem na prognozę i już wiedziałem, że tym razem pojadę do Warszawy głównymi drogami. Miało wiać z grubsza z północy, ale też być mokro. Poza tym okazało się, że ostatni pociąg do Torunia, którym można legalnie przewieźć rower, odjeżdża o 18:05. Start miał być o 2, ale jak zwykle mi nie wyszło i wyjechałem ok. 3:15. Najpierw DK10. Na drodze zasadniczo pusto, jakiś ruch zaczął być zauważalny dopiero za Lipnem. Dojeżdżam spokojnie do Sierpca, gdzie nawet chciałem odwiedzić skansen wsi mazowieckiej, ale podziękowałem za imprezę. Najpierw zobaczyłem drogowskaz, parking. No to jadę. Na parkingu nie było stojaka na rowery (nawet wyrwikółka, nie było żadnych schodów w dół sporej skarpy, na której się znajduje parking, ani też nie było żadnego kierunkowskazu. O godzinach/dniach otwarcia też można sobie pomarzyć. No to wio, jadę dalej.
Z Sierpca jadę do Drobina, a po drodze ruch stał się już zauważalnie spory. Szczególnie w kierunku przeciwnym. Wielu kierowców ma w głębokim poważaniu przepisy i wyprzedza na trzeciego znacznie przekraczając dozwoloną prędkość więc uciekam w Drobinie na znacznie spokojniejszą DK61 do Glinojecka. Nie ma pobocza, ale też samochodów mniej niż na niejednej wojewódzkiej.
Zastanawiające: po co ludzie z tłocznej Warszawy jadą tysiącami nad tłoczne wybrzeże gdy tymczasem tuż obok jest całkiem ładne, spokojne Mazowsze z może niezachwycającym, ale za to spokojnym Ciechanowem. Cóż, ja sobie chyba odpoczynek wyobrażam nieco inaczej niż statystyczny "Kowalski".
Przed Glinojeckiem skręcam na rondzie w DK7. Do ronda był 800m korek od strony Warszawy. Jak to mówią: jeźcie do Gdańska, miliony kierowców nie mogą się mylić!

Pobocze na DK7 jest szerokie i dobrze utrzymane, pasów do skrętu (zżerających pobocze) bardzo mało a ruch był na szczęście bardzo duży więc nie było wielu szaleńców - czułem się prawie jak w mieście. Do Płońska dojeżdżam bez większych przygód. Szybkie lody w McDonaldzie i jadę dalej na Nasielsk.
Droga początkowo jest bardzo ładna, ale niestety po kilku kilometrach jej nawierzchnia jest tak dziurawa, że trzeba jechać środkiem. Na szczęście ruch jest bardzo mały i jest to wykonalne. Widoki są sympatyczne, a mijany krajobraz urozmaicają rzeki takie jak Wkra:

czy Sona:

W Nasielsku daje mi popalić podjazd pod wiadukt nad torami, a dodatkowo zaczyna mi się kończyć czas na cokolwiek - muszę wszak zdążyć na pociąg. Tymczasem bolą mnie kolana i nie jedzie mi się dobrze. Na szczęście za Nasielskiem zmienia się trochę kierunek jazdy i wiatr zaczyna troszkę pomagać.
W Dębem jednak zatrzymuję się i podziwiam tamę:

oraz samą Narew

Droga do Legionowa niczym szczególnym się nie odznacza, a w samym Legionowie da się dość wygodnie jechać wzdłuż krajówki choć jej pobocze mogłoby nie mieć kolein, a wiadukt mieć wyraźne oznakowanie dla rowerzystów - DDR kieruje pod wiaduktem a tam przejazdu nie widać). W Jabłonnej zaczyna się separacja rowerzystów, co nie dawało mi komfortu psychicznego - zwykle takie DDR-ki kończą się nie-wiadomo-czym. Tu jednak było w miarę OK. Na zakręcie krajówki w Jabłonnej jestem zdezorientowany: DDR nie skręca, a ja nie znam drogi. Zakazu nie ma więc wbijam się na krajówkę a dzięki dobremu momentowi (światła), samochody doganiają mnie na tyle daleko, że akurat są następne światła, na których DDR się już pojawia. Potem bocznymi uliczkami jadę wzdłuż krajówki aż do ul. Modlińskiej gdzie przeżywam zdumienie: jest pas do ruchu lokalnego i jest on pusty! Niepojęte, że w Polsce to się udaje... :)
Po długim, a nawet dłużącym się dojeździe ul. Modlińską wbijam się w końcu na most północny, nazwany ostatnio Mostem im. Marii Skłodowskiej-Curie:

Mostem jedzie się miodnie, ale nieco tajemniczo. Zjazdy dla rowerzystów nie są oznaczone i tak naprawdę jadę na czuja. Okazało się, że za daleko, ale tylko kilkaset metrów. Zawracam do Marymonckiej i jadę na Dworzec Centralny Marymoncką/Popiełuszki/Jana Pawła II. Czasu mam tak mało, że nawet pod pałac kultury nie dam rady podjechać więc tylko przy zejściu do podziemi dworca robię sobie fotkę:

W Toruniu powrót obfitował w obserwacje pijanych kierowców, na oko czterech takich zauważyłem przez pół godziny. Do domu docieram spokojnie, choć kolana nie dają o sobie zapomnieć.

Tradycyjnie, znacznie więcej zdjęć znajduje się w:
- klik - > G A L E R I I < - klik -

17 nowych gmin: Baboszewo, Drobin, Glinojeck, Jabłonna, Legionowo, Nasielsk, Nowe Miasto, Płońsk, Płońsk - obszar wiejski, Pomiechówek, Raciąż, Raciąż - obszar wiejski, Serock, Sochocin, Świercze, Wieliszew, Zawidz

Dla zainteresowanych mapka:

Gminobranie Izbiczne

Sobota, 13 kwietnia 2013 | dodano:14.04.2013 | linkuj | komentarze(2)
Kategoria .Surly 2013, >100, >200, gminobranie, nightrower, wycieczka 2013
  d a n e  w y j a z d u
223.72 km
1.00 km teren
14:03 h
15.92 km/h
36.71 vmax
13.0 *C
175 HR max( 93%)
114 HR avg( 60%)
m 7982 kcal
Piękna pogoda, żona w domu czyli... czas na pierwsze większe gminobranie :-)
Mimo wiosennej pogody, silny zachodni wiatr nie zachęcał do jazdy po pętli, ale... wolałem po pętli i wrócić wieczorem niż jechać na wschód i wrócić nie-wiadomo-kiedy pociągiem. No i jadąc po pętli miałem właściwie gwarancję, że uda się zrobić pierwszą w tym roku dwusetkę :-)

Wieczorem moja latorośl postanowiła, że będzie balować do 23 z haczykiem więc mój plan "o 21 spać i ruszyć o 2" spalił na panewce. 4h snu to jednak minimum więc wstałem o 3 i ok. 4:15 byłem w trasie. Zacząłem naokoło Torunia bo chciałem zobaczyć w nocy dzielnice przemysłowe, a następnie ruszyłem przez most i dalej DK91. Niestety późna godzina startu sprawiła, że ruch już był zauważalny i nie czułem się bardzo komfortowo na drodze. Na szczęście jest tam szerokie pobocze więc dało się jechać. Wzdłuż 91 budowana jest (była) autostrada A1 - może jak skończą, to będzie lepiej (znając życie - pewnie nie, bo kierowcy będą woleli tańszą DK91):

W końcu docieram do Włocławka, jadąc wzdłuż zakładów chemicznych:

W samym mieście remontują ulicę będącą w ciągu DK91, co jest pozytywne. Niestety - zbudowano też ciąg pieszo-rowerowy, który został zaprojektowany przez kogoś, kto chyba opuścił zajęcia z projektowania dróg niesamochodowych. Krawężniki, brak ciągłości, kolizje z pieszymi, ostre zakręty... I do tego kostka. Ehh :(
Tam, gdzie remontu (jeszcze?) nie ma - tam jest krajobraz księżycowy więc w sumie lepiej, że jednak coś robią. Z Włocławka jadę do Brześcia Kujawskiego, po drodze zaliczając dość trudną do "trafienia" gminę "Włocławek obszar wiejski". Nie jest to miła trasa bo DK62 nie ma pobocza, ale na szczęście w sobotni poranek ruch jest umiarkowany i jakoś przeżyłem. Sam Brześć jest nawet ładny, szczególnie podoba mi się kościół przy rynku:

Przy urzędzie miasta grupa młodych "kibiców" chyba szukała zadymy, ale sobie poszli więc i ja też pojechałem w stronę Lubrańca. Lubraniec jest całkiem spory jak na małe, gminne miasteczko, ale dzięki wjazdowi do centrum udaje mi się sfotografować kilka ciekawych zabytków. Wyjazd w stronę Boniewa prowadzi naokoło, ja skręcam w prawo na Smogorzewiec, gdzie droga jest przyjemna jak rzadko kiedy (może dlatego, że wieje wiatr zachodni, a Boniewo jest lekko na wschód?).
Z Boniewa postanawiam jechać na południe do Wielkopolski, dzięki czemu wpadają do koszyczka dodatkowe dwie gminy o podobnych nazwach: Chodecz i Przedecz.
Powrót na północ miał być mniej wietrzny, ale aż do Izbicy Kujawskiej - nie był. Na szczęście widoki to rekompensowały. Za to po drodze termometr zmierzył 20.5 stopnia! Na plusie! Miałem też kryzys i o mało nie zostałem w Chotelu:
Sama Izbica jest miastem bardzo ładnym, mój czas jednak się zaczyna kurczyć więc po kilku fotkach uciekam na północ. W Hulance dopada mnie gradobicie z kulkami wielkości grochu:

A przed Bądkowem chowam się na przystanku bo solidna burza nadciąga. Nade mną tylko trochę pokropiło, ale kilka kilometrów bardziej na północ jezdniami płynęły małe potoczki.

W Konecku gdy fotografuję kościół widzę, że przez okno gapi się na mnie jakiś facet. Strasznie to musiało być podejrzane - rowerzysta pod kościołem. Ehh :/
Noc łapie mnie przy Aleksandrowie Kujawskim i na stacji muszę ratować się kawą. Dała mi sporo energii gdyż wyraźnie przyspieszyłem jadąc drogą do Chorągiewki.
Pod wiadukt-skrzyżowanie DK-15 i S10 jak zwykle mam >30 km/h mimo kryzysu - strasznie nie lubię tamtędy jechać bo prawy pas jest do prawoskrętu, a lewy na wprost i jadąc prawym mogę zostać zgarnięty przez TIR-a albo "szybkiego wściekłego", a jadąc na wprost... nie ma mnie jak wyprzedzić.
Potem już standardowo do domu przez most-Uniwersytecką-Bażyńskich.

Więcej zdjęć, zapewniam że ciekawych, jak zwykle w:
- klik - > G A L E R I I < - klik -

Zaliczone gminy 11:
Kujawsko-Pomorskie: Bądkowo, Boniewo, Brześć Kujawski, Chodecz, Izbica Kujawska, Koneck, Lubraniec, Osięciny, Topólka, Włocławek - obszar wiejski
Wielkopolskie: Przedecz

Mapka niestety z Google, bo bikemap.net nie działa: